Biblioteka



NAJWAŻNIEJSZA JEST MIŁOŚĆ MAŁŻEŃSKA




 
NAJWAŻNIEJSZA JEST MIŁOŚĆ MAŁŻEŃSKA



   – Jesteśmy w opinii ludzi idealnym małżeństwem i idealną rodziną. Dobrze wychowane dzieci, dobrze wykształcone. Teraz już na swoim. Ale i nasze małżeństwo jest postrzegane jako wzorcowe. Bez żadnych zdrad małżeńskich, bez żadnych „skoków w bok”. Doczekaliśmy się wnuków, i to udanych wnuków. Niejedni nam zazdroszczą. I mówią, że mają czego zazdrościć.
   – A tak naprawdę?
   – A tak naprawdę jest to cisza grobowca rodzinnego. Wygasły wulkan. Dwa życia niezależne od siebie. Dwoje obcych ludzi. Rzadkie rozmowy, a jeżeli już to na tematy bieżących potrzeb domowych. Nawet nie ma przelotnego pocałunku na „dzień dobry” czy na „dobranoc”.
   – Śpicie osobno?
   – Tak, w osobnych pokojach.
   – Dlaczego? Co się stało? Jak do tego doszło?
   – Już nawet sobie nie przypominam, z jakiego powodu on się przeniósł. Być może, że chodziło mu o to – tak przynajmniej tłumaczył – że nie chce mi przeszkadzać we śnie, bo gdy leży na wznak, to pochrapuje.
   – Zmienił się?
   – Zaniedbał się. Dawniej był zawsze elegancki. Dbał o ubiór nawet z przesadą. Zawsze wygolony, świeży. Dziś goli się tylko od czasu do czasu. Do fryzjera zachodzi rzadko.
   – Co się stało? Co zaszło? Odkąd to się zaczęło? Czy pani może mi podać jakąś datę, jakieś wydarzenie, które by pomogło zrozumieć tę przemianę?
   – Od pewnego czasu stawiałam sobie sama to pytanie. I długo nie potrafiłam na nie odpowiedzieć.
   – I wreszcie?
   – Aż dopiero teraz. Gdy patrzę na córkę i zięcia. I sposób, w jaki wychowują dzieci. Odkryłam błędy, jakie popełniłam ja sama, ale i mąż do spółki ze mną.
   – Proszę opowiadać.
   – Opowiadać można by długo. Zamknę to w jednym zdaniu. Oni kochają nie wyłącznie swoje dzieci. Ale oni w dalszym ciągu kochają się jako mąż i żona.
   – Proszę to wytłumaczyć.
   – Może to powiem inaczej. Gdy przyszło ich pierwsze dziecko na świat, potem drugie, oni nie rzucili się wyłącznie w miłość ku dziecku. Nie odsunęli miłości ku sobie na drugi plan, a właściwie na dziesiąty, ale miłość małżeńska pozostała dla nich wciąż na pierwszym miejscu.
   – A jak było z wami?
   – A ja, a my z mężem zrobiliśmy to podstawowe głupstwo: gdy przyszły dzieci na świat, zapomnieliśmy o sobie, a skupiliśmy się wyłącznie na dzieciach. I teraz, gdy znikły dzieci z domu, my zobaczyliśmy siebie jako zupełnie wyobcowanych ludzi.
   – A jak to oni realizują?
   – Chociażby tak, że nam podrzucają dzieci – zresztą ku naszej radości, bo kochamy nasze wnuczęta obłędnie – a sami wyjeżdżają na tydzień na urlop.
   – O, czy to nie przesada?
   – To tak bywa raz, dwa razy w roku.
   – A poza tym?
   – Na przykład: podrzucają nam dzieci na trzy godziny, a sami uciekają do przyjaciół na imieniny, do teatru czy do filharmonii.
   – A to nie egoizm? – pytam prowokacyjnie.
   – To nie egoizm, tylko mądrość. Oni nie widzą w tym nic szczególnego, gdy całują się przy dzieciach, gdy obejmują się i przytulają na oczach dzieci. Czego my unikaliśmy.
   – A jak ich dzieci reagują?
   – Jako codzienność, jako normalność. Przywykły do tego od zawsze. I wiedzą, że nie tylko one są same do całowania, do przytulania, że oprócz miłości ku nim jest jeszcze miłość między ojcem a matką. I mam taką pewność, że to zaowocuje, że one też tak będą postępować.