ZDRADA
Małżeństwo rozpada się. Rozchodzi się. Rodzice biorą rozwód.
Gdyby to było tak łatwo, tak po prostu. Ale ten akt prawny poprzedzają miesiące albo nawet lata rozsypującej się góry, wycinania lasu, wypalania łąk, niszczenia klombów w ogrodzie miłości. Aż zostanie kupa gruzu, kikuty drzew i masa śmieci.
Zdradzić. To nie tylko kogoś, ale najpierw siebie. Zdradzasz twoje zachwyty, twoje pocałunki, chwile najszczęśliwszego uniesienia, niezrównany podziw dla uroku, piękna. Niepowtarzalny zachwyt dla osobowości. Zdradzasz najintymniejsze wspólne przeżycia, wszystko co było nie „twoje” ani nawet nie „moje”, ale już „nasze”. Naszą wspólną mądrość, wolność, nasz wspólny obszar świata, który zagospodarowaliśmy sobą we dwójkę.
Bo na horyzoncie życia małżeńskiego pojawił się trzeci człowiek. To dziwne telefony, skrywane listy, niespodziewane prezenty. To wyjścia z domu – nie wiadomo po co, a właściwie wiadomo. Późne powroty – nie wiadomo skąd, a właściwie wiadomo. Kłamstwa i kłamstewka – głupie, wykrętne, zszywane grubymi nićmi, czytelne jak przez szybę. To atmosfera rosnącej nieufności, nieszczerości, napięcia. To pozory, pozory, pozory. To nocne rodziców rozmowy. To dzienne sprzeczki. Nawet w obecności dziecka. Nawet awantury. Karczemne burdy. Najgorsze wyzwiska. Najohydniejsze przekleństwa. Aż do rzucania talerzami, aż do rękoczynów.
A to wszystko obserwowane przez coraz bardziej zaniepokojone dziecko, które precyzyjnie wyczuwa każdą pozę, kłamstwo, nieszczerość. To dziecko zaskoczone, najpierw nie bardzo rozumiejące, co się dzieje, ale gdy się upewni, że podejrzenia jego nie są bezpodstawne, cierpi. Przerażone i porażone, że ten człowiek ukochany, autorytet najwyższy po prostu kłamie, w żywe oczy, podle oszukuje. Zawiódł człowiek, w którego istotę dziecko czuje się wciąż wczepione. Postępuje wbrew nakazom, jakie podaje za święte, nienaruszalne, jakich wymaga i egzekwuje. A teraz sam się ośmiesza i błaźni. Bo przecież tak jak się teraz przygotowuje do wyjścia, mówiąc że idzie na konferencję, tak nigdy się nie przygotowywał. Tak jak się teraz mizdrzy do lustra, nigdy się nie zachowywał.
I nikt tak surowo nie osądza zdrady małżeńskiej jak osądza dziecko. Chociaż oszczędza tego wyroku rodzicom. Bo mu ich żal. Bo się wstydzi za nich. Bo chce ich uratować przed samym sobą – resztkę ich godności. Woli im nie mówić prawdy prosto w oczy.
Ale wystarczyłoby otworzyć jego kalendarz albo pamiętnik czy dziennik, który może pisze, a wtedy włosy dębem ci staną. Gdy wyczytasz, że twoja ukochana córeczka – która jak chciałaś, jak robiłaś wszystko co tylko można, aby opowiedziała się po twojej stronie – podsumowała cię jednym słowem: dziwka. Przed tym słowem ni potrafisz się obronić. Nie mylisz się, nie odczytałaś źle. Napisała po prostu o tobie „dziwka!”. Z wykrzyknikiem. A ona ma dopiero czternaście lat. I potrafiła znaleźć to słowo na określenie twojej osoby.
A teraz uderz się w piersi i powiedz, coś zrobiła z twoim dzieckiem. Czy sobie z tego zdajesz sprawę. Zniszczyłaś mu dzieciństwo, zniszczyłaś czas dojrzewania, skaleczyłaś je i zraniłaś nieuleczalnie na całe życie. Skrzywdziłaś je jak nikt nigdy na świecie już nie skrzywdzi bardziej okrutnie niż ty skrzywdziłaś. Miałaś być matką, a stałaś się dziwką.