MĄŻ ODSZEDŁ
– Coś się zmieniło?
– Nie, jest tak jak było.
– Nic lepiej?
– Nie.
– To znaczy, w dalszym ciągu nie mieszka z wami?
– O, nie. Od dwóch lat zresztą. Ksiądz pamięta.
– Często przychodzi?
– Przeważnie dwa razy w tygodniu. Żeby się pobawić z synem.
– To już z pani strony wielka wspaniałomyślność. Znam przypadki, że się żona na to nie godzi. Długo siedzi?
– Godzinka, góra. Potem wraca do swojej pani. Czasem bierze go na spacer. Syn to uwielbia.
– Daje pieniądze na utrzymanie?
– Ależ skądże. Ani grosza. Przynosi czasem jakieś cukierki, czekoladki. Praktycznie biorąc, nic. Co ja mam robić? Jak się mam zachować?
– A co pani chce robić?
– Powinnam jeszcze raz z nim porozmawiać. Żeby zrozumiał, jak skrzywdził mnie i dziecko.
– Czy jeszcze pani z nim nie rozmawiała na ten temat?
– Rozmawiałam, ale widać to nie doszło do niego.
– Proszę sobie to podarować. I co jeszcze pani zamierza?
– Powinnam wystąpić na drogę sądową, żeby płacił alimenty.
– Macie rozwód?
– Nie. On tego nie chce. I ja tego nie chcę, bo go kocham. Ale on to wykorzystuje. Bo nie płaci. Mam się dopominać?
– Ma pani prawo. Ale…
– A właściwie to się dopominałam, ale nic z tego nie wyszło. Odmówić mu prawa spotykania się z dzieckiem, dopóki nie zacznie płacić? Nie dawać mu dziecka na spacery? Co robić?
– Po pierwsze, jeżeli zabroni mu się spotykania ze synem, to uderza pani przede wszystkim w syna. On ma do tego prawo, aby spotykać się ze swoim ojcem. I będzie miał pretensje i żal do pani, gdy mu pani tego odmówi. Nawiasem mówiąc, dokąd on prowadzi syna?
– Rozmaicie. Do parku, czasem wstępują do jakiejś ciastkarni.
– A prowadzi go również do swojego nowego domu?
– No właśnie. Długi czas nie odważał się. Przynajmniej ja tak interpretuję jego postępowanie. Ale od niedawna zaryzykował.
– Co syn na to? Jak reaguje, co opowiada?
– Mówi, że jest miła ta nowa ciocia. Tak ją nazywa zgodnie z poleceniem taty. Czy mam milczeć i udawać, że tego nie wiem?
– Widzi pani, gdyby pani nie miała dziecka, to by była inna rozmowa. Ale ponieważ jest dziecko, to nie może pani go ranić. Tym bardziej, że to jest chłopiec. Przywiązany do ojca. Chyba się nie mylę?
– Szalenie. On jest za nim całym sercem. Czeka na jego przyjście jak na jakieś święto.
– No właśnie. Nie może pani go ranić awanturami, upominaniem się o pieniądze. Nie wolno mu opowiadać o krzywdzie, jaką mąż wyrządził pani, ani o krzywdzie, którą wyrządził jemu. Nie wolno pani zniechęcać go do ojca.
– To mam kłamać?
– Nie kłamać, ale być odpowiedzialną matką. Bo inaczej, wcześniej czy później będzie pani musiała prowadzić chłopca do psychologa albo nawet do psychiatry.
– To przed kim się mam wypłakać jak nie przed dzieckiem. On musi znać prawdę o swoim ojcu. Kto mu ją powie, mąż czy może ta jego pani?
– Można się wypłakać przed swoimi rodzicami, nawet przed jego rodzicami, ale nie przed dzieckiem. A jeżeli chodzi o prawdę, to proszę się o to nie martwić. Syn sobie wyrobi ocenę bez pani pomocy.
– Jak to długo ma trwać?
– Nie wiem.
– A jaką mam szansę, że się coś poprawi?
– A, to następna sprawa. Musi się pani zachowywać wobec męża z godnością. Nawet zaczynając od spraw zewnętrznych. Zawsze pani ma być doubierana, doczesana, pogodna, spokojna. Pani jest gospodynią w swoim domu. On przychodzi jako gość. Ale pani jest gospodynią. Pani może go poczęstować herbatą.
– Jeszcze co, może jeszcze podwieczorkiem. Mam się mu narzucać?
– Niech Pan Bóg broni. Nie wolno się pani narzucać. Nie wolno się upokarzać przed nim. Ma pani być sobą. Przecież pani go kocha?
– Tak, kocham go. Wydaje to się nieprawdopodobne, ale kocham go.
– No to tym bardziej.
– Ksiądz myśli, że wróci?
– Nie wiem. Być może. Ale jeżeli wróci, to tylko na tej zasadzie, o jakiej mówimy. Nie na zasadzie płaczu, błagań, wściekłości, awantur. Tylko wtedy pani ma szansę odbudowania w nim miłości do pani. Tylko wtedy daje pani mu szansę otwartych drzwi. A w każdym razie dziecko wyjdzie z tej smutnej przygody niezranione.