NIEDOROZWÓJ UCZUCIOWY
Nieoczekiwanie spytała mnie:
– Co to jest miłość?
– Nie kochałaś nigdy? – zdziwiłem się.
– Nie.
– Miałaś tylu – jak mówisz – chłopców.
– No, to chłopców się ma. Ale nie kochałam nikogo. Co to jest miłość? Nie wiem, co to jest.
– Rodzice cię nie kochali?
– Rodzice mnie nie kochali. Może mnie kochali jak byłam maleńkim dzidziusiem. Ale potem nie mieli czasu. Wciąż nie mają dla mnie czasu.
To się chyba nazywa w psychologii – pomyślałem sobie – niedorozwój uczuciowy człowieka. A tymczasem ona mówiła dalej:
– Tak gdy się zastanawiam teraz, po co mi było tych chłopców, czego szukałam u nich – chyba ich było dwunastu. Myślę, że szukałam w nich ojca. Że któryś się zaopiekuje mną, tak jak ojciec powinien się opiekować mną. Ale oni – jak się okazywało – o czym innym myśleli. Na pewno nie o tym, żeby się mną opiekować jak ojciec dzieckiem, tylko po prostu: przespać się ze mną i tyle.
* * *
Co to znaczy: wychowywać dziecko w domu rodzicielskim.
Często niestety tak bywa – podobnie jak to i w tym wypadku – że dotąd, dopóki dziecko jest małe, rodzice okazują mu dużo miłości. Czytają książki na temat, jak należy postępować ze swoim maleństwem, a nawet zasięgają rady u psychologa, jakie metody wychowawcze należy stosować. Ale potem, kiedy następuje okres dojrzewania, rodzice mówią: „pas” i – praktycznie rzecz biorąc – przestają się zajmować swoim dzieckiem.
A tymczasem ono bardzo potrzebuje miłości rodzicielskiej, tylko w inny sposób. Już nie chodzi o pogłaskanie czy przytulenie, wręcz na takie gesty może zareagować nerwowo. Trzeba je inaczej traktować niż dotąd. Bo już jest kimś innym. A dokładnie mówiąc, teraz to jest mieszanina dziecka i dorastającego człowieka.
Występują wszystkie cechy charakterystyczne dla jednego i drugiego okresu. Choć dorosłość wdziera się szeroką strugą. Tak fizjologicznie – „rośnie jak na drożdżach i jeszcze chwila, a będzie takie wysokie jak matka czy ojciec; i mówi dorosłym głosem” – jak i psychicznie. Rodzice uważają, że już jest dorosłe: „Jak takie przemądrzałe, to po co mi się jeszcze pchać w dyskusje i spory, po co wtykać palce między drzwi. Niech sobie samo buduje ten świat jak takie mądre”.
A ono dąży do wolności, do zachowania swojego zdania, do odpowiedzialności. Żąda, aby było traktowane jak dorosły człowiek.
Musi być więcej rozmów, i to rozmów poważnych. Nie dopiero wtedy, gdy się coś wydarzy. Trzeba być przygotowanym na tematy zasadnicze, nie lekceważyć ich, traktować odpowiednio. Nie zamykać mu ust: „Ty jeszcze nic nie wiesz, głupi jesteś – czy: głupia jesteś – jak dorośniesz, to zobaczysz, to zmądrzejesz, to przekonasz się. Teraz jeszcze za wcześnie, ażeby o tym rozmawiać”.
Trzeba rozmów. Rozmów i jeszcze raz rozmów – spokojnych, na każdy temat. Nie ma tematów tabu. Nawet gdy się będzie rzucało, gdy będzie awanturowało się, gdy będzie robiło sceny w stylu: „Jesteście staroświeccy! W jakim świecie żyjecie? Kto jeszcze tak rozumuje?”. W żadnym wypadku nie obrażać się. Trzeba sobie bardzo wyraźnie to powiedzieć: rodzice nie obrażają się na dziecko. Wyważyć każde słowo, każde zdanie. Bo, wbrew pozorom, każde słowo, każde zdanie jest bardziej brane do serca przez dziecko niż by się to rodzicom zdawało nieraz.
Okres dojrzewania dziecka to jest ten wiraż, gdzie często wylatują rodzice z zakrętu. Wylatują i bywa, że oddają walkowerem dalsze życie dziecka. I to jest początek tragedii, który może doprowadzić do takiego stanu, do jakiego została doprowadzona ta dziewczyna.