PANNA Z DZIECKIEM
– Mam dwadzieścia parę lat. Jestem jedynaczką. Ojciec ma mały biznes. Matka mu pomaga. Jestem panną z dzieckiem…
– Co na to rodzice?
– Rodzice nie mieli czasu dla mnie. Nie zajmowali się mną. Byłam powietrzem. Niczym. Miałam w ich mieszkaniu swój wydzielony pokój z osobnym wejściem. Mogłam wprowadzić kogo chciałam, mogłam wracać, kiedy chciałam.
– Skąd na przykład?
– Na przykład z dyskoteki. O drugiej, o czwartej nad ranem. Nie interesowali się tym. Wreszcie raz po pijanemu zaszłam w ciążę.
– Z narzeczonym?
– Tego, z którym zaszłam w ciążę, nie znałam. Nie wiedziałam nawet jak się nazywa. Widziałam go pierwszy raz w życiu.
– A gdy się zorientowałaś, co się stało?
– Nie wiedziałam długi czas, że zaszłam w ciążę. Dowiedziałam się przypadkowo, przy okazji badania na jakąś chorobę.
– Co zrobiłaś?
– To mnie zupełnie zaskoczyło. Wybyłam w Polskę. Ale wróciłam. Nie udał się ten wyjazd. Ludzie wymawiali mi, że nie usunęłam ciąży. Nie podobało mi się to. Ktoś mi doradził dom samotnej matki. I tam się znalazłam. Na to, żeby się gdzieś zaczepić i żeby po urodzeniu oddać dziecko.
– Ale zmieniłaś zdanie.
– Natrafiłam na cudowną siostrę zakonną. Ta zajęła się mną jak matka. Spędziłam w tym domu kilka miesięcy.
– Coś tam robiła?
– Gdy mogłam jeszcze chodzić, to pomagałam innym młodym matkom, które już urodziły. Przekonałam się, że z dziećmi taki duży kłopot nie jest. Że potrafię sobie dawać radę ze swoim przy przewijaniu, przy myciu, przy kąpaniu. Wreszcie urodziłam swoje dziecko.
– Z postanowieniem, że je oddasz?
– Tak chciałam do końca. Aż na mnie spojrzało po urodzeniu. Jak zobaczyłam jego wzrok zwrócony ku mnie, powiedziałam sobie, że go nie oddam nikomu.
– Jak sobie dajesz teraz radę?
– Niełatwo mi jest jako pannie z dzieckiem.
– A tak się mówi: To już inne czasy, inny jest sposób traktowania takich dziewcząt z dzieckiem.
– W moim wypadku tak nie jest.
– W jakim sensie?
– Środowisko mnie nie zaakceptowało. Odcina się ode mnie. Nie mam przyjaciółek. Te, które były, poznikały.
– A ojciec, matka?
– Mają również pretensje, że nie usunęłam.
– A inni ludzie?
– Stosunek tak zwanych chłopców nie polepszył się. Traktują mnie jako „łatwą”. A dziecko jest świadectwem tej „łatwości”.
– No to faktycznie, nie jest ci lekko.
– Gdybym usunęła ciążę, byłoby wszystko jak gdyby nigdy nic. A że nie usunęłam, jestem napiętnowana.
– Mogłaś jeszcze oddać dziecko.
– Oddać? Kocham swojego dzieciaka jak nic na świecie.