SYPAĆ KWIATKI
– Byliście na procesji Bożego Ciała?
– Nie, wyjechaliśmy na wieś, odetchnąć świeżym powietrzem. Zresztą nie mamy takiego zwyczaju. Dzieci są małe.
– Przecież dziewczynki lubią rzucać kwiatki, chłopcy dzwonić dzwonkami.
– Nigdyśmy im tego nie proponowali. One i tak nie są w stanie zrozumieć, o co to chodzi.
– Ile zrozumieją, tyle zrozumieją.
– Traktujemy te sprawy poważnie i uważamy, że jeżeli jeszcze dziecko nie dojrzało do takiej problematyki, to nie ma co go do tego przymuszać.
– Przymuszać w żadnym wypadku, ale czy nie można by dziecko zainteresować.
– Co może dziecko zainteresować? Chyba ksiądz się ze mną zgodzi, że procesja to zestaw niejednokrotnie żenujących staroci. A to orkiestry dęte, wypłowiałe sztandary i chorągwie nie wiadomo po co i na co, feretrony niesione przez mocno starsze panie ubrane w jakieś ludowe stroje, a to rzędy jakichś bractw niosących zapalone świece.
– Zgadzam się z tym, że może komuś to przeszkadzać, ale trzeba spojrzeć na istotę rzeczy.
– Jakaż to istota rzeczy?
– Choćby to, że Jezus ukryty pod postacią Chleba wychodzi z kościoła na ulice. Że Jezus wchodzi w naszą codzienność. I my Go witamy z radością. Każdy na swój sposób. Dzieci właśnie na przykład sypaniem kwiatków i dźwiękiem dzwonków. A w głębszym znaczeniu: żeby religijność nasza nie zamykała się w murach kościoła, ale żeby wyszła poza jego próg i weszła w nasze „świeckie” życie. Żeby nie było świeckie, ale Boże.
– Czy dziecko jest w stanie to zrozumieć?
– „Zrozumieć” to może niedobre słowo. Wyczuć. Odczuć. Intuicją dotknąć tej Tajemnicy, która nazywa się: Tajemnica Eucharystii.
* * *
Jakimś sposobem małej Kasi zapadła głęboko w serce procesja Bożego Ciała. I już rok w rok jej pilnowała. Mama zadbała o sukieneczkę stosowną dla niej. I Kasia przygotowywała sobie kwiatki zbierane z pomocą mamy.
Aż zdarzyło się, że Boże Ciało złapało ją na wyjeździe. Znalazła się z tatą nad morzem na wsi. Sukienki nie było. Do tego pojawiło się pytanie, czy ksiądz proboszcz się na to zgodzi, żeby mogła w zwyczajnej sukience sypać kwiatki. Ale kwiatki przygotowywała dzień wcześniej. Buszowała po łąkach, zbierała najpiękniejsze. Tata – zresztą nie bardzo praktykujący – był prawdziwie zaniepokojony, co z tego wyniknie, gdy ksiądz proboszcz nie dopuści jej do sypania kwiatków w zwyczajnej sukienczynie. Na szczęście w Boże Ciało rozpadało się. Wytłumaczył jej to zasadnie, że z procesji nici. Będzie na pewno, ale wewnątrz kościoła, a tam na nic nie ma miejsca. Kasia była niepocieszona. Wtedy tata wpadł na pomysł i zaproponował:
– Przecież Pan Bóg jest wszędzie. Możesz Mu sypać kwiatki, gdzie chcesz.
Kasia była zachwycona. Przystroiła swoją sukienczynę jak tylko mogła najpiękniej, koszyczek pełen kwiatów zawiesiła na szyi i poszła do lasu. Szła ścieżkami leśnymi, sypała kwiatki oboma rączkami, powtarzając to, co umiała na pamięć:
– „Święty, Święty Pan Bóg Zastępów”.
Wróciła do domu. Kwiatków zostało. Wobec tego weszła do domu i sypała kwiatki w przedpokoju, pokoju, kuchni i łazience, powtarzając:
– „Święty, Święty Pan Bóg Zastępów”.
– Kasiu, co ty wyrabiasz?
– Przecież Pan Bóg jest wszędzie. To i tutaj także.
– Ale z tego wynika – tata zakonkludował – w przyszłym roku nie idziesz na procesję, tylko, jak będziesz chciała, to możesz sypać kwiatki w mieszkaniu.
– Ależ skądże – Kasia gwałtownie zaprzeczyła. – Procesja to co innego. Tam niesie ksiądz monstrancję w rękach.