2. Biała
2.
Biała
W Białej zastała warunki wprost idealne do tego, żeby odpocząć. Odludzie, zieleń, cisza, na uboczu, daleko od szosy. Ośrodek przestronny, zamieszkany tylko przez parę kuracjuszek, szukających podobnie jak ona spokoju. Tylko wspólne posiłki w refektarzu, ale też wyciszone. Poza Mszą świętą nie było wspólnych modlitw. Kaplica piękna, zawsze ze świeżymi kwiatami – miejsce najczęściej przez Helenkę nawiedzane. A poza tym – spacery. W pola albo do pobliskiego lasu.
Przez pierwsze dni wysypiała się, jakby chciała odrobić wszystkie zarwane noce, nieprzespane, krótkie. Szła spać z kurami i wstawała dopiero na Mszę świętą. Po południu – zgodnie z poleceniem lekarza – robiła też drzemkę. Początkowo bała się, że przez tę nowość nie będzie mogła spać w nocy. Ale gdzie tam – spała po południu i spała w nocy.
Dopiero po kilku dniach powoli zaczęła wracać do normy. Ale i tak nie zrywała się od razu po obudzeniu, gdy chciało się jej leżeć. Przez uchylone okno wpadały do pokoju jesienne podmuchy wiatru i zapach łąk, śpiew ptaków i orkiestra świerszczy. Patrzyła po ścianach na biało wymalowanych.
„Gdzieś mnie, mój Boże, umieścił. Jak pokierowałeś mną przez te pięć lat. Jaką drogę przebyłam od wstąpienia do klasztoru aż do dziś. Jak to się stało, że chciałeś, żebym znalazła się w tym zgromadzeniu, a nie w żadnym innym. Ty, który jesteś Miłosierdziem”.
W pobliżu, ale z pewnością wysoko na niebie zawisnął ptak i jego śpiew wypełnił cały pokój.
„Taka była Twoja wola. A moje przeznaczenie, żebym Cię zobaczyła w tajemnicy miłosierdzia. Tylko powiedz mi, czy naprawdę pełnię Twoją wolę”.
Usłyszała odpowiedź: „Świadczą o tym dziewczęta, które tak potrzebują przebywania z tobą. Ty promieniujesz na nie moim miłosierdziem, które stało się już twoim. I na tym powinna polegać odnowa całej ludzkości”. „Ale jak to może się stać?” – zdziwiła się Helenka. „Z twoją pomocą – któraś doświadczyła, doświadczasz i doświadczać będziesz mojego miłosierdzia”. „Ale jak mam to robić?” „To już twoja rzecz. Twoja pomysłowość, twoja inicjatywa”. „Ale pomóż mi. Naucz mnie, jak to robić. Ja spełnię wszystkie Twoje polecenia. Ty wiesz, że Ci bezgranicznie zaufałam, ufam i ufać będę. Bo wiem, że mnie kochasz”.
Ale Pan Bóg milczał. Nie podał jej żadnej konkretnej rady. Zerwała się z łóżka. Ubrała się. Poszła swoją ulubioną dróżką na pola. Chłodny wiatr orzeźwił ją jeszcze bardziej.
„Boże mój, wzywasz mnie do pełnienia misji, a ja jestem niezdolna do Twoich wielkich zadań. Na to trzeba orła. A przynajmniej mewy. A nie mnie, która jestem najwyżej wróblem. Wiesz, że Cię kocham, Miłosierdzie odwieczne. Wiem, że Tyś stworzył cały świat i stwarzasz go na każdą chwilę. Wiem, że ze swojego miłosierdzia dałeś nam Słowo swoje – Jezusa Chrystusa. Wiem, że trzeba Ci zaufać, że tego oczekujesz, i ufam Tobie. I co jeszcze chcesz?” „Żeby ludzie w tę samą prawdę wierzyli, w którą ty wierzysz, żeby ludzie kochali mnie tak, jak ty mnie kochasz, żeby ludzie tak ufali, jak ty mi ufasz”. „Ale jak to zrobić? Czy wiarę da się wytłumaczyć? Czy do ufności da się człowieka namówić?”
Po powrocie do Płocka zgłosiła się do lekarza.
– Jak siostrze poszło? Proszę opowiedzieć.
No to opowiadała. Lekarz zdjął okulary, czyścił je skrupulatnie, słuchał i coraz wykrzykiwał:
– Dobrze! Dobrze, że siostra posłuchała. Dobrze, że siostra tak postępowała, jak prosiłem. A co z boleściami?
– Boleści zelżały jakby, ale nie żeby ustały.
– No hola, hola. Siostra jest w gorącej wodzie kąpana. Nie tak od razu przyjdzie wyzdrowienie. Nerwica układu wegetatywnego to sprawa na długie leczenie. Ja znajduję siostrę w znacznie lepszym stanie niż przed wyjazdem do Białej. Tylko żeby tego nie zepsuć, co siostra uzyskała. Czy zgodzi się siostra, że pomówię z matką przełożoną?
– A na jaki temat, jeśli wolno spytać?
– Czy by nie dało się siostry przenieść do Białej.
– Boję się, że to niemożliwe.
– Zobaczymy, zobaczymy. Jeżeli nie na stałe, to na rok czy pół roku, czy kilka miesięcy. Tam też siostry pracują. A co siostra robi tutaj w Płocku?
– Piekarnia, sprzedaż w sklepie i kuchnia.
– No to wobec tego do Białej na kucharkę. Tam potrzeba dobrej kucharki, a nawet bardzo potrzeba. Ale chwileczka, siostra pracuje w klasztornej kuchni tu w Płocku? W tej kiszce łączącej furtę z klasztorem?
– Tak.
– Jak tam może siostra pracować na tym przeciągu? Nie tylko przeciągu powietrza, ale przeciągu ludzi, którzy w ferworze maszerują tam i z powrotem ze swoimi klamotami, przepychają się pomiędzy piecem, siostrą kucharką, obierającymi ziemniaki i jarzyny? Czy to tam?
– Tak.
– W tym rozgardiaszu! Siostra wytrzymywała?
Rozbawiła ją ta wyliczanka.
– Tak, wytrzymywałam.
– Ja nie pozwolę.
– Panie doktorze, tylko matka generalna może coś takiego powiedzieć.
– Ale ja jestem ważniejszy niż matka generalna. Ja odpowiadam za zdrowie siostry.
Co doktor naopowiadał matce generalnej i czym jej groził, tego Helenka nigdy się nie dowiedziała. Ale skutek był. Przynajmniej połowiczny czy częściowy. Została wycofana z pracy w kuchni, ograniczona do piekarni i sklepu piekarniczego. Nie dość na tym. Matka przełożona oświadczyła:
– Będzie siostra dzieliła swój pobyt w Płocku między Płock i Białą. W czasie sezonu, gdy ludzi więcej i w czasie świąt takich jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc będzie siostra w Płocku. A w sezonie ogórkowym siostra powróci do Białej. Ale na pociechę jeszcze poinformuję siostrę, że dostosowaliśmy się do uwag lekarza. Kuchnia będzie przeniesiona w inne miejsce. Korzystniejsze dla pracujących w niej sióstr.
I tak się stało. Zresztą dla Helenki było to mimo wszystko sprawą marginalną. Tym, co ją prawdziwie interesowało, to było wypełnić polecenie głoszenia Bożego Miłosierdzia. Prosiła o światło, o pomoc. Tłumaczyła i przepraszała za swoją nieporadność, niewiedzę, brak pomysłu, brak inicjatywy. Pan Bóg milczał i na pewno się uśmiechał serdecznie, jakby zapowiadał, że da odpowiedź. I zobaczyła Jezusa. Zapamiętała dokładnie.