2. Początek trzeciej probacji
2.
Początek trzeciej probacji
Marzyła o tym, żeby ten czas trzeciej probacji – jak to w regule było zasugerowane – miał kształt drugiego nowicjatu, tylko na wyższym poziomie. „Bo przecież za mną pięć lat corocznych ślubów czasowych. A teraz mam podjąć decyzję na całe życie”. Marzyła o tym, żeby było dużo ciszy, dużo modlitwy, dużo samotności.
Tak też odczytała nową funkcję, do której została wyznaczona, a mianowicie: westiarnia. A więc już nie kuchnia, gdzie – co by nie powiedzieć – oprócz pracy dużo hałasu, nerwowości, rozmów, kontaktów z dostawcami. A tu miała pomagać głównej westiarce, czyli zajmować się habitami sióstr i ich bielizną. Ale się pomyliła. Przynajmniej co do odcięcia od świata.
Po przyjeździe do Warszawy na Żytnią prawie natychmiast pojawiła się grupa dziewcząt. Przywitały ją zmartwione:
– Tak czekałyśmy na siostrę.
– Dobrze, że siostra wreszcie przyjechała.
Helenka zaniepokoiła się:
– Co się dzieje?
– Magda chce popełnić samobójstwo. Pilnujemy jej, ale ile można ją upilnować.
– Z jakiego powodu?
– Chłopiec puścił ją w trąbę.
– Przyjdzie na pogadanie?
– Obiecała, że jeżeli do siostry, to przyjdzie. A z żadną matką klasową nie chce na te tematy rozmawiać.
Przyszła szara, obojętna jak mur. Zdesperowana. I co najgorsze – zdecydowana.
– Przyszłam, bo nalegały dziewczęta. Ale niech siostra nie oczekuje po tej rozmowie, że coś się może zmienić. Co postanowiłam, to zrobię.
– Najpierw powiedz, co się stało.
– Nic. Po prostu uwierzyłam w to, co mi mówił. I tyle.
– A co mówił?
– Że mnie kocha do szaleństwa. I takie tam inne trele morele. Że weźmiemy ślub, że będziemy mieli dzieci i swój dom.
– Kiedy to było?
– W czasie wakacji.
– Jak długo trwała znajomość?
– Niecały miesiąc.
– A przedtem go nie znałaś?
– Skądże znowu.
– Jak spotykaliście się? Często?
– Dwa, trzy razy w tygodniu.
– Jak spędzaliście czas?
– Zapraszał mnie do kina, chodziliśmy na spacer, parę razy byliśmy w kawiarni. Ale zapewniał mnie, że się ze mną ożeni. Na mur beton.
– I co było dalej?
– Po wakacjach wróciłam do internatu. Były listy. Codziennie. Przynajmniej na początku. Potem coraz rzadziej. Tłumaczył, że nie ma czasu. Aż wreszcie się przyznał, że zakochał się w Jadze, że ze mną zrywa, żebym sobie znalazła innego chłopaka.
– A ty co?
– A ja go błagałam, żeby wrócił. Tłumaczyłam, że go kocham, że nie przestanę go kochać aż do śmierci.
– Zaszłaś w ciążę?
– Nie, ale żałuję. Bo bym miała przynajmniej jego dziecko. Teraz chyba siostra się nie dziwi, że nie mam po co dalej żyć na świecie.
Helenka już od dłuższej chwili czuła wewnętrzny paraliż. Nie miała w sobie żadnego światła. Była bezradna. Argumentacja Magdy była druzgocąca. Logika i konsekwencja dziecka, które uważa, że ma rację. W jej sposobie myślenia samobójstwo było uzasadnione. Skąd wziąć kontrargument? Co zrobić? Co powiedzieć? „Boże, powiedz, oświeć. Jakich słów użyć, żeby to dziecko odwieść od tego rozpaczliwego kroku?” Chciało jej się płakać, ale czuła, że tego nie wolno zrobić, że tu litość nic nie pomoże, że to nie metoda, że to nie sposób ratunku, że ona zimna jak szkło. „Boże, pomóż”. I nagły błysk światła. Już wiedziała.
– No to żegnaj – powiedziała i wstała z krzesła.
– A dokąd siostra idzie?
– Do kaplicy, żeby się pomodlić za głupią dziewczynę.
– To siostra uważa mnie za głupią? – Magda uniosła się ambicją.
– No, powiem dokładniej, miałam cię za bardziej inteligentną. Rozczarowałaś mnie.
– Tylko tyle siostra ma do powiedzenia?
– Myślałam, że to ci wystarczy. A jak nie wystarczy, to mogę ci powiedzieć trochę więcej. Trzeba być kompletną kretynką, żeby po miesięcznej znajomości, a nawet trwającej niecały miesiąc, po spotykaniach się w kawiarni, kinie i na spacerze, podejmować decyzję dozgonnej wierności i budować tak swoją przyszłość. Jak chcesz, to chodź ze mną do kaplicy i podziękuj Panu Bogu, że tak się to skończyło. Bo gdyby ci to powiedział po ślubie, to by była prawdziwa tragedia.
– To co ja mam teraz zrobić?
– A tak w ogóle, to potraktuj to jako nauczkę na przyszłość, żeby takich głupstw nie robić jak to.
Oczywiście nie skończyło się to na jednej rozmowie. Niemniej, to co było potem, stanowiło rozszerzenie, pogłębienie stanowiska, które zajęła wtedy. I, jak się okazało, rozmowa ta i jej konkluzja stanowiła punkt wyjścia dla wszystkich dziewcząt wtajemniczonych w tragedię Magdy.