9
KTO CHCE BYĆ JESZCZE BEZINTERESOWNY
Po tych założeniach zejdźmy na ziemię i spróbujmy popatrzeć na twoje konkretne życie. Musisz zacząć od pytania – i musisz je sobie zadawać wciąż – tak jak każdy człowiek: Po co się uczę? Po co pracuję? Nie ześlizguj się z tego pytania, nie wykręcaj się od niego. To pytanie niech cię prześladuje co dzień. Nie rezygnuj z niego, bo praca zajmuje większość twojego czasu w każdym dniu. A przecież kształtuje cię nie tylko sama praca jako taka, ale formuje cię postawa, intencja – powiedzmy tradycjonalnie: musisz wciąż wiedzieć, po co żyjesz.
Nie jest to takie proste, bo mamy wykrzywienie, wypaczenie. Od dziecka, od najmłodszych lat już tak ustawiliśmy siebie: wciąż czekaliśmy nagrody i kary. Tak przeczłapałeś przez całą szkołę podstawową i średnią i możeś się nie połapał do dziś w tym, o co w szkole, na studiach naprawdę chodzi.
Czy można było tego uniknąć? Czy nie lepiej by było wyeliminować noty: nagrody i kary, i to od samego początku, już od szkoły podstawowej? Nie chcę się wdawać w dyskusję na ten temat – nie miejsce na to. Na pewno szkoła z czasem będzie coraz bardziej starała się o uatrakcyjnianie nauczania, by zainteresować dzieci i młodzież samą rzeczą, a nie wykazywaniem, kto ma lepsze stopnie, jednak myślę, że z ocen jeszcze długo nie zrezygnuje. Mnie w tej chwili chodzi o istotę tego nieporozumienia. Oceny mają spełniać tylko funkcję stymulatora, podpędzić dziecko czy też już chłopca albo dziewczynę do tego, by zainteresował się problemem samym – ot tak, jak potrzebne są silniki rakietowe, by wyrzucić statek kosmiczny poza obszar przyciągania ziemi, poza siłę bezwładności – wyzwolić małego czy troszkę większego człowieka z lenistwa i bezwładu. Lecz celem jest samodzielny lot. Pozwól, że spytam: na jakim ty etapie jesteś? Wciąż napędzają cię tylko noty, wciąż brak samodzielności, brak dojrzałości – zainteresowania samą nauką? Jak długo jeszcze? Przecież chodzi o Prawdę, żebyś się nią zachwycił; chodzi o to, żebyś zobaczył problemy, żeby cię zaintrygowały, zaniepokoiły, żebyś szukał rozwiązań; nie chodzi o notę, nie chodzi o cenzurę wpisaną do twojego indeksu. Skończ wreszcie z notami, boś już jest na tyle stary koń. Jeżeli się masz uczyć, jeżeli masz studiować po to, żeby ci wpisali do dziennika, na świadectwo czy do indeksu pozytywną czy tam „państwową” ocenę, to sensu nie ma, toś się pomylił, to nie tu twoje miejsce, to nie jest pozycja studenta, to nie są w ogóle studia, to nie jest żadna n a u k a. Taka postawa nie nadaje się nigdzie, ani do średniej szkoły, ani do podstawowej.
Chodzi mi o zasady generalne. Nie myśl wciąż i wszędzie, żeby na wszystkim „zarobić”. Zerwij z tym handelkiem drobnym, z tym nastawieniem, żeby wszystko dla siebie przeliczać. Jeżeli nie zobaczysz Rzeczy samej, Sprawy samej, Prawdy, Piękna, Dobra – operując schematami – jeżeli nie powiesz: dla Boga to robię – może zbyt wzniośle to zabrzmiało, ale w końcu to jest skrót – wtedy jesteś bezbronny jak młody jeż. Wtedy każdy podmuch zimnego wiatru, każde, choćby lekkie, uderzenie, jeżeli nawet nie zagrozi twojemu życiu, to wpędzi cię w panikę. Wystarczy, że ktoś powie coś złego o tobie, skrytykuje cię, wystarczy plotka, oszczerstwo na twój temat, które dojdzie do ciebie, wystarczy, że nie dostaniesz noty, która twoim zdaniem należała ci się, wystarczy, że nie odpowiesz na egzaminie tak, jak byś chciał – ot, dostaniesz pytanie z materiału, który pominąłeś – każdy z tych detali jest kataklizmem, który zmiata cię kompletnie z nóg, nie daje ci spać, męczy cię i zatruwa ci życie.
Gdybyśmy spytali tych, którzy się rzucają z dachu albo z wysokich pięter akademików i odbierają sobie życie, tych, którzy się wieszają na klamkach w klozecie albo w swoim pokoju – gdybyśmy ich spytali o to w tej chwili: dlaczego? – Trudno zmarłych pytać o to. Ale gdy usiłujemy się domyślać, dlaczego do tego doszło, gdy usiłujemy patrzeć w tajemnice śmierci ludzkiej, tak często stwierdzamy: do tragedii doszło przede wszystkim dlatego, że oni fałszywie ustawili się w życiu; doszło do tragedii – bo go zmieszał z błotem asystent, bo go profesor po raz trzeci odesłał z indeksem, bo nie zaliczył egzaminu, do którego się uczciwie przygotowywał i więcej umiał niż inni, którzy zaliczyli, bo odpadł z roku. Gdzie proporcje? Nie czepiajmy się zresztą tych, którzy odeszli. Chodzi o ciebie, żebyś ty nie zmarnował życia. Jeżeli zmarnujesz, będziesz sam sobie winien, boś się po sztubacku, po żadnemu, głupio ustawił w życiu. Zrozum: w gorących dniach formuje się wszystko, tak żelazo, jak człowiek. A studia to dla ciebie te gorące dni, w nich formujesz siebie nie tylko na teraz, ale na całe życie.
Nie jest łatwe środowisko szkolne czy studenckie – środowisko, w którym ludzie ciągle mówią o notach, o stopniach czy o zaliczeniach, wciąż się denerwują tylko tym, czy ktoś przejdzie czy nie, zda czy obleje. To denerwowanie się, to drganie, ta wibracja udziela się i tobie. To są asystenci, to są adiunkci, docenci, profesorowie zwyczajni, nadzwyczajni, którzy ciebie formują. Oni stwarzają klimat czasem zupełnie świetny: naukowy, ale czasem fatalny: klimat zdobywania ocen. W tej atmosferze nie wolno ci zgłupieć. Nie daj sobie narzucić fałszywych postaw.
Wciąż zadawaj sobie pytanie: po co ja się uczę? Po co ja w końcu pracuję? Czy na to – jeszcze raz mówię – żeby mi wpisali tę „państwową”, czy nawet najlepszą, notę do indeksu i żebym miał z głowy egzamin? Jeżeli tylko dlatego, jeżeli nawet z celami najdalszymi: że potem doktorat i potem asystentura, i potem docentura, i profesura, i licho wie co jeszcze, łącznie z wyjazdami za granicę; albo w innej konwencji: kierownik, dyrektor, prezes itd. – to wtedy będziesz postępował tak zawsze w dalszym życiu. I gdy będziesz umierał, wtedy umrzesz z kupką pieniędzy, samochodem, domem, nie wiem z czym tam jeszcze. Ale również wtedy zobaczysz, że masz puste ręce. Przeżyłeś życie na zbieraniu, na dorabianiu się i to była jedyna zabawa, jaką miałeś. Ale naprawdę nie znasz nawet smaku życia, nigdy nie kochałeś niczego i nikogo. Unikałeś tego nawet całkiem świadomie, bojąc się, że jak się w coś zaangażujesz, to możesz zacząć robić głupstwa i przestaniesz zbierać. Wszystko było podporządkowane temu jednemu celowi: robieniu interesów. A przecież to nie ma sensu.
Taki jest nasz człowieczy los: albo – albo. Musisz sam zadecydować: albo autentyczne życie, albo robienie pieniędzy. Nie na to żyj, żebyś zbijał forsę, nie na to, żebyś wóz kupił, nie na to, żebyś chałupę postawił, ale dla Rzeczy samej, dla Sprawy samej, dla uczciwości i sprawiedliwości ludzkiej i świata, dla mądrości, dla prawdy, którą masz badać.
A z czego żyć? – spytasz skromniutko. Odpowiem ci po prostu: tamto samo wszystko przyjdzie tak, jak to Pan Jezus powiedział: „Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam przydane”. Tak jest: „Nie martwcie się zbytnio, co będziecie jedli i w co się będziecie przyodziewali. Wejrzyjcie na ptaki niebieskie. Nie sieją, nie orzą, nie zbierają do gumien, a Ojciec wasz niebieski żywi je”. To jest prawda obejmująca również twoje życie, tak jak życie wszystkich ludzi. „Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego”. Wszystko inne: stanowisko, posada, może nawet dom, samochód przyjdą, jak będą potrzebne, ale nawet wtedy nie będzie ważne samo dla siebie, tylko będzie zawsze służebne.
Boję się, żebyś sobie nie pomyślał, że w tym kryje się jakieś zafałszowanie, jakieś okłamywanie siebie albo Pana Boga. Powiesz: „Ach tak, ja o tym nie będę myślał, ale i tak to dostanę”. Nie, po prostu to nigdy nie będzie dla ciebie ważne. Ważna będzie tylko twoja twórczość, twoja praca, twoja Sprawa, a wszystko inne będzie spełniało rolę narzędzia do jej realizacji.
Grek Zorba mówił do swojego przyjaciela literata: „Ja się źle czuję – biorę od ciebie pieniądze, a wciąż mam wątpliwości, że ta cała moja praca nie jest warta tego, co mi płacisz”. Wtedy odpowiedział mu jego chlebodawca: „Wiesz, ta cała praca to tylko pretekst, żeby się tutejsi ludzie nami nie gorszyli. Ale właściwie to tylko zabawa”. „Tak? – ucieszył się Zorba – ja nie muszę więcej pracować, niż pracuję?” „Ależ nie”. „To cudownie” – odpowiedział Zorba i zabrał się do roboty jak wariat.