44
GDYŚ W PORANKU, GDYŚ W POŁUDNIE,
GDYŚ O ZMIERZCHU
Młodzi ludzie przerzuceni ze wsi do miast, przeważnie jako robotnicy na wielkich budowach, mówiąc krótko – „gubią się”. Co dla nas jest interesujące: można obserwować u nich nagminne zaniedbywanie obowiązku Mszy świętej niedzielnej. Ale rzecz charakterystyczna: ten sam młody człowiek, który w mieście przestał chodzić do kościoła, po powrocie do swojej rodzinnej wsi w niedzielę tak jak dawniej wkłada odświętne ubranie i odświętną koszulę i maszeruje do kościoła. Podobnie jest z młodymi dziewczętami, które przerzucone do miasta zaprzestały chodzić do kościoła: wracając do swojej rodzinnej wsi, znowu na procesjach noszą feretrony.
Zastanawiając się nad tym głębiej, dochodzimy do stwierdzenia, że my sami nie bardzo wiemy, kim jesteśmy. My sami jesteśmy dla siebie niejednokrotnie absolutnym zaskoczeniem. Sam się chyba nieraz przyłapałeś na tym, że zaczepiony czy zdenerwowany przez kogoś, potrafiłeś wybuchnąć w ordynarny sposób, a jeżeli nawet do tego nie doszło, toś się tak roztrząsł, że przez długi czas nie mogłeś przyjść do siebie. Potem zachodziłeś w głowę, jak potrafiłeś tak postąpić, nie wiesz, dlaczego to zrobiłeś. Przyłapałeś się może też na tym, że do niektórych ludzi odnosisz się jak brat, a do innych jak tyran.
My sami siebie nie dość znamy. Okazuje się, że są w nas struktury psychiczne – pozytywne i negatywne – które drzemią latami niewyzwolone i naraz przy sprzyjającej okoliczności wybuchają jakimiś gejzerami najwspanialszych przeżyć, koncepcji, rozwiązań albo najbardziej wulgarnych, podłych postąpień. Potem albo pozostają, albo znowu znikają.
Wśród nich są struktury związane z naszym rozwojem biologicznym. Gdy patrzysz na zdjęcie tłustego bobasa, siedzącego gołą pupą na futerku i robiącego głupią minę do fotografa (sfotografowali cię rodzice, gdy miałeś dokładnie okrągły rok), pytasz się: to byłem ja? Patrzysz na zdjęcie bęcwała, który z torbą na plecach szedł po raz pierwszy w życiu do szkoły, i mówisz: to jestem ja? Ale gdy teraz masz osiemnaście lat i będziesz patrzył na swoje obecne zdjęcie z perspektywy – powiedzmy – czterdziestu lat, to choć nie wiem, co wtedy powiesz, wiem, że odczujesz podobną różnicę, jaką odczuwasz teraz, patrząc na siebie sprzed kilku czy kilkunastu lat.
Spośród wszystkich etapów najważniejsze dla osobowości człowieka są dwa. Pierwszy to okres dojrzewania: początek życia odpowiedzialnego. Drugi: okres ciężkiej choroby, która powoduje pojawienie się zupełnie nowej struktury psychicznej. Te etapy są ważne dla człowieka nie tylko jako człowieka, ale również jako chrześcijanina.
Młodość – to okres, kiedy się człowiek budzi psychicznie, kiedy zaczyna myśleć, dochodzi do świadomości, do samostanowienia. Jeżeli wtedy decydujesz się Chrystusa brać za wzór swojego dalszego życia, to ta decyzja jest podstawą tego, czym jest twoje Bierzmowanie – wskutek tej twojej decyzji ustanowiony przez Chrystusa sakrament może się spełnić skutecznie w tobie.
Czas poważnej choroby – okres zakłócenia równowagi psychicznej i paniki przed wyłaniającym się widmem śmierci. Jeżeli wtedy mimo wszystkich pokus rozpaczy, strachów, buntu, żalu człowiek wierzy w Jezusa, to ten akt jest podstawą tego, co się nazywa sakramentem Namaszczenia Chorych.
To są dwa wielkie etapy rozwoju biologicznego i psychicznego w życiu ludzkim i to etapy, których może wciąż nie doceniamy. Na tych etapach stajemy się inni – ci sami, a jednak inni.
Trzeba sobie z faktu ich istnienia zdawać sprawę i przygotowywać się do nich, bo w przeciwnym razie może dojść do katastrofy osobowości. I tak bywa, że np. chłopiec, który od pierwszej klasy służył do Mszy świętej, chodził do kościoła czy było potrzeba, czy nie było potrzeba – grzeczny, ulizany, posłuszny – po przejściu okresu dojrzewania zmienił się nie do poznania: zrobił się egoista, wstrętny, okropny. Tu ktoś popełnił gdzieś błąd: może matka chciała go mieć wciąż takiego gładkiego, przygłaskanego, którego się prowadzi za rękę? A może on sam nie przejął w odpowiednim momencie pracy nad kształtowaniem swojego charakteru? Są wyraźne etapy, o których trzeba wiedzieć, które nas czekają w naszym życiowym rozwoju, na które musimy być przygotowani. Jeżeli tego nie uwzględniasz, nawet będąc chrześcijaninem na jednym etapie, nie możesz powiedzieć na pewno, że będziesz chrześcijaninem na drugim.
Ale oprócz tych okresów życiowych typu biologicznego, są jeszcze „stany” przede wszystkim związane z pozycją, jaką zajmuje człowiek w społeczeństwie. Każdy z nich wyzwala określone struktury psychiczne.
Najbardziej podstawowy „stan” to małżeństwo. Poprzedza go „czas”, kiedy pokochasz. Ale jest to już nie tylko oczarowanie drugim człowiekiem; jest to również chęć pozostania z nim na całe życie i coś więcej: chęć założenia rodziny. I jeżeli w obliczu tej decyzji człowiek bierze sobie Chrystusa za wzór życia i chce ten wzór realizować Jego mocą, Jego łaską, to ten akt jest podstawą sakramentu Małżeństwa.
Z kolei inna jest struktura kierownika, a inna człowieka podległego jego kierownictwu. Wymieniłem ten przykład, bo chcę mówić o kapłaństwie. Oczywiście – kapłan to nie kierownik, ale to, co jest istotne w tym porównaniu, to świadomość odpowiedzialności za Sprawę i za ludzi, którzy temu człowiekowi są powierzeni. Innymi słowy: jeżeli człowiek, mniej lub więcej młody, który otrzyma łaskę powołania, decyduje się oddać swoje życie na służbę Kościołowi, to ta jego decyzja jest podstawą sakramentu Kapłaństwa.
Jest jeszcze inna sytuacja człowieka w społeczności: wtedy, kiedy od niej odchodzi i kiedy do niej wraca. Wiesz z pewnością, o czym chcę mówić: o grzechu i Pokucie. Tu jest właśnie potrzebna ta umiejętność „wychodzenia z ciosem”, kiedy stwierdzisz, żeś zgrzeszył. I jeżeli mówisz: nie chcę zła, chcę służyć Dobru – to ta decyzja jest podstawą sakramentu Pokuty.
Oczywiście najważniejszym aktem, którego nam wciąż brakuje w naszych rozważaniach, jest chrzest – decyzja przyłączenia się do Kościoła: człowiek, który uwierzył w Chrystusa, decyduje się dołączyć do organizacji założonej przez Niego.
Wciąż powtarzam: podstawą każdego sakramentu musi być decyzja chrześcijanina – decyzja człowieka, by żyć na wzór Chrystusa. Kolejnym elementem, który jest potrzebny do tego, żeby zaistniał sakrament, jest decyzja Kościoła, któremu Chrystus powierzył swe sakramenty.
I tak sakramentem w pełnym tego słowa znaczeniu jest spotkanie tych dwóch decyzji: twojej i Kościoła, który przychodzi ci z pomocą. Wyrazem tej pomocy są znaki, symbole, formuły, słowa, obrzędy – ceremoniał liturgiczny.
Kościół przyjmuje cię do swego grona, gdy o to prosisz: niesie ci swoją pomoc, żebyś mógł nowy etap twojego dojrzałego człowieczeństwa budować po chrześcijańsku. Przynosi ci pomoc, abyś swoje życie dojrzałe budował na wzorze Chrystusa. Niesie ci łaskę w momencie, kiedy się decydujesz na małżeństwo. Przychodzi do ciebie, kiedy leżysz zmożony ciężką chorobą i przynosi ci pomoc, żebyś mógł tę chorobę po chrześcijańsku przeżyć. Kościół powierza ci władzę duszpasterską, gdy decydujesz się oddać swe życie posłudze kapłańskiej. Kościół człowiekowi żałującemu odejścia od niego otwiera swe bramy i przynosi łaskę przebaczenia.
Nie powiedziałem jeszcze na tym miejscu o Eucharystii. To jest „sacramentum sacramentorum”, jak mówi Kościół dawny – sakrament sakramentów. Dlatego mówiliśmy o nim osobno.