2
Ty biznesmen
1. O kim myślimy, gdy mówimy „biznesmen”? Prawdziwy biznes rozpoczyna się od miliona złotych polskich? Czy może od miliona dolarów? Kto jest biznesmenem? Ten kto ma firmę produkcyjną? Magazyn handlowy? A może wystarczy sklep w dobrym miejscu? A sklep w złym miejscu – to już jest biznes czy jeszcze nie? A ten co sprzedaje na walizce? A taki handlarz obwoźny, co przyjeżdża samochodem? A nauczyciel – jest biznesmenem?
No, chwileczkę – powiesz – skąd ten nagły przeskok? Mówiliśmy o obiektach produkcyjnych, względnie handlowych, i nagle o nauczycielu. Gdy się zatrzymamy przy słowie „biznesmen”, to musimy stwierdzić, że pojawiło się ono w Polsce dopiero po upadku systemu komunistycznego. Owszem, był dawniej „badylarz”, był „prywaciarz”, ale tworzyły one – tak jedno, jak drugie słowo – inną kategorię; tamten ustrój posługiwał się nimi w innych celach, chciał wyrobić w nas przekonanie, że mamy do czynienia z oszustem, a przynajmniej wyzyskiwaczem, który chce się dorobić na krzywdzie ludzkiej. Biznesmen to po prostu „człowiek interesu”. Aby go zrozumieć, musimy go osadzić wyraźnie w tej nowej sytuacji gospodarczej, w jakiej się znaleźliśmy.
A jaka jest ta nowa sytuacja gospodarcza? Otóż, usiłując narysować ją ołówkiem małego Jasia, możemy powiedzieć tyle: Dawniej było jedno przedsiębiorstwo, które się nazywało „państwo”. Wszystkie, a przynajmniej większe, zakłady pracy, były własnością państwa, a wszyscy obywatele byli pracownikami tego przedsiębiorstwa: dyrektor, sekretarz partii, kierownik, robotnik, inżynier i lekarz. Obywatel miał tylko wykonywać polecenia, które otrzymywał. Partia o wszystko się troszczyła: o popyt i podaż, ile czego ma być produkowane i jakiej jakości; ilu absolwentów w ciągu danego roku musi opuścić szkolne mury i rozpocząć pracę; gdzie postawić most, a gdzie wyasfaltować drogę; ile ma kosztować chleb a ile ziemniaki; ile ma zarabiać pomocnik murarza, a ile architekt; jak zadbać o to, by wszyscy mieli pracę. Innymi słowy, partia wszystkim kierowała – finansami, zatrudnieniem, handlem krajowym i zagranicznym, produkcją przemysłową, rolnictwem itd. Krótko mówiąc, był to model państwa nadopiekuńczego, które z obywatela czyniło bezwolną jednostkę.
I nagle tamta rzeczywistość opadła jak mgła, a naszym oczom ukazała się zupełnie nowa sytuacja. Ta nowa sytuacja sprowadza się do stwierdzenia: „Teraz ty zajmiesz się tym wszystkim osobiście”. I choć upłynęło trochę lat, są ludzie, którzy wciąż nie zrozumieli, co się stało. Myślą i mówią jeszcze językiem tamtego ustroju, tamtych struktur. Nie dość tego! Marzą o tym, żeby państwo w dalszym ciągu funkcjonowało na dawnych zasadach.
„Bo dlaczego nie?!” – mówią. – „Myśmy walczyli tylko o wolność! O niepodległość! O niezawisłość! A poza tym dobrze było! Każdy miał swoją pensję, każdy miał pracę (co jest nieprawdą), każdy zarabiał – plus minus równo (co również jest nieprawdą). Człowiek w robocie się nie przemęczał. Codziennie mógł spokojnie wstawać, wieczorem kłaść się spać, nie musiał bać się, że go zwolnią (co też jest nieprawdą), w obronie stawały związki zawodowe, rady pracownicze, zresztą była Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, w niej także można było znaleźć poparcie. Chyba, że ktoś miał przekonania nie takie. No, ale wtedy sam sobie winien. A więc, my chcemy tamtych czasów. Bez Związku Radzieckiego, bez czerwonej flagi, bez l Maja, bez 22 Lipca, bez tego wszystkiego co było nonsensem – ale niechby tak było, żeby państwo martwiło się o wszystko a nie poszczególny obywatel. Teraz siedzimy na bezrobotnym i co?”
Jest to obraz uproszczony, ale tak jakoś myśli wielu ludzi. Zapominają, że państwo komunistyczne było państwem fikcji: istniało dzięki zaciąganym pożyczkom, które teraz musimy spłacać.
2. Pytasz, co więc się zmieniło? Dawniej byłeś zniewolony przez państwo, a teraz została ci przywrócona wolność osobista. Ale ty nie bardzo wiesz, jak się ją je. Teraz ty sam decydujesz o swoim losie. Ty jesteś odpowiedzialny za siebie i za społeczeństwo, w którym żyjesz. Mówiąc w skrócie: ty jesteś biznesmenem.
Zdziwisz się: „Nie mam fabryki, nie mam sklepu, nie mam kamienicy, nie mam parcel – w ogóle nic nie mam, jak to jestem biznesmenem?!”.
Masz siebie! l to jest największa twoja wartość – ty sam. Gdybyś miał nawet rolls-roysa i milion dolarów na koncie, to byłbyś najwyżej kapitalistą. Biznesmenem jesteś dlatego, że ty sam stanowisz wartość.
Może posłużę się przykładem, aby wyjaśnić, o co mi chodzi. Björn Borg, pięciokrotny zwycięzca Wimbledonu, uważany przez niektórych za tenisistę wszechczasów, w którymś momencie – w 1982 roku – uznał, że należy odejść ze sportu. I nagle po kilku latach – w roku 1991 – prasa światowa doniosła, że Björn Borg wraca. Ale gdy się zastanawiałem, po co wraca – usłyszałem: „Widać brakło mu pieniędzy”. „Bzdura – pomyślałem. – Za te pieniądze, jakie zarobił, na pewno może żyć spokojnie w luksusie, do późnej starości”. Według mnie – on najwyraźniej nie chciał być dłużej kapitalistą: żyć z tego, co uzbierał. Chciał być dalej biznesmenem: być dalej w grze. Nie udał się ten come back, bo nie mógł się udać. Już nie te lata.
Inaczej nasz Wojciech Fibak. Pewnie powiesz, że przecież też już nie gra w tenisa i stał się kapitalistą. Nic podobnego. Po zakończeniu swojej kariery tenisisty w 1978 roku najpierw – jeżeli się nie mylę – zajmował się sponsorowaniem i trenowaniem Ivana Lendla. Ale to się szybko skończyło. Wobec tego przekwalifikował się i jest biznesmenem, który między innymi „robi w obrazach”.
Na przykład jego wystawa obrazów w lutym 1993 roku w Muzeum Narodowym w Krakowie świadczy o tym, że „siedzi w temacie”. Interesują go mniej znani polscy malarze, ale przecież świetni. Choć nie brakło i klasyków. Nie mówiąc o dużej serii Gottliebów, był przecież i piękny Pankiewicz, i Malczewski itd., itd. To Fibakowi jednak nie wystarcza i zajął się wydawaniem w Polsce gazet sportowych.
Ale nie on jeden się przekwalifikował. Zbigniew Boniek – słynny Zibi, którego zawsze podziwiałem za grę w polu, za to, że nie „kiwał się”, ale podawał piłkę tam, gdzie trzeba – też nie chce być kapitalistą. Po zakończeniu piłkarskiej kariery w „Romie” w 1988 roku, trenował drużyny włoskie – jedną czy drugą, ale nie za bardzo mu to wychodziło, próbował szczęścia na wyścigach konnych. Powrócił na chwilę do piłki nożnej w 2002 roku w charakterze trenera polskiej kadry narodowej.
Tu tkwi również odpowiedź na dziecinne niemal pytania, dlaczego wielcy aktorzy nie odchodzą ze sceny, z filmu, gdy się starzeją, „choć przecież pieniędzy zarobili dość”? Moja odpowiedź brzmi: „Bo chcą żyć!” Audray Heppburn – bohaterka Rzymskich wakacji z Gregory Peckiem, Miłości po południu z Garry Cooperem i Maurice Chevalierem, Sabriny z Humphreyem Bogartem – grała wciąż, choć już była coraz wyraźniej starszą damą (np. w filmie Na drodze). Aż w końcu wycofała się z filmu i zaczęła pracować dla Organizacji Narodów Zjednoczonych, a ściślej biorąc dla dzieci afrykańskich. A przecież na pewno miała dość pieniędzy, żeby nic nie robić. I zmarła „podczas roboty” w 1993 roku. Wypadek Grety Garbo genialnej aktorki, która, niestety w pewnym momencie wycofała się z życia – został przyjęty przez świat z ogromnym smutkiem, Bo co to za życie, które ogranicza się do obrony przed fotoreporterami. Imponuje mi Tadeusz Łomnicki, który mimo ciężkiej operacji serca pracował do końca i zmarł prawie na scenie.
3. Każdy z nas stanowi wartość! Przez to, że jest tym, kim jest, i że jest w grze. W tej nowej rzeczywistości, którą możemy prowizorycznie nazwać kapitalistyczną, każdego nazywamy biznesmenem pod warunkiem, że jest „człowiekiem w grze”.
No, ale ten fakt ma swoje konsekwencje. Bo jak już powiedziałem, przedtem państwo było jedynym właścicielem również i ciebie, ono tobą sterowało i manipulowało do woli. A teraz ty jesteś właścicielem siebie, teraz musisz manipulować i sterować sobą sam. I wszystko ci spadło na głowę. I popyt, i podaż, i handel, i przemysł, i gospodarka rolna. I co kupić, i co sprzedać, i za ile, i u kogo, i jakie kontakty, i z kim pogadać. A ty jesteś zupełnie nieprzygotowany! Nieprzygotowany od prawie pięćdziesięciu lat! Odpowiesz: „Ja tak długo nie żyję.” Ale żył twój ojciec i dziadek, i oni ci dokładnie przekazali, jak należy żyć w socjalizmie. Jesteś więc nieprzygotowany do sześcianu. I ty musisz się w tym znaleźć. Jako biznesmen: jako człowiek interesu!
„Jak to gospodarzyć sobą?” – spytasz.
Coś wart? Co umiesz? To wnosisz do swojego interesu, czegoś się nauczył w szkołach, to co otrzymałeś w domu, w zakładzie pracy, zdobyłeś podczas wyjazdów, także za granicę, na praktykę, na staż. Ale liczy się przede wszystkim twoja inteligencja, twoja mądrość, twoja wyobraźnia, zdolność kojarzenia, szybkość reakcji, skłonność do ryzyka, solidność – twoja osobowość. To są najważniejsze twoje aktywa.
Spytasz: „Jak to przeliczyć? Ile to warte, ile to milionów polskich?”
To się okaże, kiedy zaczniesz tym handlować! Bo tak to można nazwać. Nie kieruj się więc zasadą: „Siedź w kącie, a znajdą cię” – to było dobre za komunistycznych czasów. Wtedy mógł znaleźć cię sekretarz partii i wywlec za uszy – kiedy dostawałeś nakaz pracy. Ale już nie teraz. Teraz już cię nikt nie znajdzie. Nawet gdy piszesz książki, to i tak musisz się z nimi komuś pokazać! Musisz z tego kąta wyleźć i komuś to sprzedać.
A jeśli jesteś nauczycielem na zapadłej wsi? To to samo! Proszę bardzo. Wszędzie są potrzebni dobrzy fachowcy. Niech ta twoja szkółka błyśnie w okolicy jako wzorowa. Jako najlepsza. Niech będzie przykładem, który zachęci innych. A może spróbujesz wprowadzać nowe metody prowadzenia lekcji, a może wygłosisz jakiś referat na zjeździe, a może zaproponujesz lekcję pokazową, a może skomentujesz nowy plan zajęć, a może napiszesz artykuł na ten temat do prasy fachowej. A może spróbujesz być dyrektorem szkoły, gdy pojawi się vacat. A może cię wybiorą? Napisz podanie, wystartuj do konkursu, powalcz. Może cię kupią. Może takiego towaru akurat potrzebują. Może się przebijesz.
Nie przypadkiem zatrzymałem się na zawodzie nauczycielskim. Właśnie dlatego, że „z definicji” wydaje się niebiznesowy. A przecież i on jest towarem. Jest składnikiem podaży. I teraz szukaj popytu. Kto ciebie potrzebuje?
W 1993 roku, latem, usłyszałem w telewizji, że trafić w Polsce na dobrą sekretarkę – według przedstawicieli wielkiego biznesu – to niemal cud. Zastanówmy się nad tym. Przecież kogo jak kogo, ale sekretarek socjalizm wykształcił mnóstwo. A więc skąd te braki? Bo inne były wtedy wymagania. Mówiąc w skrócie i trochę złośliwie – wtedy trzeba było umieć parzyć kawę po turecku, odbierać telefony i czasem coś wystukać dwoma palcami na maszynie. Niektórzy szefowie dodawali: „Mieć odpowiednią aparycję”. A dzisiejsze wymagania są bardzo wysokie. Chodzi nie tylko o umiejętność posługiwania się komputerem, o ilość bezbłędnych uderzeń w klawiaturę komputera na minutę czy znajomość obcych języków, ale o dużą inteligencję, poczucie odpowiedzialności i fachowość w organizowaniu pracy szefa – aby być naprawdę jego prawą ręką. Innymi słowy, znalazły się na liście wymagań wartości dotąd niewymieniane, a – jak się okazuje – zupełnie podstawowe, by wykonywać na pozór zupełnie łatwą pracę sekretarki.
Mówią o bezrobociu? Kto mówi o bezrobociu? Gazety są pełne ofert – poszukuje się specjalistów. I ich nie ma. Po prostu nie ma. I to nawet nie jakichś wyszukanych.
Znowu usłyszałem w telewizji, że 70 procent bezrobotnych, to ludzie ze szkołą podstawową, najwyżej ze szkołą zasadniczą. 70 procent! Chwileczkę. Czego oni szukają? Czego szuka człowiek, który skończył szkołę podstawową? Przyjdzie do pośrednika, który ma wiele możliwości, i co mu zaoferuje? Szkołę podstawową! Jestem przekonany, że gdy otrzyma propozycję kopania rowów, to się obrazi. No, ale czy po szkole podstawowej można kopać rowy? Pewnie że nie można. Bo to też trzeba umieć!