7
Świętowanie
1. Świętuj: na przykład pograj w piłkę albo idź pokibicować. Maluj, wybierz się na wystawę. Muzykuj. Graj na fortepianie, skrzypcach, trąbce, flecie, harmonijce, harmonii, gitarze. Przyłącz się do chóru przy twoim albo innym kościele albo do chóru, który działa w domu kultury czy w innej instytucji. Słuchaj nagrań z taśm magnetofonowych, z płyt zwyczajnych czy kompaktowych, idź na koncert do filharmonii. Rób teatr: występuj w jasełkach w czasie Bożego Narodzenia, a w czasie Wielkiego Postu w Misterium Męki Pańskiej, zgłoś się do amatorskiego teatru, gdzie będziesz uczestniczył w wystawianych sztukach bardziej lub mniej klasycznych. Idź do teatru. A przede wszystkim czytaj.
Gdy namawiam cię do czytania, to przede wszystkim myślę o utworze literackim. Jest to forma przeżycia bardzo szczególna. Nieporównywalna z niczym innym. Nawet z teatrem czy kinem. Utwór literacki operuje specyficznymi sposobami oddziaływania, które stwarzają jedyny w swoim rodzaju kontakt pomiędzy autorem a czytelnikiem poprzez treści, jakie prezentuje, poprzez ewentualne postacie, które w nim żyją. Ty się w nich odnajdujesz, utożsamiasz się z nimi, ty przeżywasz ich losy jak swoje własne, ty swoje losy odnajdujesz w ich losach. Przez to pogłębiasz swoje przeżycia, swoją wrażliwość, odbiór rzeczywistości, ludzi, rozumienie siebie samego. Podobnie dzieje się, gdy jesteś w teatrze, w kinie czy też oglądasz filmy w telewizji. Tylko że książka pozwala na tego rodzaju przeżycia w o wiele większym stopniu.
A więc czytaj. I to im ważniejszy tytuł, tym lepiej. Ale szukaj książek-przyjaciół. Autorów-towarzyszy w wędrówce przez życie, którzy ci autentycznie pomagają nie tylko świat rozumieć, ale w nim się odnaleźć.
Mówię: świętuj. Wszyscy już dobrze wiemy, jak Japończycy są pracowici, jak bardzo pojęcie ośmiogodzinnego dnia pracy jest umowne, bo oni w rzeczywistości pracują od rana do wieczora, jak te urlopy ograniczają do minimum, a nawet chętnie z nich rezygnują. Znawcy kultury japońskiej i nie tylko japońskiej, ale całej kultury Wschodu, wskazują, że ta pracowitość wynika z religii, mającej za podstawę tę prawdę, że Bóg jest immanentny, a więc obecny w świecie, i człowiek rozwijając przez pracę swoje zdolności, umiejętności, możliwości – jednoczy się z Nim.
Nie bez powodu mówi się, że czas Europy – a nawet USA – dobiega końca, że centrum świata przesunęło się na obrzeża basenu Oceanu Spokojnego, począwszy od Japonii i Korei Południowej, poprzez Tajwan, Hongkong, Singapur, Tajlandię. Amerykanie nie chcąc przespać sprawy, na gwałt przerzucają przedstawicielstwa wielkich firm ze swojego wschodniego wybrzeża na zachodnie, czyli z Nowego Jorku i Waszyngtonu do Los Angeles i San Francisco.
Ale jest i inna prawda o tych ludziach. Gdy mówimy teraz o świętowaniu, to przychodzą mi na pamięć obrazy, które nie mają nic wspólnego z tym standardowym modelem Japończyka: Widzę w niedzielę późnym popołudniem gromady młodych łudzi w sportowych ubraniach, w grubych skarpetach i ciężkich turystycznych butach, ze śladami przebytej błotnistej drogi. Rozśpiewani i jakby promieniejący jeszcze słońcem wsiadali do metra. Przypominam sobie, że ilekroć przychodziłem w dzień powszedni do ich świątyni – przeważnie szinto – to zawsze byli w niej modlący się ludzie. Naprzeciw plebanii, w której mieszkałem, w małym pięknym domu, znajdującym się na terenie małego ogródka, wciąż się coś działo. Wciąż ludzie przychodzili i wychodzili, chyba z naczyńkami. Spytałem. Usłyszałem odpowiedź: „Tu spoczywają prochy świętego i mądrego człowieka. Ludzie przychodzą po wodę”. Pytam zaskoczony: „To jakieś źródełko?” Słyszę odpowiedź: „Nie. Zwyczajna woda z kranu. Ale uświęcona obecnością świętego”.
A jak uroczyście świętowali ślub! Każda ławka była ozdobiona wiązanką kwiatów. Na głównym ołtarzu pysznił się ogromny bukiet tych samych kwiatów. Wszystkie panie – goście państwa młodych – ubrane były w strojne kimona o przepięknych wzorach. Panowie na czarno, przeważnie w smokingach. Jeżeli się mówi: „Człowiek to również homo liturgicus” – to z pewnością odnosi się to i do Japończyków. Każdy detal naszego oszczędnego do granic możliwości ceremoniału sakramentu małżeństwa oni rozbudowują, zatrzymują się nad nim. Wchodzą w święte obrzędy aż do takiego szczegółu, że nawet złożenie podpisu na dokumencie ślubnym przez młodych włączone zostało do samej ceremonii i dokonuje się przy ołtarzu, na specjalnym pulpicie. Podobnie, gdy chodzi o niedzielną Mszę świętą. Wszystko, co tylko było można, włączają do liturgii Mszy świętej – nawet zbieranie pieniędzy na tacę, co traktują wyraźnie jako symbol ofiarowania się człowieka Bogu. Cała ta rozbudowana ceremonia Mszy świętej jest w rękach panów ubranych w czarne garnitury, niekiedy w smokingi.
2. Świętowanie sprzyja pogłębianiu osobowości człowieka. Uruchamia rozmaite obszary twojego człowieczeństwa. Na tej zasadzie pomoże ci również w twojej pracy, bo rozbudza twoją wyobraźnię, wyostrza myślenie, uczy logicznego rozumowania, przełamuje twoje tchórzostwo, uaktywnia twoją energię, otwiera cię na innych ludzi. Dostarcza ci nowej, głębszej motywacji do twego działania. Byleś się nie ograniczył tylko do jednej formy świętowania – na przykład kibicowania w meczach – ale brał z tej szerokiej palety coraz to inne, coraz to nowe formy.
Wtedy, gdy wkładasz buty turystyczne, na plecy ładujesz plecak i ruszasz w góry – choćby w Beskid Żywiecki czy Bieszczady. Pierwsze kroki jeszcze niepewne, ale za chwilę ustalasz rytm marszu, regulujesz oddech, długość kroku, nachylenie pleców obciążonych plecakiem, wyczuwasz pod nogami ziemię. Masz przed sobą kilka godzin marszu. Musisz mądrze rozłożyć siły, żebyś wytrzymał, żebyś zdążył przed nocą.
Wtedy, gdy przypinasz narty do butów, jeszcze sprawdzasz, czy klamry trzymają, czy noga dobrze się czuje w bucie, czy coś gdzieś nie uwiera. A potem już pierwsze odbicie się kijami, jeszcze próba ześlizgu bokiem, dla wypróbowania czy potrafisz sterować kantami, i zjazd. Nabieranie szybkości, wyostrzona uwaga, obserwacja terenu. Świadomy tego, że wraz ze wzrostem szybkości rośnie niebezpieczeństwo.
Wtedy, gdy po roku przerwy wkładasz kostium kąpielowy, idziesz nad brzeg morza. Jeszcze rano, na plaży pusto, na lewo i na prawo nikogo nie widać, tylko stadko mew odpoczywa po nocy. Słońce jeszcze nisko, wieje chłodnawy wiatr. Może zostać w dresie? – ale zdejmujesz go. Rozpoczynasz bieg. Powoli, truchtem po „ubitym” piasku, z którego co dopiero cofnęła się fala. Rozkręcasz się, łapiesz drugi oddech. Już nie boisz się, że zawadzisz o wodę i spryskasz się zimnym tuszem. Gdyś przekraczał wydmę, obiecywałeś sobie, że tylko pobiegasz, umyjesz się najwyżej, a teraz już wchodzisz w wodę, ochlapujesz się i zaczynasz pływać.
Wtedy, gdy idziesz na mecz piłki nożnej. Na ważny mecz międzypaństwowy. Dawnoś nie był, ale to reprezentacja kraju. Stadion prawie pełny. Powiewają flagi. Jeszcze gracze nie pojawili się na murawie, a już zaczyna się szaleństwo na trybunach. Obiecywałeś sobie, że zachowasz pozycję zimnego obserwatora, a czujesz, że już udziela ci się podniecenie. Nagle wybucha wrzask pod niebiosy. Poprzedzone przez sędziów, wbiegają obie jedenastki. Przy wiwatach pozdrawiają publiczność, ustawiają się w dwa szeregi. Rozlegają się dźwięki hymnu narodowego, wszyscy wstają. Zapada cisza. Ogarnia cię wzruszenie aż do ściśnięcia gardła. Widzisz, że niektórzy gracze chyba też śpiewają, stadion podejmuje pieśń. Czujesz, że nie tylko ty, ale wszyscy widzowie identyfikują się z tymi chłopcami na boisku, i oni też to widzą.
Wtedy, gdy przychodzisz na koncert. Bo twój ukochany Chopin, Mozart, Bach, Lutosławski, Penderecki. Nie cokolwiek, ale ten jeden utwór, którego możesz słuchać zawsze. Przychodzisz, bo to twój dyrygent, o którym wiesz, że poprowadzi koncert znakomicie. Przychodzisz, bo to twój ulubiony solista, twoja orkiestra, twój chór. Mógłbyś wysłuchać tego koncertu w domu; masz dobre nagranie, ale to nie to samo. Wszystko nie to samo. I sala, i ludzie, i wykonawcy. Ten uroczysty nastrój, to oczekiwanie wydarzenia, które ma się za chwilę dokonać. Do tego pozdrawianie znajomych, którzy podobnie jak ty przyszli, by wziąć udział w tej uroczystości. I wreszcie muzyka. Znana – a jakby nieznana – nowa, niosąca cię, przenosząca w inny świat, w inne wymiary naszej egzystencji. Przepływa przez ciebie, płyniesz z nią. Wznosi, inspiruje, rozbudza wyobraźnię. Widzisz bieżące sprawy jakby inaczej, tworzą one nowe kombinacje. W przerwie wyjście do foyer.
Będąc w Oslo z rekolekcjami, zostałem zaproszony na koncert Wietnamczyka, laureata Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina. Budynek nowoczesny, w centrum miasta, z ogromną salą koncertową, zdumiał mnie obszernymi przestrzeniami przeznaczonymi na czas tzw. antraktu. Ale przekonałem się, że są one znakomicie wykorzystane: kwitnie życie towarzyskie. Bo po pierwsze, przerwa trwa a trwa. Jest wiele stoisk, gdzie można pić kawę, czekoladę czy alkohol. Ale co najważniejsze: ludzie z zapałem rozmawiają. W którymś momencie postawiłem sobie nawet pytanie: „Co tu jest ważniejsze: koncert czy przerwa?” I myślę, że oba czasy są ważne.
Wtedy, gdy idziesz do teatru. Atmosfera na pozór podobna, przynajmniej na wstępie. Bo znany albo jeszcze nieznany utwór sceniczny słynnego autora, może już nie raz byłeś na tej sztuce, ale nowa reżyseria, nowa scenografia, nowi aktorzy. Wzrasta świadomość, że tu się będą działy ważne rzeczy: dramat, który się rozegra na twoich oczach. Światła gasną, rozsuwa się zasłona i akcja się rozpoczyna. Jeszcze na początku zachowujesz dystans. Nawet starasz się utrzymać pozycję obserwatora, taksujesz, oceniasz scenografię, ubiory, charakteryzację, grę. Ale akcja cię wciąga, wciąga cię problematyka, intryguje cię coraz bardziej. Stajesz po stronie bohatera dramatu, identyfikujesz się z nim albo wprost przeciwnie, jest ci coraz bardziej obcy. Jeszcze chwila a spostrzeżesz, że to są i twoje dzieje, twoje sukcesy, że to twoje błędy, twoje upadki, twoje osiągnięcia.
Wtedy, gdy się modlisz: gdy starasz się zjednoczyć z Tym, który jest Pokojem, Wolnością, Przebaczeniem, gdy starasz się być taki jak On, aby w tobie zapanowała cisza i pokój, przebaczenie i wolność. Wtedy gdy uczestniczysz we Mszy świętej i słuchasz Go, który mówi do ciebie w tekstach Pisma Świętego. Do którego modlisz się wraz z Jego Synem.
A gdzie umieścić swoje hobby? Ono też jest jakąś formą świętowania. Może byłbyś skłonny potraktować je jak odpoczynek. Już ci podpowiadam, że wszelkie podziały zachodzą jeden na drugi, jest wiele obszarów pogranicznych. Nie jesteś pewien, czy daną czynność zaliczyć do pracy czy już do odpoczynku, względnie do pracy czy już do świętowania. Ale to nie matematyka i nie musisz się tym przejmować.
Rodzajów hobby jest nieskończenie dużo. Są ludzie, którzy sytuują je wyraźnie na marginesie swojego życia. Zajmują się nim od czasu do czasu. Bywają okresy, że zdają się o nim zapominać. A są tacy, którzy poświęcają swojemu hobby każdą wolną chwilę. Bywa, że hobby przerośnie pracę zawodową, zwłaszcza gdy ta ostatnia będzie traktowana jako uciążliwa konieczność. Bywa, że w czasie emerytalnym – na który czekają z utęsknieniem właśnie z tego powodu – poświęcą mu cały swój wolny czas. Bywa i tak, że hobby jeszcze wcześniej stanie się zawodem: że tak się życiowe losy potoczą, że dojdzie do takiej wymarzonej wolty. I wtedy stanie się coś, co będzie jakby zaprzeczeniem naszego podziału: praca stanie się świętowaniem. Innymi słowy, dojdzie do tego, od czego zaczęliśmy, pisząc, że należy wybierać taki zawód, który najbardziej lubimy. Oczywiście, gdy tak się złoży, że nasze hobby stanie się pracą zawodową, to nie znaczy, że jesteśmy zwolnieni z obowiązku odpoczywania.
3. Świętowanie to jeszcze wszystko, co nazywamy świętem państwowym, narodowym, rodzinnym, osobistym. A więc narodziny, chrzty, śluby, pogrzeby i rocznice tych wydarzeń – twoje urodziny, imieniny, rocznica twojego ślubu, rocznica śmierci matki. Świętowanie to Msze święte niedzielne. To Adwent. Boże Narodzenie. Wielki Post. Wielkanoc. Czas Zesłania Ducha Świętego.
Z tym, że rocznice to bardzo szczególne świętowanie, bo to uobecnianie dawnych ważnych wydarzeń. Choćby rocznica ślubu. To uobecnienie tamtego wydarzenia, to uruchomienie tamtych przeżyć, które doprowadziły do tego faktu. Dokonuje się to za pomocą rozmaitych „obrzędów”. Choćby kwiaty, uroczysta kolacja, zaproszeni goście – jeżeli to możliwe, ze świadkami tamtego wydarzenia – odświętne ubranie, przemówienie, wspominanie, oglądanie zdjęć. A to wszystko po to, aby odżyła tamta chwila, jej ważność i nasze motywacje, które do niej doprowadziły, żeby ona stała się znowu obecna, choć już tyle czasu od niej upłynęło, żeby na nowo motywowała nasze obecne życie, nasycała swoim sensem.
I umiej świętować. Umiej zmienić swój dom na salon, gdzie przyjmiesz kolegów, przyjaciół. Z branży i spoza branży. Nie po to, żeby robić wielkie przyjęcie, czy żeby się pokazać, ale żeby pogadać, bo i taki jest cel świętowania, aby spotkać się z ludźmi.
Podobnie rzecz się ma, gdy chodzi o święta państwowe, narodowe, choć występują tu inne treści, choć inaczej wyglądają obrzędy.
Podobnie dzieje się, a przynajmniej analogicznie, gdy chodzi o święta chrześcijańskie. Jesteśmy pod tym względem wyjątkową religią, właśnie przez to, że prawie wszystkie wielkie święta są świętami rocznicowymi z życia Jezusa. Zresztą jest to logiczne. Jeżeli świętujemy nasze urodziny, chrzty, śluby, śmierci, to godzi się, by świętować urodziny, śmierć i zmartwychwstanie Tego, który dla nas przyszedł na świat, aby nam przynieść prawdę o Bogu, który jest Miłością, i nauczyć nas żyć w wolności. Stąd Boże Narodzenie, Wielki Tydzień, Wielkanoc, Wniebowstąpienie. Do tego dochodzi czekanie na Niego w Adwencie, Zesłanie Ducha Świętego, jakie Mu zawdzięczamy. A więc świętuj te święta, aby pogłębiać swoją wiarę w Boga-Miłość i być wolnym na Jego podobieństwo.
Zresztą każda niedziela jest dniem rocznicowym, tak jak każda Msza święta jest uroczystością rocznicową, bo uobecnia nam Jego mękę, śmierć i zmartwychwstanie – bo uobecnia nam Jego samego.
Tylko nie mów, że świętowanie to strata czasu. To jest również inwestowanie w siebie, tak jak inwestowaniem w siebie jest dokształcanie. Świętowanie dostarcza nowych przeżyć, pogłębia twoje człowieczeństwo, rozszerza horyzonty. Któryś z moich znajomych zwierzył mi się, że najlepsze pomysły zawodowe przychodzą mu do głowy w czasie koncertu. „Nie żebym o nich chciał myśleć. Ale tak słucham, słucham i naraz przychodzi mi do głowy pomysł, rozwiązanie, na które czekałem. A pomysł w biznesie to sprawa podstawowa”.