9
Twoja wizytówka
1. Zejdźmy piętro niżej: Ty jako wizytówka swojej firmy. Codziennie rano prysznic, wyczyszczone zęby, ogolona twarz, wyszczotkowane włosy. Codziennie zmieniona koszula, podkoszulek, slipy, pończochy. Przynajmniej raz w tygodniu umyta głowa. Mówię o tym, bo po naszym kraju wciąż się plączą takie oszołomy. Tacy przedsiębiorcy czy tacy biznesmeni w komunistycznym wydaniu. Z kłakami pozlepianych tłuszczem włosów, z gębą nieporządnie ogoloną, w skórzanej kurtce i w swetrze obowiązkowo – bo jest taki styl – w swetrze, zawsze w swetrze, „bo on koszuli nigdy nie weźmie i nie wziął, i on nigdy marynarki i garnituru nie wsadzi”. Ale jeżeli się chce być prawdziwie biznesmenem, do pracy idzie się w świeżej koszuli, ogolony, wykąpany, z wyszorowaną szczęką – przynajmniej rano i wieczorem.
A kobieta, a dziewczyna? Podobnie. A więc, jeżeli już zdecydowałaś się malować paznokcie, to bądź konsekwentna i nie pokazuj się z łuszczącym się lakierem. I jeżeli zdecydowałaś się na makijaż, to bądź uważna. Tego nie można robić byle jak, bo to da efekt przeciwny do zamierzonego: będziesz wyglądała żałośnie albo przynajmniej śmiesznie.
Może powiesz: „No, ksiądz nas obraża. Co ksiądz takie rzeczy opowiada. Do kogo ksiądz mówi? Do uczniów szkoły podstawowej? Czy – średniej?” Przepraszam bardzo, jeśli cię obraziłem. Ale jeżeli jest tylko jeden człowiek, do którego się to odnosi, co zostało tutaj powiedziane, to warto powiedzieć, nawet gdyby ktoś poczuł się dotknięty.
Będąc w Toronto, poleciałem na jeden dzień do Chicago, do moich chłopców i dziewcząt, których uczyłem w Rabce, bo mnie zaprosili. Nie tak to daleko, nie tak to blisko. Prawie dwie godziny w jedną stronę samolotem. Spotkaliśmy się na kolacji. To są chłopcy i dziewczęta, którzy od lat już mieszkają właśnie tam, w Chicago. Byłem już u nich parę razy w życiu.
Nagle Helena, którą dobrze znam – najlepsza w klasie kiedyś, potem na Uniwersytecie Jagiellońskim, na polonistyce była asystentką, pracowała w Słowniku Bibliograficznym, tylko później, niestety, przyjechał taki poszukujący żony z Chicago, poderwał ją i wywiózł w świat. Tam siedzi w robocie trochę redakcyjnej, bo wydają miesięcznik „Głos Nauczyciela”, trochę szkoleniowej, szkolą nauczycieli do języka polskiego. A więc znam ją i wiem, że mówi prawdę. I opowiada, że na konferencję nauczycielską, która miała miejsce w 1993 roku, zaprosili delegatów z Warszawy. „Przyjechało dwoje ludzi – pani i pan. On był ubrany w wymiętoszone ubranie, pani miała ubytki w uzębieniu. Mówili złą polszczyzną.” Jestem pewny, że tak było, bo znam dziewczynę. „I spytaliśmy się ich wreszcie – relacjonowała – czego się od nas spodziewają? «Żebyście nas wsparli finansowo»”. No blamaż od morza do morza. Trzeba odrobinę znać stosunki amerykańskie, zwłaszcza na obecnym etapie. Odrobinę.
2. Wizytówką twojej firmy jesteś ty sam. To, jak wyglądasz. Jak się zachowujesz. Czy umiesz jeść przy stole. Znowu się obrazisz? Nie obraź się, proszę. Czy uczyła cię mama, że gdy się siedzi przy stole, to najlepiej wziąć dwie książki, jedną pod jedną pachę a drugą pod drugą pachę i tak jeść zupę i drugie danie, i trzecie danie – wciąż mając dwie książki pod pachą – żeby nie upuścić żadnej przez cały obiad?
Jeżeli podejrzewasz, żeś zatracił wyczucie, co można, a czego nie można, jak można, a jak nie można, to miej na tyle pokory czy prostoty – wszystko jedno jak to nazwiesz – poproś brata czy siostrę, żonę czy męża, koleżankę czy kolegę: „Stary, zwróć mi uwagę, gdy coś jest nie tak, no wiesz, gdy chodzi o to, jak się wyrażam, ale i jak się zachowuję – zresztą, cokolwiek zauważysz u mnie, że jest nie tak, jak być powinno. Kapujesz, u mnie z tą kindersztubą było rozmaicie, rodzice nie mieli czasu, bo ciągle w robocie, jeżeli jest coś nie tak, to mi powiedz”.
I w ogóle poproś, żeby twoi najbliżsi zwrócili ci uwagę, jak się zachowujesz w towarzystwie: Czy dobrze siedzisz na krześle. Jak z twoim wymachiwaniem rękami. Jak się w ogóle zachowujesz. Czy umiesz się przedstawiać, czy umiesz ludzi ludziom przedstawiać. Czy wiesz, kogo pierwszego powitać, pożegnać. Czy do ryby podaje się białe czy czerwone wino, czy umiesz się witać. Kiedy zajmować miejsce siedzące, kiedy wolno wstawać. Gdzie i kiedy wolno ci się czesać, szminkować usta i z której strony podaje się półmiski przy obiedzie. Poproś, żeby ci zwracali uwagę, bo ty już się nie kontrolujesz, już się przyzwyczaiłeś do siebie, już siebie nie widzisz!
I mów polszczyzną! Żeby to nie był bełkot! Rozmawiamy na ten temat z Andrzejem Trzosem Rastawieckim – reżyserem filmowym – i mówi mi: „Ludzie coraz bardziej nie umieją mówić. Przychodzi do mnie asystent – nie może znaleźć słów, nie umie dobrać słów, a więc na migi: wgniata jedną dłoń w drugą i jeszcze raz, i jeszcze raz: «Panie Andrzeju, tak, wie pan, jak to ma być, tak, tak, wie pan, no rozumie pan, tak o, o! tak, tak!»”
Tu mi się przypomina, jak razu pewnego gdzieś tam w Polsce zgubiłem się samochodem i zatrzymałem się na skrzyżowaniu przy dwóch przechodniach, nie zauważyłem wcześniej, że oni są po iluś wódkach. Ale już przepadło, stanąłem, pytam o drogę. A oni za pomocą dwóch „łacińskich” słów wytłumaczyli mi wszystko.
Mów po polsku. Chciejmy mówić po polsku – ta Amerykanka, Helena – bo już Amerykanka, jeżeli już siedzi tam około trzydziestu lat – mówi piękną polszczyzną bez żadnego akcentu. Oczywiście, są i inni. Spotykasz Amerykanina, który posługuje się slangiem takim, że chwilami go nie rozumiesz, bo to i akcent, i słowa amerykańskie co raz wtrącane, i już zła budowa zdań, on już całkiem ten języka zapomniał, w stylu: „Moja kara stoi za kornerem”. Ja się pytam: „A jak długo pan jest w Stanach?” „Och! Ja bardzo dawno, bardzo dawno – bełkocze. – Bo ja już całe dwa lata nazad tu przyjechał”. Oczywiście, są i tacy. Ale nawet my tu w Polsce nie umiemy mówić po polsku. Po prostu trzeba o to dbać. Gdy tak słuchałem tej dziewczyny w Chicago… – Mój Boże. Jak ona buduje zdania, jak ona wymawia każde słowo, jak to dźwięczy – pomyślałem sobie, ile starania, ile uwagi musiała w to włożyć, żeby zachować mowę polską w takim stanie. Do Polski przyjeżdża rzadko – nie przelewa jej się.
Podstawowym elementem każdej kultury – również twojej kultury – jest język. Jeżeli chcesz się uważać i jeżeli chcesz, by cię uważano za człowieka kulturalnego, to mów po polsku.
Biletem wizytowym twojej firmy jesteś ty. Niezależnie od tego czy jesteś nauczycielem, dyrektorem, kierownikiem, uczniem, studentem, matką, gospodynią domu. Wizytową kartą jesteś ty.
3. Na to, żeby być biznesmenem – niezależnie od tego, czyś jest uczniem, studentem, żoną, matką, dziewczyną, chłopcem, ojcem, mężem i nic więcej, na to żeby być biznesmenem – z tymi pomysłami, z tą odwagą, z tą wytrwałością, z tą ekipą, której jesteś duchem pośród tych wszystkich form świętowania – aby wytrzymać to tempo, szczególnie zadbaj o swoją religijność. Innymi słowy: idź przez życie, praktykując swoją religię.
Razu pewnego św. Wincenty a Paulo spotkał w szpitalu – to on wymyślił szpitale, on też wymyślił siostry szarytki – spotkał siostrę z dzbankiem, w którym była zupa. Gdy szła do chorych, zaczepiła go w drodze na korytarzu i mówi: „Proszę ojca, my mamy tyle pracy. Od rana do samej nocy. Czy ojciec uważa, że naprawdę to jest konieczne, żebyśmy codziennie były na Mszy świętej? Czy nie wystarczy w niedzielę?” I jak anegdota mówi, on się tak na nią z miłością popatrzył i powiedział: „Żeby siostrze ten dzban z zupą nie zaciążył. On jeszcze jest lekki. Ale może zaciążyć. I żeby nie zaciążył, na to jest Msza święta”.
I ty tak popatrz również na swoje życie. Na Mszę świętą niedzielną. Chociażby na nią. Nie mówiąc o modlitwach rannych i wieczornych. Tobie też może zaciążyć twoja praca. Przyjdą chwile, kiedy będziesz miał „potąd” – jak to Pokora zwykł był mówić – po czubek nosa. Będziesz miał dosyć. Wszystkiego. Spraw, ludzi, siebie. Najchętniej byś uciekł. Aby ci ten twój dzban nie zaciążył, umiej się modlić. Tego ci życzę.