WĘDRÓWKI LUDÓW
Z końcem IV wieku ruszyli barbarzyńcy na Zachód, do Imperium. Przyszli do Konstantynopola prosić – niezgrabnie starając się zachować wszystkie skomplikowane przepisy etykiety dworu – ażeby cesarz pozwolił im wejść i paść bydło, i orać ziemię pustych przestrzeni cesarstwa; zobowiązywali się płacić podatki i dostarczać umówioną ilość żołnierzy. Raz otwarte granice już się nie zamknęły. Przez wyłom wtaczali się coraz to nowi: Ostrogoci, Wizygoci, Herulowie, Rugowie, Wandalowie. Bo okazało się wtedy, że nie ma już potęgi cesarstwa, że pozostała tylko zachłanność urzędników, którzy chcieli wykorzystać prostodusznych ludzi. Ale gdy zaczęli zabierać im dobytek, a nawet żony jako opłatę za zniszczenie kraju, ci chwycili za broń i rozpętali wojnę prawie pod murami Konstantynopola. Odpierani spod stolicy cesarstwa przepływali przez Bałkany, przelewali się do słonecznej Italii, która była dla nich ziemią obiecaną, krainą mlekiem i miodem płynącą. Wyciągali ręce po Rzym, który znali od dzieciństwa z legend i pieśni jako symbol władzy nad światem i skarbiec, z którego można nabrać, ile ręce uniosą. Potem, wypychani przez następne ludy, osiedlali się na jakichś innych terenach, rozpływali się wśród ludności tubylczej albo, jak Wandalowie, poprzez Hiszpanię napływali do Afryki.
Na to wszystko patrzyli Germanie z dawna osiadli nad Renem, prawie nieruszani ze swoich stanowisk.
Powoli fala zaczęła przycichać. Powoli zaczęły nowe ludy zajmować na stałe swoje leża. Europa uspokajała się.
Tu musimy – my, ludzie XX wieku, którzy przeżyliśmy dwie wojny światowe, obozy koncentracyjne i bombardowanie miast otwartych – przywrócić słowu „barbarzyńca” jego właściwe znaczenie. To po prostu człowiek obcej kultury. Barbarzyńcy tamtych czasów to nowe narody o kulturze wiejskiej, silne, zdrowe, inne w swojej psychice. Uczuciowe, gwałtowne, wybuchowe, wrażliwe, świeże, żądne nowości, wykształcenia, wiedzy, umiejętności. Gardzili Rzymianami kulącymi się wokół swoich biskupów w na wpół zburzonych miastach i miasteczkach. I tak wędrówki ludów bardzo przyspieszyły agraryzację Europy. Proces ten postępował zresztą już od dłuższego czasu. Odkąd rzymskie podboje sięgnęły po Wschód, po ludne i bogate kraje Małej Azji i Afryki, z ich miejskimi centrami sięgającymi miliona mieszkańców, jak Antiochia czy Aleksandria. Wschód stał się popularny, bo dawał perspektywy rozrostu przez handel z Indiami i Chinami. Ludzie bardziej przedsiębiorczy przenieśli się w tamte strony. Europa Zachodnia poszła w cień. Zaczęła być traktowana jako baza rolnicza. Życie miejskie stopniowo zanikało. Momentem konsekwentnym i bardzo charakterystycznym stało się przeniesienie stolicy Imperium do Konstantynopola w roku 330. Cesarz Justynian (527-565) odzyskał utracone na rzecz barbarzyńców tereny Imperium: południowo-wschodnią Afrykę, Hiszpanię, częściowo Italię. Częściowo, bo w roku 568 przyszli Longobardowie i zagarnęli północną część Półwyspu Apenińskiego. Ale nawet na terenach odzyskanych przez Imperium nie powraca dawne życie. Wprost przeciwnie, zdając sobie sprawę z naporu barbarzyńców w Europie Zachodniej, już w nią nie inwestowano, lecz prowadzono na tych terenach gospodarkę wyniszczającą.
Szliśmy górami z Rabki do Krynicy. Byliśmy w paśmie nowosądeckim w pobliżu Prehyby. Z dala dobiegł nas śpiew: „Ze wzgórz Kalwaryjskich rozlega się głos”. Napotkaliśmy przecinkę i ujrzeliśmy białą wstęgę drogi wijącej się w dolinie przez las, a na niej dużą grupę ludzi idących „pielgrzymką”.
– „Wijcie, panny, z róż wieńce Kalwaryjskiej Panience, Zdrowaś Maryja”.
To było tempo dobrego marszu. Nie spacer ani procesja.
„Matka Boska Kalwaryjska oczekuje nas”.
Pamiętam, co spotkało znajomego, który po raz pierwszy brał udział w takiej pielgrzymce. Na jakimś postoju zaczął żartować. Z miejsca zganili go ludzie: Przecież to pielgrzymka, obowiązuje zachowanie takie jak w kościele.
Umęczyć się drogą, spać w niewygodach, zjeść byle co – jako dar Matce Najświętszej, jako ofiara dla Boga.
Pan Jezus nie musiał Żydów uczyć o tym, że Bóg jest Osobą, że jest jeden. Oni mieli już jakieś pojecie łaski uświęcającej, odczucie potrzeby odkupienia. Ludy barbarzyńskie, np. Frankowie (chrzest Chlodwiga 496 r.), a daleko potem Słowianie, nie miały o tych prawdach pojęcia. Tylko niewielki procent tych ludów, żyjący w bliskim sąsiedztwie cesarstwa bizantyjskiego, był pod jakimś wpływem kultury chrześcijańskiej.
Ci pierwsi zaczynali wszystko od początku. Swoją gospodarkę opierali przede wszystkim na rolnictwie. Przyjmowali formy religijne im najbliższe, najbliższe tego, co praktykowali w pogaństwie, najbliższe ich mentalności: mentalności rolników. Do tych form należały między innymi pielgrzymki, znane zresztą chrześcijaństwu już od II wieku, cześć oddawana relikwiom, znana już, jak świadczą katakumby, najpierwotniejszemu Kościołowi. Proces tworzenia nowych nabożeństw, rozbudowywania niektórych dawnych, kontynuowany będzie w średniowieczu. I tak w wioskach wyrastają wieże kościelne, z których dzwonić będą dzwony na Anioł Pański rano, w południe i wieczór. W miejsce dawnych obrzędów pogańskich wprowadza się święcenie pól w „dnie próśb” na wiosnę, święcenie ziół w „Matkę Boską Zielną”. Na miejsce dawnych bohaterów – kult świętych i pielgrzymki do nich, potem do miejsca, gdzie mieszkali, a wreszcie kult ich relikwii.
Jeszcze dotąd stoją na ołtarzach lub w skarbcach poczerniałe srebrne i złote relikwiarze zawierające kości świętych lub męczenników. Może nawet sam spotkałeś obrazki z wlepionymi kawałeczkami tkaniny potartej o grób świętego. To wszystko jest dalekim odblaskiem tego, co było w tamtych czasach. Przecież o niektóre z relikwii toczyły się wojny… Kult relikwii odpowiada naturalnemu pragnieniu człowieka posiadania świadectwa materialnego, znaku widzialnego, dotykalnego. Przypomnij sobie to dziwne wzruszenie, z jakim stanąłeś u grobu Mieszka i Chrobrego w Katedrze Poznańskiej, u grobów królewskich na Wawelu czy przed sercem Chopina zamurowanym w kolumnie warszawskiego kościoła Świętego Krzyża. Teraz łatwiej ci będzie zrozumieć ówczesnych mieszkańców Europy. To byli ludzie nieprzyzwyczajeni do myślenia abstrakcyjnego, dążyli więc do uchwycenia czegoś, na czym mogliby opierać swoją religijność. Takim punktem oparcia były dla nich właśnie relikwie świętych. To prawda, że jeszcze krok, a już groziło niebezpieczeństwo zabobonu, jakiejś magii. Ale świadczy o mądrości Kościoła, że godził się na takie uproszczone przeżywanie chrześcijaństwa, licząc (i słusznie) na to, że z czasem potrafi tych ludzi podnieść do uchwycenia istoty rzeczy.
Gdyby szukać jakiegoś jednego słowa charakteryzującego mentalność tego nowego człowieka przejmującego chrześcijaństwo od świata starożytnego, to można by powiedzieć, że było nim „urzeczowianie” i „ustatycznianie”. To był człowiek bardzo młody, którego – tak jak każde dziecko – frapował bardziej przedmiot niż osoba, bardziej fakt niż przeżycie kryjące się za nim. Nie był też w stanie ujmować rzeczywistości całościowo, syntetycznie i przeżywać jej pełnią swojej osobowości.
Ta postawa miała konsekwencje we wszystkich dziedzinach życia religijnego. Wskażmy Dla przykładu Eucharystię, będącą przecież centrum chrześcijaństwa. Tym ludziom nie było łatwo zrozumieć Mszę świętą jako uobecnienie Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Nie mieli ani nie potrafili sobie od razu wytworzyć takiego pojęcia. W swoich dawnych zwyczajach nie mieli też takiego religijnego obrzędu jak żydowska Pascha, która była właśnie uobecnieniem wyjścia Izraela z niewoli egipskiej i przymierza z Bogiem. Dalej: dla tych ludzi Eucharystia stanowiła trudność już jako uczta. Oni nie znali chleba przaśnego. Nie używali wina do codziennych posiłków.
Obserwować możemy, jak w nowej Europie słabnie praktyka przyjmowania Komunii świętej. We wczesnym średniowieczu ustala się zwyczaj trzykrotnego w ciągu roku przyjmowania Eucharystii. Sobór Laterański IV (1215) ustala obowiązek przystępowania do Komunii świętej przynajmniej raz w roku, w okresie wielkanocnym!
Ludzie nowej Europy skupili się na statycznym fakcie obecności Jezusa Chrystusa pod postaciami chleba i wina. Wynikiem tego podejścia jest postawa adoracji. Pojawia się w Mszy świętej nowy gest liturgiczny: podniesienie. Najpierw chleba, a po krótkim czasie dochodzi gest kolejny: podniesienie wina konsekrowanego. Temu obrzędowi towarzyszy przyklękanie, dzwony. Jest to ubogacenie i rozwinięcie kultu Eucharystii. Niemniej, nie wystarczy adorować Najświętszy Sakrament. Trzeba go
p r z y j m o w a ć, możliwie codziennie, co tak gorąco zaleci u progu XX stulecia papież święty Pius X.
Ludzie średniowiecznej Europy byli nieokiełzani. Roznosiła ich natura przyzwyczajona do walki. Popełniali szaleństwa. Ale gdy przyszło do opamiętania, powracali do Kościoła, który wyznaczał surowe pokuty, tak surowe, jak szalone były ich winy – aż do rozdania majątku na rzecz ubogich i pokutowania w habicie mnicha o chlebie i wodzie. – Coś z tego, co Sienkiewicz przedstawił jeszcze w „Potopie”, gdy Kmicic po spowiedzi u ojca Kordeckiego biczował się za swe winy. Jedli i pili czasem niepohamowanie, ale gdy przychodził Wielki Post, to nie tylko wstrzymywali się od mięsa, lecz i od mleka, masła, jajek, a nawet jedli tylko raz dziennie, i to po zachodzie słońca.
I jeszcze jedna rzecz charakterystyczna dla tamtych ludzi – ich wielki szacunek dla duchowieństwa.
Znam na Podhalu wioski, gdzie ludzie księdzu wszystko w polu robią. I to jemu najpierwszemu. Ksiądz musi mieć najpiękniejsze zbiory i najpiękniejszy dom, i najpiękniejsze konie. Dla tych ludzi prostych wielkość duchowa łączy się z wielkością materialną. Występuje u nich przenoszenie potęgi Bożej na duchowieństwo. Cześć należną Bogu wyrażają w szacunku dla Jego sług. Pomoc okazaną księżom traktują jako akty ofiarne składane Bogu.
Inni ludzie, inna kultura. Europa zmieniła swoje oblicze.
*
(…) Gdyby wszelako dlatego jedynie barbarzyńcy zostali wpuszczeni w rzymskie granice, że wszędzie na Wschodzie i na Zachodzie kościoły Chrystusa zapełniają się Hunami, Swebami, Wandalami, Burgundami i niezliczonymi tłumami wiernych różnych innych ludów, to należałoby – zdaje się – chwalić i wysławiać miłosierdzie Boga, że tyle ludów, chociaż i z upadkiem naszego państwa, doszło do poznania prawdy, której nie byliby mogli znaleźć, jak tylko przy tej sposobności. Cóż to szkodzi chrześcijaninowi, do życia wiecznego dążącemu, kiedy i w jakich warunkach usunie się z tego świata?
Orozjusz, pisarz chrześcijański z początku V w.
Po rozłące naszej z tobą bardzo trwożyliśmy się, ponieważ nie dobiegała nas żadna pomyślna wieść o twej podróży. Skoro jednak Bóg wszechmogący zaprowadził was do wielce czcigodnego męża, brata naszego Augustyna, biskupa, powiedzcie mu to, o czym długo w sprawie Anglików rozważałem; mianowicie, iż bynajmniej nie powinni starać się o burzenie świątyń bóstw u ludu tego… (Natomiast) ma się święcić wodę, skrapiać nią owe świątynie, winno się wznosić ołtarze, wkładać relikwie, ponieważ, jeśli świątynie owe mocno są zbudowane, konieczną jest rzeczą przemienić je z placówek czci demonów na miejsce kultu prawdziwego Boga; (należy zaś to uczynić) aby lud, widząc swe świątynie nie zburzone, usunął błąd z serca i Boga prawdziwego poznając i wielbiąc, do miejsc, do których się przyzwyczaił, z większym zaufaniem przychodził. I ponieważ (lud ów) zwykł także wiele wołów na ofiarę demonów zabijać, winno się również jakąś uroczystość z zakresu tych obrzędów dlań zmienić, aby w dniu poświęcenia albo w dniu urodzin świętych męczenników, których relikwie tamże się przechowują, budował sobie namioty w pobliżu owych kościołów (…) z gałęzi drzew i święcił uroczystość ową pobożnymi ucztami; i niech (lud ów) nie ofiaruje zwierząt szatanowi, lecz niechże zabija je na chwałę Boga, pożywając je i składa dziękczynienia Dawcy wszystkiego z powodu nasycenia się pokarmem… Albowiem jest rzeczą niewątpliwą, że umysłom pierwotnym nie można razem wszystkiego odebrać, ponieważ ten, który usiłuje wstąpić na najwyższe miejsce, za pomocą stopni i kroków się wznosi, nie zaś skokami.
Instrukcja Grzegorza I dla opata Mellita, r. 601