Biblioteka




 


dobre i złe kontakty


 



Wielu ludzi twierdzi, że po śmierci bliskiej osoby mają oni wrażenie – nie tylko w śnie, ale również na jawie – kontaktu, widzenia, dotknięcia zmarłego. Czy takim ludziom należy mówić, że jest to przewidzenie, zbieg okoliczności czy rzeczywiście jest taka możliwość?



Możliwość taka jest, dlatego że, umierając, idziemy do Boga nie tylko duszą, ale i ciałem. Jak to zwykliśmy mówić: w ciele uwielbionym. A więc, zmartwychwstanie dokonuje się w momencie naszej śmierci. Przecież nie jesteśmy aniołami, jesteśmy ludźmi: istotami duchowo-cielesnymi. Niezależnie od tego czy znajdziemy się w niebie, w czyśćcu, czy – nie daj, Boże – w piekle. Ciało należy do istoty człowieka, odchodzimy z tego świata już zmartwychwstali. Dlatego jest możliwe duchowe doświadczenie zmarłego człowieka. Z nami będzie działo się tak samo jak z Jezusem: On, umierając na krzyżu, nie oddał ducha w sensie: ducha-duszy, ale oddał siebie, a więc już na krzyżu zmartwychwstał do życia wiecznego. Po śmierci na krzyżu wisiało Jego ciało umęczone. Ciało uwielbione wraz z duszą spotkało się z Bogiem. I taki Jezus ukazywał się swoim uczniom.



Skoro możliwość kontaktu ze zmarłymi istnieje, dlaczego Kościół potępia okultyzm, spirytyzm, które zaspokajają ludzkie pragnienie tego kontaktu?



To nie jest potępienie kontaktu, ale spirytyzmu jako instytucji. Po pierwsze, dlatego że spirytyzm jest niejednokrotnie wykorzystywany przez oszustów, którzy żerują na pragnieniu ludzi nawiązania kontaktu ze zmarłymi. Ale po drugie, spirytyzm z założenia jest błędny. Sugeruje, że możemy dowolnie, w każdej chwili nawiązywać kontakt quasi fizyczny ze zmarłymi. Słyszeć ich głos, nawet widzieć ich postać, a przynajmniej uzyskiwać odpowiedzi na stawiane im pytania – za pomocą na przykład medium czy talerzyka. Kontakt ze zmarłym powinien mieć inną formę: wzajemnej miłości, modlitwy.


Modląc się za zmarłych, uświęcamy się tą modlitwą, a będąc złączeni miłością ze zmarłym, udzielamy mu naszej świętości. Jeżeli przychodzę na grób, zapalam świeczkę, przynoszę kwiaty, modlę się za zmarłego, wtedy napełniam się szlachetnością i ta szlachetność-świętość jest przekazywana zmarłym.


Miłością jesteśmy zjednoczeni z drugimi tak jak naczynia połączone; jeżeli w jednym naczyniu jest więcej, to i w drugim jest więcej, jeżeli w jednym jest mniej, to i w drugim jest mniej. Na tym polega również świętych obcowanie.



Nie tylko my możemy wpływać na świat duchowy, ale także on – na nas. Drastycznym przykładem takiego wpływu jest opętanie. Na czym ono polega?



Bardzo często bywa tak, że ludzie psychicznie chorzy brani są za opętanych. Natomiast za opętanych nie uważa się tych, którzy są faktycznie opętani, a przynajmniej częściowo. Traktuje się ich jak normalnych, czasem nawet jak dobrych katolików, bo chodzą do kościoła, lecz jednocześnie są opętani żądzą pieniędzy, nienawiścią, zazdrością, zemstą.


To są ludzie mniej lub więcej opętani przez złego ducha – ducha pychy, ducha lenistwa, ducha nieodpowiedzialności, ducha chciwości, ducha pazerności, który jest zawsze złym duchem. Tak patrząc na sprawę, trzeba mieć na uwadze, że każdemu człowiekowi grozi takie częściowe czy pełne opętanie.



Jak można pomóc takim ludziom w uwolnieniu się od Złego?



Mówi się: do tego służą egzorcyzmy. Ale nie wolno traktować ich czysto mechanicznie: że ksiądz pomodli się nad takim człowiekiem, pokropi go wodą święconą i diabeł człowieka opuści. Egzorcyzmy powinny być traktowane jak rekolekcje.


Trzeba człowieka odzwyczaić od chciwości, wytłumaczyć mu, że nie można wciąż nienawidzić, odwieść go od chęci zemsty.


Trzeba, żeby zachwycił się życiem, twórczością, pracą, miłością. W trakcie takich rekolekcji, które mogą trwać krótko lub długo i być powtarzane, modlimy się, czytamy Pismo Święte po to, żeby nawrócić człowieka, żeby go wyrwać spod wpływu złego ducha. Można też czynić znak krzyża, kropić święconą wodą, żeby opętany odwrócił się od zła i zachwycił się pięknem, mądrością, wolnością – ludzką i Bożą.