UPRZEMYSŁOWIENIE XIX WIEKU
Westerny są kręcone, odkąd powstał film, i chyba nigdy ich Amerykanie nie przestaną kręcić. Klasyczne: z miasteczkiem drewnianych, prowizorycznie budowanych domków, z czarnymi typami, bohaterskim szeryfem, z mordobiciem, strzelaniną i happy endem – i nieklasyczne. Dlaczego? Również dlatego, że każdy naród powraca do wielkich chwil swojej historii. Dla Amerykanów ich wielkie dni były, gdy powstawało ich państwo. W potwornie ciężkich warunkach, na stepach i w karczowanych puszczach wyrastały wioski i miasta. Jeżeli jednak przeszkody zostały przezwyciężone, to dzięki ludziom-pionierom. Dzięki ich nie tylko heroicznej, pełnej poświęceń – co było ważne w pierwszej fazie – ale też potem, przy częściowej stabilizacji stosunków, sumiennej, cierpliwej, systematycznej pracy. Farmerzy karczujący puszcze, kupcy, przemysłowcy, rzemieślnicy o bardzo wysokiej moralności, zwłaszcza uczciwości zawodowej, wielkiej trosce o dom, surowo wychowujący swoje dzieci – to oni ostatecznie zbudowali Stany.
Warto spytać: co to za ludzie? Skąd ta ich uczciwość, pracowitość? W imię jakich ideałów wybrali takie surowe życie, dlaczego wyjechali na te dzikie tereny?
To byli w dużym procencie ludzie, którzy opuszczali rodzinny kraj, bo nie chcieli się wyrzec swoich przekonań religijnych. Ludzie głęboko religijni, należący do rozmaitych sekt chrześcijańskich, takich jak purytanie, mormoni, anabaptyści. Ich moralne życie było realizacją poglądu religijnego: przekonania, że człowiek powołany jest do trudu. To był ascetyzm nieprzerwanej pracy, oszczędzania, odmawiania sobie wszelkiego rodzaju zbytku i luksusu. Tak wyrósł człowiek pracowity, skrupulatny, wstrzemięźliwy, człowiek, którego zainteresowaniem był i kantor, i dom modlitwy jego sekty, człowiek, który patrzył na swoją pracę jako na religijne powołanie, a w jej efektach widział znak błogosławieństwa Bożego. Tę samą pracowitość spotykamy w XVIII i XIX wieku u przemysłowców, kupców, rolników północnej Europy i Anglii. Bo to ci sami ludzie. Źródło ich wysokiej moralności: ich pracowitości, uczciwości, skromności, tkwi w ich przekonaniach religijnych. Ale gdyby się przyjrzeć tym przekonaniom, to natrafimy na paradoks: ci ludzie wierzą, że grzech pierworodny zniszczył naturę człowieka tak bardzo, że człowiek nie jest zdolny do dobrego – „Dobro może realizować przy pomocy Bożej. A Pan Bóg daje temu, komu chce. Kogo chce, przeznacza do zbawienia, kogo chce – na potępienie”. A więc, zdawałoby się, nie ma miejsca na jakiś doping do działania, jeżeli wszystko jest przesądzone. Otóż nie. Obok błędnego ujęcia grzechu pierworodnego, Łaski, Opatrzności Bożej tkwiło w tych ludziach ogromne wyczulenie na natchnienie Boże, na sumienie i przeświadczenie, że trzeba za nim postępować. Mało tego: konsekwentnie rozumując, w ich kategoriach dobre postępowanie było dowodem wybrania Bożego do zbawienia.
Nie pozostała po nich wielka literatura, bo to były szerokie masy, nie arystokracja, nie literaci ani nie politycy. Owszem, byli wynalazcy, naukowcy, tacy jak Priestley, który był pastorem unitariańskim, Dalton – nauczyciel kwakrowski, Faraday – przełożony Sandznamanów, którzy zajmowali się pisaniem, ale nie kazań, tylko dzieł naukowych z dziedziny nauk przyrodniczych.
Ten żarliwy duch purytański udzielił społeczeństwu siły do dokonania rewolucji przemysłowej i rozwoju ekonomicznego świata. Obszary, o których istnieniu jeszcze przed wiekiem niewiele wiedziano, niemal bezludne, zostały opanowane i nawiązały bliski kontakt z Europą. W Ameryce nowoczesne miasta o milionach mieszkańców wyrosły tam, gdzie przed wiekiem Indianie wiedli życie myśliwych. Nawet wielkie cywilizacje Wschodu o tradycjach daleko starszych niż europejska, będące od wieków zamkniętymi światami, zostały ogarnięte przez naukowo-przemysłową kulturę europejską.
To nie był krok ostatni, bo niósł ze sobą zbyt wiele niedoskonałości, krzywdy i wyzysku. Jak doświadczenie pokazało, niełatwo jest pozostać uczciwym, jeżeli najważniejszą sprawą w życiu staje się dążenie do dobrobytu. Prawie niepostrzeżenie przechodzi się w obszary egoizmu. Pieniądz, który miał służyć dobru społeczności, staje się celem samym dla siebie. Jest źródłem nacisku, narzędziem do manipulowania ludźmi, ideami. A hasła ewangeliczne przydają się już tylko w przemówieniach przedwyborczych, a w końcu do ozdobienia marmurowego nagrobka.
*
Uważamy za całkiem oczywiste te prawdy: Że wszyscy ludzie stworzeni zostali jako równi sobie. Że Stwórca obdarzył ich pewnymi prawami nie ulegającymi przedawnieniu, pośród których wymienić należy: życie, wolność i dążenie do szczęścia. (…)
I nie my zgrzeszyliśmy brakiem poszanowania względem naszych braci brytyjskich. Ostrzegaliśmy ich od czasu do czasu o zakusach ich władzy prawodawczej, zmierzającej do nieusprawiedliwionego rozciągnięcia na nas ich sądownictwa. Przypominaliśmy im okoliczności, wśród jakich odbywała się nasza emigracja i nasze osiedlanie się tutaj. Odwoływaliśmy się do ich wrodzonej sprawiedliwości i wielkoduszności i zaklinaliśmy ich, w imię naszego wspólnego pochodzenia, ażeby cofnęli bezprawne przywłaszczanie sobie praw, które w sposób nie dający się uniknąć przerwie naszą łączność i zerwie nasze stosunki. Byli oni (Anglicy) również głusi na głos sprawiedliwości i pokrewieństwa. Musimy zatem chwycić się środka ostatecznego (…)
Przeto my, przedstawiciele Stanów Zjednoczonych Ameryki, zebrani na Kongresie powszechnym, odwołujemy się do Najwyższego Sędziego świata co do prawości naszych zamiarów, w imieniu i na mocy władzy narodu, zamieszkującego te kolonie, uroczyście ogłaszamy i deklarujemy, że te zjednoczone kolonie i prawnie winne być wolnym i niepodległym państwem; że są odtąd wolne od wszelkiego związku z koroną brytyjską (…) Że jako wolne i niepodległe Stany mają one pełne prawo wypowiadania wojny, zawierania pokoju, wiązania się w przymierza, prowadzenia handlu oraz czynienia wszelkich innych aktów i rzeczy, jakie niepodległe Stany mogą prawnie czynić. Przejęci silną wiarą w opiekę Opatrzności Boskiej, jako rękojmię utrzymania niniejszej deklaracji składamy nasze życie, nasz majątek i naszą cześć najświętszą.
Deklaracja niepodległości Stanów Zjednoczonych,
Filadelfia, 4 VII 1776