Arystokracja
Był czas, kiedy w naszym kraju kpiono z arystokracji. Zasypywano nas przykładami pyszałkowatych hrabiów, baronów idiotów, prymitywnych książąt. Ale już sam ten fakt świadczył o potrzebie prawdziwej arystokracji w narodzie, jej roli, która musi być podjęta. Narodowi potrzebna jest arystokracja intelektualna, a jeszcze lepiej mówiąc: arystokracja duchowa. Dostajesz szlify szlacheckie po skończeniu uniwersytetu. Dołączasz do naszej elity narodowej. Do naszej polskiej arystokracji. Nie jako hrabia, nie jako baron, nie jako książę. Ale tytuły uniwersyteckie dają ci szlify.
Mamy w Krakowie klasyczny przykład tej sprawy. Profesor Stanisław Pigoń. Syn chłopa z Komborni pod Rzeszowem. Wiemy o tym, bo napisał taką książkę Z Komborni w świat. Przyszedł stamtąd poprzez Wilno (gdzie był rektorem Uniwersytetu im. Stefana Batorego) i Poznań do Krakowa. Został profesorem UJ obok takich postaci jak Lehr-Spławiński, Nitsch, Klemensiewicz, Chrzanowski, dorównując im, a pod wieloma względami nawet przewyższając. Wszedł na krakowski areopag znakomitymi pracami naukowymi, świetnymi wynikami dydaktycznymi.
Otóż twoje szlachectwo to ma być prawdziwe szlachectwo, a nie zabawa – żeby tylko dostać papierek. Bo wtedy przypominasz tego barona kretyna, z którego się śmieją ludzie. Bo i dzisiaj śmieją się ludzie z nowej arystokracji – z niektórych arystokratów.
Można na pewno powiedzieć, że zdewaluowała się u nas matura. Przecież brzęczy nam w uszach: „Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera”. Nawet tytuł magistra. Jeszcze profesor ma znaczenie. Choć komunizm zrobił wszystko, żeby zdewaluował się nawet tytuł profesora. Komunizm zawsze bał się inteligencji. Ideałem był proletariat łatwy do sterowania, bo bezkrytyczny. Pozostałości tego trwają do dzisiaj.
Mamy pod dostatkiem dowcipów, ale co najgorsze i faktów, świadczących, że istnieją tak zwani akademicy z tytułem magistra, a co gorsza, z tytułem profesora, którzy niewiele mają wspólnego z wartością określaną słowem „inteligencja”. W jaki sposób otrzymali dyplom? Jak doszli do tego tytułu, stanowiska, godności? Nie wiadomo. Tak czy owak, rozpacz, kompromitacja, a przynajmniej przeciętność. O tych ludziach mówią nawet im życzliwi: „Możesz przy nim trzymać okno otwarte. Nie orzeł, to i nie wyleci”. W najlepszym razie doszli do godności i tytułu kuciem na blachę. A przecież: Noblesse oblige. Szlachectwo obowiązuje.