Wpatrywać się w życie Jezusa
Wpatrywać się w życie Jezusa, które nam uobecnia rok liturgiczny. Odkryć Jezusa – naszego Mistrza i wzór do naśladowania – w Jego zachwycie Bogiem Ojcem, w Jego ciągłym Nim oczarowaniu – w punkcie wyjścia całej Jego działalności, nieustannym źródle Jego inspiracji. Odkryć Jezusa w Jego ciągłym z Bogiem zjednoczeniu, w Jego miłości do Boga, którego chce, byś ty – tak jak On – nazywał swoim Ojcem. W Jego bezgranicznym do Niego zaufaniu, którym chce się z tobą dzielić, kiedy ci mówi, że nic się nie dzieje bez woli Bożej, że wróbel z dachu nie spada, że włosy na głowie twojej, że ilość lat twego życia i żebyś się nie martwił, co będziesz jadł i co będziesz pił, bo ptaki nie sieją, nie orzą, nie zbierają, a Ojciec żywi je, cóż dopiero ciebie, któryś ważniejszy niż wiele wróbli. Żebyś się nie martwił, w co będziesz się ubierał, bo przecież lilie polne są piękniej odziane niż król Salomon w całej swojej chwale. Jeżeli więc trawę polną, która dzisiaj jest, a jutro będzie w piec wrzucona, Bóg tak przyodziewa, cóż dopiero ciebie. (Mt 6,26-30). Odkryć Jezusa w Jego życiu prawdą, wolnością, miłością, pokojem, sprawiedliwością – w życiu, którego chce cię nauczyć. Wpatrywać się w tamto społeczeństwo, w którym Jezus działał, w którym te same co i w naszym błędy. Odkryć, jak bardzo był On człowiekiem wolnym, mówił to, co uważał, że jest narodowi żydowskiemu potrzebne, aby stał się prawdziwym społeczeństwem, dojrzałym, aby wyrósł z etapu infantylnego, z prowadzenia go za rączkę przez faryzeuszy i kapłanów, którzy tak samo jak reszta narodu sami byli ślepi. Słuchać, jak mówi, czym było Jego serce przepełnione. Mówi w zachwycie i w oburzeniu. Prosi i gromi. Tłumaczy jak dzieciom i stawia problemy do przemyślenia. Zapytywać się, co w Jego nauce jest naprawdę ważne. „Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest najważniejsze? On im odpowiedział: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest najważniejsze i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mt 22,36-39). Spotykać Jezusa w Jego poleceniu, nakazie, byś troszczył się o człowieka, który cierpi, który potrzebuje pomocy – jak wtedy, gdy ci opowiada przypowieść o Żydzie napadniętym przez zbójców, poranionym i porzuconym, kapłanie i lewicie, którzy udają, że go nie widzą – może faktycznie spieszą się do świątyni na nabożeństwo – i Samarytaninie, który mimo że Żydzi są nieprzyjaciółmi jego narodu, podejmuje się ratowania cierpiącego. Szukać wciąż istotnych treści w działaniu Jezusa. Słuchać, co mówi, patrzeć jak postępuje.
Spotkać Jezusa w Jego miłosierdziu, współczuciu, w litowaniu się nad ludzką słabością, w Jego wyrozumiałości, w przebaczaniu tym, którzy odeszli od swego człowieczeństwa, tak jak w wypadku Mateusza, którego Jezus zabiera z urzędu celnego i wynosi do godności swojego apostoła, Zacheusza – znowu celnika – do którego wmawia się w gościnę, jawnogrzesznicy, którą ratuje przed ukamienowaniem.
Spotkać Jezusa w Jego ludzkich kontaktach. W Jego przyjaźniach – z apostołami, których nazywał braćmi, z Łazarzem, na którego grobie płacze, z Marią i Martą, u których bywa w Betanii. Spotykać Jezusa w Jego niezmordowanym służeniu chorym, kalekom, niewidomym, głuchym, sparaliżowanym – wszystkim, na których natrafia w swoich wędrówkach, albo którzy przychodzą do Niego, prosząc o pomoc. W Jego: „Nie płacz” – z którym się zwrócił do zapłakanej matki idącej za marami swojego syna. W Jego: „Co chcesz, abym ci uczynił?” – z którym się zwrócił do niewidomego wołającego: „Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną”. W Jego: „Chcę, bądź oczyszczony”, którym odpowiedzial na prośbę trędowatego. W Jego ciągłym otwarciu na ludzi, Jego gotowości do służenia, pomagania. Odkrywać Jego, wciąż niepojęte dla ciebie, identyfikowanie się z wszelkimi, którzy cierpią, którzy potrzebują naszej pomocy. Wsłuchać się w Jego najbardziej zdumiewające dla ciebie, wciąż niepojęte, oświadczenia, z którymi – jak zapowiedział – zwróci się na sądzie ostatecznym do zbawionych: „Byłem głodny, a daliście mi jeść”. Do potępionych: „Byłem głodny, a nie daliście mi jeść”. A gdy jedni i drudzy zaskoczeni zapytają: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym?”, On odpowie: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, mnieście uczynili”. Trwać przy tym manifeście Jezusa, który by można uznać za najbardziej rewolucyjny z wszystkich, jakie Jezus w ciągu swojego nauczania rzuca w słuchaczy. Ale który w końcu nie odbiega od starotestamentowego przykazania miłości Boga i bliźniego. Spotykać Jezusa w Jego ciągłej służbie człowiekowi potrzebującemu, co potwierdził zresztą oświadczeniem: „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, ale aby służyć”.
Spotykać Jezusa w Jego nawoływaniu nas do takiego życia. Słyszeć to niepojęte oświadczenie: „Ten, kto czyni wolę Ojca mego, jest mi i bratem, i siostrą, i matką”. Zresztą w pełni logiczne. Przecież ten, kto żyje w prawdzie, sprawiedliwości i miłości, ten jest zjednoczony z Bogiem, który jest prawdą, sprawiedliwością i miłością. A więc taki człowiek naprawdę jest jak brat Jezusa. Szukać wciąż istotnych treści nauczania Jezusa. Odkryć przykazanie miłości, i to w najbardziej istotnym wymiarze, które Jezus głosi: w wymiarze bezinteresowności. Uznać, tak jak On, bezinteresowność za ostateczną próbę, sprawdzian każdego dobrego czynu. Bo gdy czyn twój nie ma tej cechy bezinteresowności, jest po prostu inną formą twojego egoizmu, zaborczości, pychy, próżności, dążności, by zdobywać sobie ludzi i wykorzystywać ich, choćby na pozór wyglądało na to, że wypływa z troski o drugiego człowieka czy nawet z miłości do Boga. „Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam, otrzymali już swoją nagrodę” (Mt 6,5). Ta potrzeba robienia na wszystkim interesu głęboko w tobie tkwi – a gdy już nawet nie zapłaty, a gdy już nawet nie wdzięczności, to przynajmniej podziwu, pochwalenia, szacunku, jak nie nawet uwielbienia, jak nie nawet sympatii czy miłości. A Jezus mówi: nic. Kompletnie nic. Pomoc dla pomocy. Służba dla służby. Praca nie dla pieniędzy, nie na zarobek, ale – bo inny tego potrzebuje, na nią czeka. Przewartościowanie wszystkiego, co dotąd już było w tobie zaklepane, ustawione, ułożone.