Wyłapywać nurty prowadzone przez Jezusa
Wyłapywać nurty prowadzone przez Jezusa konsekwentnie w ciągu całej Jego działalności. Nurty mające na celu wykorzenienie wad, jakie gnieżdżą się w świadomości i w obyczajowości ludzkiej. Zobaczyć Jezusa w Jego całkowitym skoncentrowaniem się na życiu, na jego istotnych wartościach, które decydują, że człowiek staje się człowiekiem: na jego wolności, spontaniczności, autentyczności – na Jego prawdzie życia. Zobaczyć Jezusa, który w pytaniu o człowieka cały akcent przesuwa na jego wnętrze – pyta o to, co w człowieku: o motyw jego czynów i słów, o intencję, uzasadnienie, które rozstrzyga, co jest wart czyn i słowo – co jest wart człowiek. Spotkać Jezusa, który żąda od ciebie, byś wyrastał ponad swoje przyzwyczajenia, mechanizmy, ponad instytucje, które stworzyła ci społeczność, albo które stworzyłeś sobie sam. Wyrastać ponad wykonywane instytucje, kiedy już nie wiesz, co robisz, po co robisz, dla kogo robisz, zatracając istotną treść życia – kiedy już ci tak blisko do faryzeuszy, dla których ważne było rytualne obmywanie garnczków a już nie drugi człowiek. Zobaczyć Jezusa jako przeciwieństwo faryzeuszów i kapłanów, w których te błędy i wady znalazły swoje ucieleśnienie. „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz pomijacie to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę. To zaś należało czynić, a tamtego nie opuszczać” (Mt 23,23). Słyszeć najpierw, jak On nie neguje wartości instytucji. Bo i tak to jest: instytucja zatrzymuje to dobro, które człowiekowi się udało odkryć, tę wartość, która powinna na stałe zagościć w życiu indywidualnym czy społecznym. Pod warunkiem, że będziesz świadomy tego, co wykonujesz, że nie zamienisz się w automat. Pod warunkiem wreszcie, że potrafisz zawiesić jego działanie, gdy tego potrzeba. Zmienić czy nawet odrzucić, jeżeli zacznie przeszkadzać. Traktować instytucję jako nasz twór, nie dozwolić, by wyrosła ponad ciebie, by stała się od ciebie ważniejsza, by cię zdominowała. Słuchać Jezusa, jak naucza o świętowaniu szabatu. Patrzeć, jak uzdrawia w szabat, w ten dzień, w którym – według przepisów ustalonych przez faryzeuszy, uczonych w Piśmie i kapłanów – nie wolno było wykonywać najdrobniejszej czynności służebnej. Bo chce nauczyć ciebie, że ponad wszystkimi instytucjami, nawet najświętszymi, ważniejszy jest człowiek cierpiący, któremu trzeba pomóc. Uzdrawia w szabat, bo jest w drodze. Dziś tu, jutro dalej. Już tego człowieka drugi raz nie spotka. Wobec tego leczy kobietę, „która od osiemnastu lat miała ducha niemocy, była pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować”. Gdy Go atakuje przełożony synagogi, odpowiada, posługując się argumentem z życia codziennego: „Obłudnicy, czyż każdy z was nie odwiązuje w szabat wołu lub osła od żłobu i nie prowadzi, by go napoić” (Łk 13,15). Uzdrawia człowieka chorego na wodną puchlinę. Najpierw zapytuje uczonych w Prawie i faryzeuszów: „Czy wolno w szabat uzdrawiać, czy też nie”. I mówi: „Któż z was, jeśli jego syn lub wół wpadnie do studni, nie wyciągnie go zaraz, nawet w dzień szabatu” (Łk 14,3-5). Kiedy indziej wchodzi do synagogi. „A był tam człowiek, który miał uschłą rękę. Zapytali Go, by móc Go oskarżyć: Czy wolno uzdrawiać w szabat? Lecz On im odpowiedział: Kto z was, jeśli ma jedną owcę i jeśli mu w dół wpadnie w szabat, nie chwyci i nie wyciągnie jej. O ileż ważniejszy jest człowiek niż owca. Tak więc wolno jest w szabat dobrze czynić”. „Wtedy faryzeusze wyszli i odbyli naradę przeciw Niemu, w jaki sposób Go zgładzić” (Mt 12,9-14). Nic nie zrozumieli, nie chcieli zrozumieć. Pozostali nieugięci na swoich pozycjach. Dla nich ważniejszy pozostał szabat. Nie ma wyjątku od zachowywania go. A przecież on został ustanowiony, aby Boga uczcić, który dał im jako najważniejsze dwa przykazania: miłość Boga i bliźniego. Przyglądać się Jezusowi, gdy idzie w szabat wśród zbóż wraz ze swoimi uczniami, którzy zgłodniali zrywają kłosy i jedzą ziarna. Na to niektórzy z faryzeuszów mówili: „Czemu czynicie to, czego nie wolno czynić w szabat?” Wtedy Jezus rzekł im w odpowiedzi: „Nawet tegoście nie czytali, co uczynił Dawid, gdy był głodny on i jego ludzie. Jak wszedł do domu Bożego i wziąwszy chleby pokładne sam jadł i dał swoim ludziom? Chociaż samym tylko kapłanom wolno je spożywać” (Łk 6,2-4). Skontrolować swój stosunek do każdej instytucji. Kościelnej również. Zdać sobie sprawę, że w każdym człowieku – i w tobie samym – siedzi taki sam faryzeusz, który kurczowo trzyma się przepisów i paragrafów i według nich osądza siebie i innych, bo to przecież łatwiejsze niż oceniać na żywo sytuacje, niż kierować się przykazaniem miłości, które jest tak ogólne i tak nieokreślone, tak trudne do uchwycenia i tak trudne do wprowadzenia w życie, tak niemożliwe do zdefiniowania i tak wymykające się każdym ocenom. Słuchać Jezusa, który – wobec świątyni, gdzie szło na rzeź bez przerwy bydło składane Bogu na ołtarzu ofiarnym – tak dobitnie powołuje się na proroka Ozeasza, który wołał: „Miłosierdzia chcę, a nie ofiary – mówi Pan” (Oz 6,6). Zdać sobie sprawę, że każdy z nas jest taki, że łatwiej nam złożyć Panu Bogu na ofiarę jakieś pieniądze, świeczki czy kwiaty. Łatwiej ci nawet przychodzić regularnie w każdą niedzielę na Mszę świętą, łatwiej ci nawet codziennie odmawiać pacierz poranny i wieczorny niż żyć na co dzień w prawdzie, miłości, sprawiedliwości i pokoju. Niż na co dzień służyć ludziom, pracować uczciwie, przebaczać, gdy zawinią, być uśmiechnięty, wnosić w ich życie radość. Zdać sobie sprawę, że każdy człowiek jest skłonny do zabobonów, do obawy przed naruszeniem jakiegoś kanonu, paragrafu, podniesienia szlabanu instytucji, chociażby on był od dawna niepotrzebny, usunięcia bariery, która nie tylko nikogo i niczego nie chroni, ale wprost przeciwnie, jest niebezpieczna i szkodliwa, że w każdym człowieku tli zabobonny lęk przed zniesieniem tego, cośmy sami wprowadzili, co sam sobie ustanowił. Zdać sobie sprawę, jak łatwo się przyzwyczajasz, jak szybko tworzysz sobie własne instytucje, jak bardzo się do nich przywiązujesz, jak niepotrzebnie wydeptujesz sobie na ogromnej łące twoich możliwości wąskie ścieżki i już tylko nimi chodzisz, i już się do nich ograniczasz, i już ci się zdaje, że nic lepszego na świecie nie istnieje.