BOŻE NARODZENIE
BOŻE NARODZENIE
„A Maryja”
Przychodzimy do stajni i widzimy Dziecię Jezus leżące w żłobie na sianie, obok Niego Matka i święty Józef. I nic się nie dzieje! Żadnych cudowności. Żadnych nadzwyczajności. Żadni aniołowie nie śpiewają: „Pokój ludziom dobrej woli”. Dziecię leży w żłobie, w zimnej, kostropatej, śmierdzącej stajni. Przy Nim Matka i Józef – w swojej biedzie.
I wyznajemy: „Ty jesteś Słowo Boże, Syn Boży, Jezus, Mesjasz i nasz Zbawiciel”. Nawet nie wbrew sobie, nawet nie przymuszając się do tego. Wierząc własnym oczom – temu co widzimy.
Jedyni świadkowie nadzwyczajności to pasterze. Pastuchy, pasący owce na łąkach pod Betlejem. Którym – jak mówią – objawili się aniołowie z nieba i kazali im przyjść, żeby się pokłonić Mesjaszowi, który się narodził. No to przyszli. Wierząc – nie wierząc. Że to w żłobie? Wierząc – nie wierząc. Że to Mesjasz? Wierząc – nie wierząc, przybiegli. Zszokowani, zaskoczeni: Jak to? Mesjasz? W żłobie? Wyczekiwany przez Izrael? Król Dawidowy w stajni? W ich miejscu pracy. Syn Boży złączony z nimi biedą, ubóstwem, nędzą.
Jak dotarło to do nas?
Świadek?!
Pasterze „opowiedzieli o tym. co im zostało objawione o tym Dziecięciu. A Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała w sercu swoim” – pisze święty Łukasz.
Mamy świadka.
Bo potem ci, którzy słyszeli z ust Nauczyciela z Nazaretu – o tym, że Bóg wszystkich kocha, że każdy człowiek jest dla Boga ważny, że żadnego człowieka skrzywdzić nie wolno, bo jest umiłowany przez Boga Stworzyciela, że wszyscy są przed Bogiem tyle samo warci – to znaczy nieskończenie warci. Tak Żydzi jak poganie, tak grzesznicy jak sprawiedliwi, tak zdrowi jak i chorzy. Zapytywali sami siebie i innych ludzi: „Ten, który to mówi – skąd On się wziął, gdzie się narodził, kto był świadkiem Jego narodzin?”
Ci, którzy patrzyli na cuda, działane Jego ręką z miłości nad biednymi, nad chorymi i nad odrzuconymi, trędowatymi, nad tymi, którzy zmarli wcześnie, nad ludźmi pokrzywdzonymi – zachwyceni Jego miłością, sięgali w przeszłość i pytali: „Ale kiedy się On narodził, skąd On się wziął? Gdzie było miejsce Jego pochodzenia?”
I dotarli do źródła – do Maryi.
================================================
NIEDZIELA ŚWIĘTEJ RODZINY
„Wziął Dziecię i Jego Matkę”
Niezależnie od tego cokolwiek się stanie, matka powinna być źródłem miłości bezgranicznej.
Niezależnie od tego cokolwiek się stanie, ojciec powinien być ostoją, opoką decyzji rozważnej.
Niezależnie od tego cokolwiek się stanie, rodzeństwo powinna łączyć niewzruszona przyjaźń.
Niezależnie od tego w jakim etapie rozwoju, niezależnie od tego w jakim wieku, niezależnie od tego czy to lata dziecinne, czy młodzieńcze, czy już całkiem dojrzałe, matka powinna być źródłem nieograniczonej miłości, ojciec – opoką rozsądnej decyzji, rodzeństwo powinna łączyć miłość nienaruszona.
Tylko wtedy ludzkość może osiągnąć swoją stabilność, normalność.
Tylko wtedy, gdy matka będzie prawdziwą matką, ojciec prawdziwym ojcem, a dzieci prawdziwymi dziećmi.
Byle matkom starczyło tyle miłości, żeby była niewyczerpana. Ojcom tyle mądrości, żeby była zawsze trafna. Rodzeństwu tyle braterstwa i przyjaźni, żeby była niezachwiana.
==========================================
ŚWIĘTO TRZECH KRÓLI
„Ujrzeliśmy Jego Gwiazdę”
Trzej Mędrcy. Królowie. Astrologowie. Inteligencja. To nie pastuchy, do których zostali posłani aniołowie i śpiewali im: „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli”. Którym anioł polecił, żeby poszli do Betlejem i znaleźli Dziecię narodzone w żłobie.
Jakaż inna droga jednych, jakaż inna droga drugich.
Tak jest i do dziś. Jedni potrzebują, żeby Matka Najświętsza pojawiła się w Lourdes na skale, w Fatimie na drzewie, w La Salette płacząca i olśniła ich swoim pięknem – aby nie zapomnieli jak długo będą żyli i aby opowiadali dookoła o tym zjawisku nieziemskim.
I chociaż to już tyle lat, pielgrzymują ludzie do Lourdes, do Fatimy, do La Salette, do Medjugorie. I wracają stamtąd odrodzeni. Olśnieni tamtym przeżyciem. Jakby to ich takie szczęście spotkało. Jakby byli tymi pastuszkami, którym się objawiła Matka Najświętsza.
I w kościołach, i po domach stoją figurki Matki Boskiej Fatimskiej, Matki Boskiej z Lourdes, Matki Boskiej z La Salette – jako świadectwa drogi, na której spotkali oni Wszechmocnego.
I nie dziw się. I nie lekceważ tego.
Dzisiejsza inteligencja, intelektualiści, arystokracja umysłowa szuka Boga z odwagą, determinacją Trzech Mędrców na nieboskłonie koncepcji filozoficznych, teologicznych – w książkach, w kontaktach, rozmowach, konferencjach, w spotkaniach, w zjazdach, w sympozjach – i znajduje Go.
Każdy ma swoją drogę. I każdy tę swoją drogę powinien szanować. I każdy tą swoją drogą powinien iść i trafić – i na pewno trafi – do Boga samego.
I dobrze, że Bóg jest taki bogaty, taki tolerancyjny, taki wyrozumiały, taki Boży, taki czujący, taki szanujący każdą drogę człowieczą – bo każdy ma swoją, która do Niego prowadzi.
=============================================
NIEDZIELA CHRZTU PAŃSKIEGO
„Przyjąć chrzest”
Ten ma prawo wchodzić do świętej wody, kto chce dołączyć do Jezusa. Ten może być polany świętą wodą, kto przyjmuje Jego prawo miłości. Ten ma prawo do chrztu, kto postanawia odstąpić od nienawiści i wkroczyć na drogę miłości. Do śmierci. Na całe życie. Niezależnie od tego w jakim wieku – czy jako dziecko, jako młody człowiek, jako dojrzały człowiek, jako starzec. Zawsze! W miłości. Niezależnie od tego czy w bogactwie, czy w ubóstwie. Czy w trudzie, czy w odpoczynku. Zawsze w miłości.
To jest nasze zobowiązanie, nasza przysięga, to jest nasze ślubowanie w czasie chrztu świętego. Ty osobiście. A jeżeli niemowlę, to rodzice przyrzekają, że wychowają je w miłości – twoi rodzice i chrzestni. A ty dorośniesz kiedyś do tego, co oni przyrzekali.
Bo przyrzekali wychować cię w miłości. Przez dobrą atmosferę, która będzie panowała w domu. Przez przyjazny klimat. W pocałunkach, w uśmiechach, w przytuleniach, w serdecznych słowach, pogłaskaniach, w śpiewaniach, w rozmowach, w nieustannej obecności przyjaznej, ciepłej.
A w mieszkaniu wrzask. Wrzeszczy matka, wrzeszczy ojciec, dziecko przywarte do kolan matczynych woła do taty: „Tato, nie bij mamy!”.
A gdzie chrzest? A przyrzekaliście miłość do dziecka, szacunek dla jego uczuć! Kogo wychowasz?! Potwora?!! A miałeś wychować człowieka.
A przecież dom nasz powinien być przedsionkiem nieba. A przecież w domu naszym, w domach naszych powinna panować miłość. Boście przyrzekali – miłość.
* * *
Chrzest święty to najważniejszy sakrament. A właściwie to jedyny sakrament. Wszystkie inne sakramenty są powtórzeniem tylko tego przyrzeczenia, które na chrzcie świętym złożyliśmy: że będziemy kochać.
Mówi się: „To rodzice w imieniu dziecka, to chrzestni w imieniu dziecka”. Owszem, też. Ale rodzice i chrzestni w imieniu własnym – zobowiązują się do wychowywania swojego dziecka w miłości. Do nauczenia go miłości. Sobą. Swoim przykładem. Swoim wzorem. Bo to jest jedyna i najlepsza nauka.
Tak byśmy sobie chcieli życzyć miłości – w każdej naszej sytuacji życiowej, w każdym naszym okresie naszego życia, czy to w młodości, czy w wieku dojrzałym, czy w wieku trzecim. Tak byśmy sobie chcieli życzyć, żeby nasze życie było pełne miłości – pełne Boga.
Panie nasz i Boże, wybacz, że czasem się nam nie udaje. Wybacz, że czasem mamy potknięcia. Ale to wypadek przy pracy. Bo tak naprawdę, chcemy być z Tobą zawsze. W uczciwości, w prawości, w solidności – w miłości.