Biblioteka


CZWARTEK



CZWARTEK

Ewangelia:                                                                        J 15
„Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości”.

Rozważanie:
„Znowu idą”. Drgnęła. A ci już się tłoczyli w drzwiach sionki rozgadaną gromadą Tężała wewnętrznie, gdy po złośliwych pozdrowieniach dla „matki wielkiego nauczyciela z Nazaretu” poczynali wypytywać o Jego życie. Co robił? A najważniejsze, co mówił? Była przerażona nienawiścią tych ludzi. Wiedziała, że trzeba jak najmniej mówić, a najlepiej milczeć. Oglądali bezlitosnymi oczami miejsce Jego pracy, przyglądali się Jego rzeczom, dzielili się dwuznacznymi uwagami. I przytaczali zdania z Jego nauk. I pienili się złością. I wygrażali pięściami przed Jej twarzą. Że Go tak wychowała. Że taką jest matką. A wreszcie namawiali, by wpłynęła na Niego, bo On nie zdaje sobie sprawy, co Mu grozi. Że szkoda Go, bo ma talent. Że trzymają Go w swych rękach. Ale z litości dla Niej nie chcą Go zniszczyć. A potem odchodzili. Pozostawała po nich głęboka cisza, tępy ból koło serca i pewność, że znowu przyjdą, że nie dadzą Jej spokoju. Potem przychodzili już po Niego. Z głębi snu wyrywało Ją dobijanie się. Otwarte oczy raził czerwony blask pochodni. Wpadali do izby. Jeden zostawał przy Niej, inni przewracali mieszkanie i gdy, jak zawsze, nie znajdowali Go, pytali, gdzie jest. Nie chcieli wierzyć, że naprawdę Go tu nie ma i od dawna Go tu nie było. I że Ona naprawdę nie wie, gdzie jest. Wychodzili, obrzucając Ją obelgami. Może Pan Bóg nie dopuścił do tego, aby ktoś Ją uderzył.
Gdy szła uliczkami Nazaretu, tego Nazaretu, który po przemówieniu Jezusa w synagodze chciał Go zabić, dolatywały do Jej uszu szepty, uwagi, okrzyki. Natrętne spojrzenia chciały podnieść Jej powieki, ujrzeć strach, smutek czy gniew. Czuła się sama, otoczona pogardą. Poszła za Nim do Jerozolimy. Była blisko Niego, gdy konał. A potem znowu sama. I znowu podobne szepty i podobne spojrzenia. „To matka tego bandyty, ukrzyżowanego na Golgocie”. „Tego cieśli z Nazaretu, który buntował naród żydowski”. Radość Zmartwychwstania zakłócało podglądanie i kuszenie. „Dlaczego nie idziesz na grób swego syna? Nie ma? Zmartwychwstał? Powiedz lepiej, gdzieście Go ukryli”.
Może Pan Bóg nie dopuścił, żeby ktoś ze złorzeczących opluł Ją. A potem, potem prawie wszyscy apostołowie rozeszli się. Piotr i Jan prześladowani, wzywani przez Sanhedryn, stale zagrożeni, prawie się nie pokazywali. Czasem tylko, gdy zmrok zapadał i można było niepostrzeżenie przemknąć uliczkami, przychodzili do Niej ci, którzy Go kochali, prosząc: „Opowiedz nam o Nim”.
Skąd to wszystko wiemy? Gdzie to wszystko słyszeliśmy? Te kroki przed domem, dobijanie się do drzwi, wypytywanie o syna, krzyki, bicie, maltretowanie? Dlaczego Ona jest nam tak bliska? Bo przeżyła to, co i nasze matki.
I dlatego choć Zielna, Siewna, Gromniczna – to zawsze Częstochowska: z poważną twarzą i dwiema bliznami od uderzenia.

Psalm:                                                                           Ps 96
Śpiewajcie Panu pieśń nową,
śpiewaj Panu, ziemio cała.
Śpiewajcie Panu, sławcie Jego imię,
każdego dnia głoście Jego zbawienie.
Głoście Jego chwałę wśród wszystkich narodów
rozgłaszajcie cuda pośród wszystkich ludów.
Głoście wśród ludów, że Pan jest Królem.