Przyjaciele Wojtyły
Przyjaciele Wojtyły
Wciśnięty w tłumek modlących się stoję przy grobie Karola. Czuję niezręczność tej sytuacji. Przez 65 lat było po równo. Teraz szczątki ciała Karola pod płytą grobowca, a ja stoję oddzielony swoją cielesnością. Trzeba się przestawić na Jego duchową obecność.
On nie odszedł. Jest przy nas. Zmartwychwstały. W ciele uwielbionym. I ofiaruje nam – każdemu z nas – swoją przyjaźń. Nie trzeba jechać do Watykanu. Wystarczy przyjąć go jako swojego przyjaciela. Nazwać go swoim przyjacielem. Być jego przyjacielem. Starać się być jego przyjacielem. Iść razem z nim przez życie.
On nie odszedł. Jest jeszcze bliżej nas niż był.
Bo my nie odchodzimy, gdy umieramy. My jesteśmy z naszymi tu żyjącymi dalej. Chociaż już inaczej.
„Wojtyły przyjacielem jestem” – każdy z nas ma prawo to powiedzieć! On tego chce. Chciał całe życie i chce nadal – być przyjacielem każdego człowieka. I każdy z nas może go uważać za swojego przyjaciela. I być – jak on – mądry, wolny, odważny, tolerancyjny, dobry, ciepły. Każdy z nas może być jego przyjacielem. I stawać się nim coraz bardziej. Dorastać do tego stwierdzenia. Wciąż dorastać. Całe życie dorastać.
A Bogu niech będą dzięki za nasze człowieczeństwo – że trwa wiecznie. W ciele fizycznym, potem uwielbionym. Niech Mu będą dzięki za świętych obcowanie. Za przyjaźń ze zmarłymi, którzy żyją w ciele uwielbionym.
To tajemnice, niezgłębione przez nasz umysł, ale przeczuwane, doświadczane.