Biblioteka





Jezus musiał odejść. Był za wielki, za
wspaniały, za mądry, zbyt miłujący. Uczniowie
już byli w Niego tak wczepieni, tak
wpatrzeni, jak Izraelici wędrujący
przez pustynię w Mojżesza. A nawet
bardziej. Już myśleli Jego
myślami, mówili Jego
słowami.


Odchodził stopniowo. Jeszcze od
czasu do czasu spotykał się z nimi w
Wieczerniku, a to w drodze do
Emaus, a to w
Galilei. Aż odszedł.


Jezus musiał odejść, żeby im
otworzyć obszar wolności, w którym
odnaleźliby siebie i Jego, ale już w
inny sposób, żeby byli sobą: żeby
po swojemu myśleli, mówili, kochali – żeby
po swojemu byli mądrzy,
wielcy, a przecież ewangeliczni.


Taka jest droga każdego
dorastania. Również dzieci mogą
dorastać dzięki temu, że stopniowo
oddalają się od nich
rodzice,
nauczyciele, wychowawcy,
babcie i dziadkowie, właśnie
po to, aby ich wychowankowie mogli się
usamodzielniać i żyć na
własny rachunek.