Biblioteka



          TWOJA PRACA

Pracować.



     TWOJA PRACA


     Pracować. Zaczynać pracę. Rozglądać się trochę zdziwionym, trochę przerażonym, po ludziach, do których cię przydzielono, po wyznaczonych ci obowiązkach, po tym, czego od ciebie żądają, za co masz być odpowiedzialny, po wnętrzach, w których ci przyszło przebywać. Aby podsumować stwierdzeniem, że niepotrzebnie się tyle i tak długo uczyłeś, że ta teoretyczna wiedza i bardzo zarazem ogólna, którą jesteś napakowany, którą z takim trudem ty sam i twoi nauczyciele pakowali ci do głowy, naprawdę na nic ci niepotrzebna, do niczego się nie przydaje a stanowi tylko balast, który wywołuje w tobie kompleksy. Patrzeć na wyznaczone ci obowiązki z politowaniem a nawet z pogardą.
     Ty, przyzwyczajony do teoretycznego myślenia, do naukowych dywagacji, jesteś na tym terenie jak motyl w tartaku. Traktujesz siebie prawie jak królewicza z bajki – jak królewnę z bajki – który został skazany za nie wiadomo jaką karę na obcowanie z takim okropnym towarzystwem, na przebywanie w takiej prymitywnej pracy. Masz wysokie poczucie swojej mądrości, której nie masz jak spożytkować. Nikt zresztą tej twojej mądrości czy wiedzy nie potrzebuje. Nikt o nią nie pyta. Nikt nie pyta o twoje zdanie, o twoją opinię, a tylko chcą, żebyś wykonywał to, co ci przydzielono. Do czego – na twój gust – wystarcza wykształcenie zasadnicze.
     Tu żądają od ciebie mądrości zupełnie innej: praktycznej; twojej operatywności, sprawności, szybkości, umiejętności słuchania i wykonywania poleceń. Poza tym tych szczegółów, z którymi się tutaj spotykasz, nikt cię nie uczył. Nie masz o nich pojęcia. Ale można je opanować w ciągu krótkiego czasu. Najbardziej jest tutaj potrzebna umiejętność obcowania z ludźmi: z tym, kto jest twoim przełożonym, z twoimi kolegami, współpracownikami. Takich przedmiotów w szkole nie było, z tego nie otrzymywałeś żadnych stopni, a tu urasta to do jednego z podstawowych warunków twojej pracy.
     Znajdujesz się w lesie ludzkim, gdzie długo jeszcze nie rozróżniasz, kto jest kto, ani po ważnościach, ani po funkcjach, ani po nazwiskach. Łapiesz tylko podstawowe swoje zależności, komu podlegasz, dla kogo pracujesz i od kogo masz prawo wymagać materiałów. Wiesz, że trzeba znaleźć kształt swojego zachowania wobec ludzi, w których zostałeś nagle rzucony. Dotąd twoje współżycie z ludźmi kształtowało się naturalnie. Kontaktowałeś się z tym, z kim chciałeś. Ten jeden czy drugi człowiek ci przyjazny, który ci pomógł znaleźć tę pracę, na którego liczyłeś, na którym budowałeś tu swoją obecność, zniknął. Spotykasz go czasem w przelocie na korytarzu, a miałeś mu tyle do powiedzenia. Cała rozmowa ogranicza się do stereotypowego pytania z jego strony: „Jak ci leci?” Co tu można powiedzieć wobec nawału przeżyć, które niesie ci każdy dzień. Dlatego mówisz: „Dziękuję, jakoś idzie”, które tak samo nic nie znaczy jak twój uśmiech. Czujesz się jak uwięziony w klatce struktury zakładu pracy. Ni chcąc, ni nie chcąc znajdujesz się ramię w ramię obok człowieka, którego widzisz pierwszy raz w życiu na oczy – do którego zostałeś przydzielony – który został ci przydzielony na osiem godzin dziennie i to wygląda na to, że na długie miesiące. Okazuje się, że twoim przełożonym, który ma prawo wydać ci polecenia i rozkazy, jest człowiek, którego widzisz pierwszy raz w życiu na oczy i wygląda na to, że tym przełożonym pozostanie na długo.
     Ty, który wierzgałeś tak brutalnie przeciwko władzy rodziców, których każde polecenie uważałeś za krzywdę ci wyrządzaną, każdy nakaz czy zakaz traktowałeś jako ograniczanie twojej wolności – dochodziło z twojej strony do wybuchów wściekłości do awantur, w których padały ciężkie słowa, żale i pretensje – a więc nie wykorzystałeś domu rodzinnego na to, aby się nauczyć ludzkiego współżycia, teraz ze stulonymi uszami wysłuchujesz najrozmaitszych poleceń, nakazów, zakazów, ironicznych uwag i uważasz, że jest wszystko w porządku.
     Pracować. Na podstawie danych zaobserwowanych w ciągu tego początkowego okresu, oceniając swoim rozumem sytuację zastaną, już wprowadziłbyś szereg zmian, innowacji, udoskonaleń – na zasadzie gościa hotelowego, który w swoim pokoju, gdzie ma spędzić jedną noc, co najwyżej parę, zabiera się do przestawiania przedmiotów i mebli. Wytrzymać ten pierwszy okres w nowej pracy. Nie wymądrzać się. Nie opowiadać wszem i wobec, co ci się nie podoba w firmie, w ogóle. Nie pozwolą na – nawet słuszną – krytykę kogoś z zewnątrz. A ty jeszcze za takiego jesteś uważany. Wytrzymać. Nie zaczynać od propozycji wprowadzenia reform. Nawet gdyby były trafne. Nie przyjmą ich od ciebie. Jesteś nowy. Oni już zasiedziała rodzina. Zrazisz ich sobie, sam będziesz miał żal do nich. Niełatwo wam będzie. Nieprędko zechcą cię uznać za swojego. Niełatwo tobie będzie uznać to środowisko za swoje.
     Odczekać. Nie żebyś miał rezygnować, poddać się. Jeszcze za mało wiesz, zbyt mało masz praktyki. Poznać lepiej swoją pracę. Funkcjonowanie całego zakładu. Poznać lepiej ludzi. Sprawdzić się jako pracownik na tym stanowisku, które ci wyznaczono. Dopiero potem wypróbowywać swoje pomysły.
     Pracować. Nie dać się wciągnąć w układy, we frakcje, w grupy. Masz wymówkę: jesteś nowy, jeszcze nie rozumiesz szeregu spraw, jeszcze nie umiesz szeregu czynności, nie masz czasu.
     Pracować. Łapać drugi oddech. Już wiedzieć jaki jest zakres twoich obowiązków. Już rozpoznawać swoich przełożonych i współpracowników. Już wiedzieć, kto jest kim, jakie są jego wymogi i zadania. Zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa tego etapu: stabilizacji.
     Po trudnym okresie początkowym wreszcie się wszystko dotarło: uznało ciebie środowisko zakładu i tyś ich zaakceptował. Pobłażliwie wybaczają ci twoje oryginalne sposoby bycia czy ubierania się. Ale w gruncie rzeczy uważają cię za swojego.
     Pracować. Mieć sukces i pierwszą satysfakcję.
     Cieszyć się, że udało ci się to, czego początkowo zupełnie nie wyobrażałeś sobie. Wszedłeś w społeczność. Już masz kolegów i koleżanki, z którymi się rozumiecie. Jest z kim pogadać. Już się czujesz jak u siebie w domu. Nie myślisz o swojej pracy ze strachem czy z obrzydzeniem. I to jest ten niebezpieczny etap, że zachwycony tym sukcesem na nim poprzestaniesz.
     Pracować. Nie rezygnować ze swoich wielkich ambicji bycia kimś wyjątkowym, dokonania wielkich rzeczy w swoim życiu. Zacząć studiować to, co dotyczy twojej specjalności. Doceniać tę wiedzę teoretyczną i ogólną, którą zdobyłeś w swojej szkole jednej i drugiej. Jest teraz dla ciebie bazą wyjściową na to, abyś mógł iść dalej. Dostrzegać zalety szkół, przez które przeszedłeś – że ciebie nauczyły tej dyscypliny myślenia, która jest nieodzownym narzędziem pracy na tym twoim etapie rozwoju, sposobem porozumiewania się z ludźmi zaangażowanymi w troskę o udoskonalanie i rozwijanie podobnych, pokrewnych dziedzin pracy co i twoja. Znaleźć odpowiednią lekturę, a jeszcze lepiej, gdyby były kursy dokształcające w tej dziedzinie.
     Okaże się po drodze konieczność znajomości lepszej obcych języków. Zabrać się i za to. Nie żałować na ten cel godzin po powrocie z pracy do domu. Nie żałować weekendów. Szukać ludzi, którzy mają podobne zainteresowania, problemy, troski jak twoje. Żyć tymi problemami.
     Pracować. Pilnować motywacji swojej pracy i coraz lepszej pracy. Nie dlatego wyłącznie, aby mieć więcej pieniędzy, nie z próżnej ambicji, ale aby coraz lepiej służyć ludziom, coraz lepiej pomagać im żyć.
     Modlić się. Prosić serdecznie Boga o błogosławieństwo i pomoc w pracy twojej codziennej, w spełnieniu twoich planów ambitnych, zamiarów niełatwych.