CZAS
SŁUŻBY
To jest przykazanie moje, abyście się wzajemnie miłowali
Jeżeli Bóg jest miłością, jeżeli Bóg jest celem naszym, to musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, co to znaczy miłość; miłość nie „w ogóle”, ale miłość w moim osobistym życiu. Każdy z nas musi odpowiedzieć sobie na to pytanie pod grozą potępienia.
Ptaki mają swoje gniazda
Trzeba na mapie świata odnaleźć swoje miasto. W gmatwaninie ulic wytyczyć swoją drogę. W tłumie odszukać znajome twarze. W hałasie rozpoznać przyjazne głosy. – Gdzieś założyć swój dom.
Musisz mieć swoich pisarzy, malarzy, publicystów, spikerów, dziennikarzy. Musisz mieć swoje książki, tygodniki, gazety; swoje teatry, obrazy w muzeach, kina, kawiarnie, restauracje. – Ażeby świat nie stał przed tobą obcy, zimny i wrogi, ale żeby był dla ciebie domem.
Umarł bogacz
Nie przeliczaj wciąż i wszystkiego – ile mi dadzą, czy mi się opłaca, co mi z tego. Tak nie można żyć. Bo wtedy nie potrafisz nic i nikogo kochać, niczym się naprawdę cieszyć, niczego naprawdę żałować, niczym się naprawdę smucić – nie potrafisz być szczęśliwy.
I umierając, będziesz miał prawdopodobnie dużo pieniędzy, i może dopiero wtedy odkryjesz bezsens takiego życia.
Jakie jest pierwsze i najważniejsze przykazanie
Dawać, pożyczać, odprowadzać, spotykać, odwiedzać, pomagać, opiekować się, służyć – poświęcać swoje pieniądze, swój czas, siebie samego; nie dlatego, że ci oddadzą, zwrócą, odwiedzą, spotkają, pomogą, zaopiekują się, usłużą, podziękują, wynagrodzą, przydadzą się – poświęcą tobie swoje pieniądze, swój czas, siebie samych; ale dlatego że tak trzeba, powinno się, nie wolno inaczej – dla samej powinności, uczciwości, sprawiedliwości, prawdy, piękna, dobra. To jest prawdziwa miłość.
Odszedł i powiesił się
Jak żyć? Na zasadzie przeliczania? Dawać kopiato, którym się dawać opłaci; odcinać się od tych, którzy na nic się już nam nie przydadzą; wyciągać od każdego, ile się da; nie zdradzać się z niczym, żeby ktoś nie skorzystał i nie przerósł nas; chwalić tych, którzy są daleko; nie powiedzieć dobrego słowa o tych, którzy mogą stać się rywalami; niszczyć ich za plecami, zanim wyrosną na przeciwników.
Tak żyć?
Szukajcie najpierw Królestwa Bożego
Takie są układy, że za swój trud, za wysiłek, za zaangażowanie się, za swoje poświęcenie – otrzymujesz pieniądze. Takie są nasze ludzkie układy, że za swoje ranne wstawanie, za drogę do pracy, szukanie prawdy, budowanie porządku, domaganie się sprawiedliwości, za służenie człowiekowi – dostajesz pieniądze.
Ale ty nie pracujesz dla pieniędzy. Ty budujesz świat, służysz człowiekowi. Nie przeskocz tego przęsła. Nie sprzedawaj swojego życia. Nie sprzedawaj swojego człowieczeństwa. Nie sprzedawaj siebie.
Chleba naszego powszedniego
A może i tobie objawi się Bóg w krzaku ognistym; a może i ty pośród zwyczajnych rzeczy, codziennych zwyczajnych zajęć usłyszysz: „Ziemia, na której stoisz, święta jest” – święte są wszystkie twoje sprawy – święte być powinny. Później wszystko wróci do stanu pierwotnego: będą znowu zwyczajne ludzkie rzeczy, sprawy, zajęcia. Ale ty nie daj sobie wyrwać tamtego objawienia. To jest jedna z największych łask, jaką człowiek może otrzymać: świadomość świętości swojego życia.
Gdzie skarb wasz
A gdybyś nagle stracił wszystko, co masz: wszystko, coś dotąd z takim trudem zarobił, nazbierał, uciułał, zagarnął, wyłudził, ulokował, odłożył, zabezpieczył.
A gdybyś nagle to wszystko stracił. Czy jedyną obroną, ratunkiem, pocieszeniem byłaby pewność, a przynajmniej cicha nadzieja, że jeszcze potrafisz te straty odrobić, że jeszcze jesteś dostatecznie silny, przebiegły, sprytny, zapobiegliwy, a teraz – doświadczony, i potrafisz dojść do tego, co utraciłeś, a nawet przewyższyć to, co posiadałeś.
Jaki jest sens twojego życia?
I wszedłszy w dom zobaczyli Dziecię z Maryją Matką Jego
Nie zamykaj miłości w czterech ścianach swego domu. Nie legitymuj miłości bliźniego miłością do swojej rodziny. Tak bardzo łatwo wyradza się ona w tani egoizm. Dom nie ma być twierdzą – ale bazą. Sprawy rodziny nie mogą zabierać całej twojej uwagi i energii – ale pomagać w wychodzeniu do ludzi, którzy są wokół ciebie.
Po tym poznają, żeście uczniami moimi
Co ty wiesz o swoich sąsiadach zza ściany? Że czasem za głośno nastawiają radio i telewizor? Że za głośno świętują swoje imieniny i urodziny? Czy kłaniacie się sobie? Czy odwiedziłeś ich kiedyś? Czy zaprosiłeś ich kiedyś do siebie? Czy zdarzyło ci się, że przypilnowałeś im dzieci, że przyniosłeś im obiad, gdy byli chorzy, że pożyczałeś im chleb, masło, pieniądze?
Czy obchodzą cię ludzie, którzy obok ciebie żyją? Czy jesteś chrześcijaninem?
Która siedząc u stóp Pana słuchała Jego słowa
Czy kochasz?
Czy jest człowiek, za którym tęsknisz, którego podziwiasz, otaczasz czcią, dla którego robisz wiele nieprawdopodobnych rzeczy, żeby tylko mu sprawić radość, któremu wciąż jesteś wdzięczny za każde słowo, za każdy uśmiech, którego wciąż czujesz się niegodny, przy którym chciałbyś wciąż być, by brać z jego światła? Czy ty kochasz kogoś?
Czy już nie kochasz? Jesteś jak wygasły wulkan. Czasem niedowierzającą ręką dotykasz zimnej lawy, patrzysz zdziwionymi oczami na jej fantastyczne kształty, pytasz zdumiony: Czy to ja byłem? Ja, który dbam teraz tylko o to, żeby mnie było dobrze?
I nie zostanie w tobie kamień na kamieniu
Minął czas twoich szalonych przyjaźni; przyjaźni wyrosłych z zachwycenia światem, człowiekiem, Bogiem. Ilu przyjaciół zostało dotąd? Ilu przehandlowałeś za pieniądze, za stopnie, za stanowisko? Albo po prostu porzuciłeś z własnej lekkomyślności. Teraz też masz ludzi, których nazywasz przyjaciółmi, ale stosunki między wami kształtują się na zasadzie ścisłego rozliczania: tyle ja tobie, ile ty mnie.
Gdzie jest czas twoich wielkich przyjaźni? Ile z nich pozostało?
Czy utraciłeś również przyjaźń z Bogiem?
Gdybyście miłowali tylko tych, którzy was miłują
Nie potrafisz żyć w kuli własnej samotności. Potrzebujesz sprawdzenia swojego postępowania przez ludzi, którzy cię otaczają: akceptacji albo przygany; uścisku ręki, pozdrowienia, uśmiechu, dobrego słowa, uznania, podziwu albo nie – byle tylko nie obojętności.
Popatrz, obok ciebie woła człowiek na skraju rozpaczy: „Ja jestem! Ja jestem!” i rozglądając się bezradnie, czeka na odpowiedź, ale dochodzi do niego tylko echo własnego krzyku. Zauważ go.
Aby byli jedno
Jesteśmy jak naczynia połączone. Jesteśmy jak źródła światła. Jesteśmy jak źródła ciepła. Wzajemnie zasilamy się dobrem, wzajemnie przygaszamy się złem. A więc od twojej świętości zależy świętość ludzi z tobą związanych: kolegów, dzieci, podwładnych, współpracowników, uczniów.
Jak silne jest w tobie światło? Jak wielki jest krąg ludzi, którzy czerpią z twojego ciepła? Czy obejmuje również zmarłych?
Chcesz się przekonać o swojej wielkości? Spojrzyj na ludzi żyjących obok ciebie.
I ty czyń podobnie
To przy twojej drodze leży rozbity człowiek. Podejdź do niego jak Samarytanin, nachyl się nad nim, obmyj jego rany winem, opatrz oliwą, podnieś go, wsadź na swoje bydlę, zawieź do gospody i opiekuj się nim.
To przy twojej drodze leży rozbity człowiek. Uważaj, żebyś się nie stał jak ten lewita, który dojrzawszy nieszczęście ludzkie, odszedł. Uważaj, żebyś, gdy uciekniesz przed cierpiącym człowiekiem i napotkasz swoich i jego znajomych, nie rozpowiadał o jego poniżeniu i klęsce. – O tym już nawet Ewangelia nie pisze.
Rzekł gospodarzowi: miej staranie nad nim
Nawet jesteśmy skłonni, w roli Samarytanina, podnieść człowieka, którego nie lubimy, namaścić rany jego i oddać go w ręce jakiegoś gospodarza; temu zaś rzucić pieniądze i obietnicę powrotu.
Ale częściej to my jesteśmy tym gospodarzem, przed którego progiem Bóg zrzucił jakiegoś biedaka, abyśmy się nim opiekowali.
Możemy jednak drzwi nie otworzyć.
Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom
W Tygodniu Miłosierdzia kup rozwrzeszczanemu bachorowi zza ściany czerwony lizak. Zarozumiałej wiedźmie z naprzeciwka powiedz pierwsza „dzień dobry”. Dozorcy podaj rękę i spytaj go bez złośliwości, jak mu się spało. Kierownikowi opowiedz kawał. Dużo starszej koleżance w biurze przynieś na stół kwiatek. Teściową zabierz do kina. Synową pochwal, że zrobiła dobry obiad. Zięciowi upierz skarpetki. I jeszcze: uśmiechnij się do zdenerwowanej ekspedientki w sklepie. Uśmiechnij się do zaniedbanego konduktora w tramwaju. Uśmiechnij się do policjanta na rogu. Uśmiechnij się do brzydkiego dziecka idącego do szkoły. Uśmiechnij się do staruszki z pieskiem.
A może Pan Bóg da ci łaskę, że spadną ci z oczu łuski i dojrzysz wokół siebie smutnych, zmartwionych, załamanych, przygnębionych. Może zrozumiesz jeszcze coś więcej: że powodem tych wszystkich smutków człowieczych jest samotność. I że przełamać ją może tylko Pan Bóg i ty, jeżeli z Nim złączysz się i będziesz dobry.
Aby je ofiarować Bogu
Nie wychowuj swego dziecka dla siebie, bo wcześniej czy później wzgardzi tobą. Nie przywiązuj do siebie, bo wcześniej czy później świat ci je odbierze. Ucz je nie swojej mądrości, ale Mądrości; nie swojej sprawiedliwości, ale Sprawiedliwości.
Nie zatrzymuj swego dziecka dla siebie. Ofiaruj je Bogu. Wtedy się razem spotkacie w Jego Królestwie.
Kto by zgorszył
Skąd dzieci nasze są takie? Skąd w nich tyle nieobowiązkowości, niechlujstwa, lekceważenia, nonszalancji, pogardy, samolubstwa, cwaniactwa, egoizmu, chamstwa? Skąd te powiedzenia, te słowa, te wyrażenia, te akcenty, ten ton? Skąd u nich tyle brutalnego rozdeptywania naszych zajęć, niefrasobliwego zagarniania naszych odpoczynków?
Nie mówi: to rodzice. – To my wszyscy. To kość z naszej kości, krew z naszej krwi. To są dzieci nasze – dzieci naszego narodu. To my wszyscy jesteśmy za nie odpowiedzialni.
Nikt nie jest dobry, tylko Bóg
Słuchaj pilnie, co ludzie o tobie mówią, patrz na ich twarze. Zwłaszcza wtedy, kiedy jesteś absolutnie pewny, że masz rację. Zwłaszcza wtedy, kiedy sądzisz, że jesteś absolutnie sprawiedliwy. Kiedy się uważasz za uczciwego człowieka, kiedy sądzisz, że jesteś dobrym chrześcijaninem – zwłaszcza wtedy uważaj pilnie, co ludzie o tobie mówią.
Plemię jaszczurcze
Nie bądź kameleonem, który się zmienia w zależności od otoczenia. Nie bądź ośmiornicą, która chwyta wszystko, co jest w zasięgu jej ramion i wypuszcza, gdy wyssie. Nie bądź pawiem, który przed każdym roztacza swoje kolory. Nie bądź szakalem, który kręci się wokół starców. Bądź człowiekiem. Istotą, która doradza, pomaga, użycza, mówi prawdę w oczy, przebacza, zanim ktoś o to poprosi.
Wtedy, chociaż nikt cię nie spyta, czy ty wierzysz i w kogo wierzysz, będziesz gwiazdą prowadzącą do Boga – Ojca Światłości.
Wy jesteście solą ziemi
Gdybyś ty wiedział, co ludzie o tobie mówią. Jak przeinaczają twoje słowa i czyny. Jakie przypisują ci czyny i słowa. Ile oszczerstwa, obmowy, plotek, złośliwości, ironicznych żartów krąży na twój temat Czasem dochodzi do ciebie ta fala zawiści. I wtedy dopiero czujesz, jak jesteś osaczony przez szpiegowskie spojrzenia, szepty, wytykające palce. Wtedy dziwisz się, że ludzie na ulicy odpowiadają jeszcze na twój ukłon, że ci jeszcze rękę podają na przywitanie. I im więcej będziesz pracował, angażował się, poświęcał, tym gorzej będą o tobie mówili – taka jest cena każdego bogatego życia.
A czy nie można by inaczej? Można. To żyj grzecznie, nie narażaj się nikomu; będą cię chwalili, będą ci przytakiwali, będą ci się kłaniali. Tylko nie myśl, że będziesz wtedy chrześcijaninem.
Szukali jak by Go o śmierć przyprawić
Niech no tylko ktoś spróbuje inaczej, już budzą się z uśpienia: blokują go zmową milczenia, zamykają, nie dopuszczają, odcinają – żeby usechł. Bo może rozkwitnąć, bo może sobą zapełnić cały horyzont. A tu już role porozdawane, stanowiska pozajmowane, pieniądze rozliczone. A więc wyśmiać, skompromitować, zniszczyć… Potem można spokojnie z kumplami pić wódkę albo koniak. W poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.
Chyba wciąż nie dość zdajemy sobie z tego sprawę, jak ciężko będziemy odpowiadać przed Bogiem za zniszczonych przez nas ludzi.
Ogień przyszedłem rzucić na ziemię
Nie gromadź w sobie żalu do ludzi. Nie powracaj do krzywd, których doznałeś. Nie wpatruj się po bezsennych nocach z coraz większym przerażeniem w zło, które ci wyrządzono. Bo zabuduje ono twój horyzont, urośnie jak garb, wykoślawi cię, wykrzywi, zniszczy. Bo doprowadzi cię do histerii, wyszarpie do ostateczności. I ty za ten stan poniesiesz odpowiedzialność.
Trzeba złożyć tę krzywdę Bogu – jak odkłada się niepotrzebny ciężar na skraju drogi – i iść dalej.
W którym nie ma zdrady
Co kryje się za ich uprzejmymi pozdrowieniami, uśmiechami, życzliwymi słowami, świadczonymi przysługami? Jak oni naprawdę myślą o tobie? Jak o wrogu czy jak o przyjacielu?
Co się kryje za twoimi serdecznościami, uprzejmościami? Jak ty naprawdę myślisz o ludziach, z którymi współpracujesz, którym podlegasz, którymi kierujesz? Jak o wrogach, czy jak o przyjaciołach? Czy dążysz do tego, by ich zniszczyć, czy chcesz im pomóc żyć?
Tak bardzo nauczyliśmy się oszukiwać, że już nie jesteśmy w stanie odgadnąć, jacy są ludzie wobec nas, że już nie jesteśmy w stanie odgadnąć, jacy my sami jesteśmy.
Biada wam
Czy masz w swoim słowniku groźbę: Biada wam? Nie dlatego, że cię skrzywdzono albo że ci ktoś nadepnął na nagniotek, ale dlatego, ze widzisz zło, niesprawiedliwość, oszustwa, lekceważenie pracy i ludzi, że się przejmujesz cudzą krzywdą, klęską, zagładą, że nie możesz znieść cudzego nieszczęścia, upodlenia, wzgardy.
Czy masz w swoim słowniku: Biada wam? – Czy już nie?
Czyhają, aby cię zabić
Nie podnoś kamienia, którym cię uderzono. Nie bierz go w rękę. Bo się zarazisz nienawiścią. Ona błyskawicznie rozprzestrzeni się w tobie, opęta cię, stoczy jak robak. Staniesz się w krótkim czasie podobny do swoich wrogów. To nie oni ciebie zabiją. Ty sam siebie zabijesz.
Nie schylaj się po kamień, którym cię uderzono. Idź dalej.
Kto z was jest bez grzechu
Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Więc po co sięgasz po kamień, gdy zobaczyłeś grzech drugiego człowieka? Więc skąd to oburzenie, to zgorszenie, a nawet satysfakcja? Przecież to tylko tak się złożyło, że jego grzech został ujawniony, a twój pozostał w ukryciu. Przecież nie wiesz, czy większe są grzechy jego, czy twoje, bo nie wiesz, ile on otrzymał, a ile ty. Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Każdy z nas. Więc dlaczego kamienujesz? Dlaczego nie dajesz szans? Dlaczego zabijasz?
A może to jeszcze robisz w imię prawdy lub miłości chrześcijańskiej?
A gdy ją znajdzie, wkłada na swoje ramiona
Słuchasz i uszom własnym nie wierzysz. Czytasz i oczom własnym nie wierzysz: oto ten, który jeszcze wczoraj głosił nieludzkie rzeczy, dziś zaczyna mówić i pisać normalnie. A więc karierowicz, człowiek o miedzianym czole?
A może to jeden z tych, którzy zostali powołani w ostatniej godzinie, a może to jeden z tych, których Bóg dotknął i przejrzeli; których dotknął i usłyszeli. A może to jedna z owieczek zgubionych, którą On odnalazł.
Abyś nie stanął w rzędzie faryzeuszów i saduceuszów oskarżających Jezusa, że pije i je z grzesznikami i celnikami.
Jeśli chcesz
Nie przymuszaj nikogo do niczego. Nawet gdy będziesz wiedział na pewno. Nawet w wypadku zła, które komuś zagraża. Nawet w wypadku dobra, które przynosi wielkie korzyści.
Nie uszczęśliwiaj nikogo na siłę. Bo każdy ma prawo być człowiekiem. A tylko wolna decyzja określa człowieka. Tylko ona go tworzy.
Jednego tylko trzeba
Za dużo ludzi, za dużo obowiązków, za dużo trosk, za dużo schodów, za dużo lat.
Za mało czasu, za mało pieniędzy, za mało cierpliwości.
Za mało miłości.
Łazarzu, wyjdź z grobu
Czy ty potrafisz cieszyć się życiem: wstawaniem, jedzeniem, drogą do pracy, pracą, powrotem, odpoczynkiem, snem, szorstkością muru, bielą śniegu, niebieskością nieba; walką, nawet przegraną? Czy ty potrafisz jeszcze cieszyć się życiem? Chociaż czasem? Czy też zostało ci tylko zmęczenie, znużenie aż do obrzydzenia – obowiązek niewolnika, który wali się wieczorem w łóżko, tak jak kiedyś zwali się w grób?
A przecież to jest największy dar, jaki Pan Bóg mógł ci dać – życie.
Który otrzymał jeden talent
Praca – jedna z najbardziej skompromitowanych prawd. Nadużyta, wyśmiana, wyszydzona.
„Bo my już nie tacy”, bo „to już nie te czasy”. Najpierw stanowisko, a potem będę pracował. Najpierw posada, biurko, pieczątka, mieszkanie, samochód, najpierw pieniądze – a potem będę pracował.
Aż gdy – po niesłychanie zawiłych usiłowaniach, staraniach, zabiegach, po nieprzespanych nocach, deliberacjach, naradach, po gigantycznym wysiłku – wreszcie zasiądziesz za tym większym biurkiem, będziesz miał większą pieczątkę, więcej pieniędzy, wtedy okaże się, że jesteś wyszarpany, wypalony, stary – że na nic cię już nie stać. I dostaniesz moralnego kaca. Albo nawet i to nie. Do końca będziesz zbierał tytuły, pieczątki, stanowiska, pieniądze.
Szukajmy skarbu
Po co pracujesz? Nie uciekaj od tego pytania, nie prześlizguj się obok niego. Praca wypełnia twoje życie: poświęcasz jej lwią część swojego czasu, oddajesz jej najlepsze godziny swojego dnia.
Po co pracujesz? Pytaj o intencję. Ona cię kształtuje. Taki jesteś, jaka jest odpowiedź na to pytanie.
I poszli za Nim
Jaki jest twój dzień powszedni? Czy naprawdę tak sobie wymarzyłeś swoje życie? Czy jest ono takie, jak tego najbardziej chciałeś? Jak traktujesz pracę? Co w niej znajdujesz? Czy tylko walkę o stabilizację, o stanowisko, o pieniądze, utarczki z zagrażającymi ci rywalami? Czy znajdujesz w niej choć trochę miłości? Nie, nie pytam o drobne uprzejmości, o chwile szczerości, wielkoduszne gesty ze swojego czasu czy cierpliwości, ale o traktowanie twojej pracy w najgłębszym jej sensie. Czy ona ma swoje źródło w miłości, czy tylko w ambicji i walce?
Opuścili Go
Dopóki jesteś niesiony sympatią ludzką, dopóki ludzie z twojego środowiska tobą się cieszą i martwią, spodziewają się i niepokoją, dotąd nie wiadomo, kim naprawdę jesteś. Dopiero gdy przestaną się tobą interesować, niczego po tobie nie oczekują, i najchętniej pozbyliby się ciebie; gdy nie dostrzegają twoich inicjatyw, nie interesują się twoją pracą, obojętne im są twoje osiągnięcia; a nawet stwierdzasz coś przeciwnego: że twoje sukcesy pogłębiają ich niechęć do ciebie – dopiero wtedy stajesz na progu swojego człowieczeństwa. Dopiero wtedy przekonujesz się, kim naprawdę jesteś – na ile wierzysz w siebie, w swoją pracę, w ludzi, w Boga.
A gdy nadejdzie czas żniwa
Kiedy z największym trudem szukasz odpowiedzi na postawione ci pytanie, z największym wysiłkiem usiłujesz znaleźć słowo, które by wyraziło to, o co ci chodzi, gdy przy sprzeciwie opinii ogółu usiłujesz udowodnić swoje pomysły, przemyślenia, doświadczenia, gdy gorączkowo szukasz wyjścia z zaułka, w który wpędzili cię twoi wrogowie, z sytuacji beznadziejnej, w którą przypadkiem się dostałeś, gdy wykańczając na termin podjętą pracę, natrafiasz wciąż na mielizny i cała konstrukcja rwie ci się w rękach, gdy spuchnięty ze zmęczenia poprawiasz w największym pośpiechu pojawiające się niedokładności, błędy i usterki – to są twoje wielkie dni. Potem przyjdzie czas grzecznych uśmiechów, uprzejmości, zdawkowych odpowiedzi, wymijania drażliwych tematów; będziesz żył z procentów kapitału wtedy zdobytego, szedł ścieżkami wtedy wydeptanymi.
Tylko wiedz, że to jest czas odpoczynku. Za chwilę znajdziesz się znowu pod ścianą, którą trzeba będzie przejść, pod szczytem, który powinieneś zdobywać. Oby ci nigdy nie brakło odwagi.
Próżnujący na rynku
To tobie Pan przekazał talenty. I teraz jest twój czas. Czy urobiłeś sobie ręce po łokcie? Czy już wydarłeś ze siebie wszystko, co tylko stanowiło jakąś wartość? Czy już zdążyłeś powiedzieć swoje ostatnie słowo? Myślisz, że możesz sobie pozwolić na świętowanie swoich sukcesów?
To jest twój czas. To tobie Pan przekazał swoje talenty i odszedł. Ale wróci.
A czy przynajmniej wiesz, co masz w życiu robić?
A Pan, który widzi w skrytości
Pilnuj się wtedy, gdy zaczynają odznaczać, nagradzać, wyróżniać twoich bliskich znajomych, fachowców z twojej specjalności, a pomijają ciebie – chociaż nawet może to od ciebie wszystko się zaczęło, a przynajmniej tyś sobie ręce urabiał, ty się na tym najlepiej znasz, twoja w tym wielka zasługa, że coś z tego w ogóle wyszło.
Pilnuj się zwłaszcza wtedy, gdy pozostałeś w cieniu, a inni błyszczą. Odpowiedz sobie wtedy na pytanie, po co to wszystko robiłeś. Czy naprawdę po to, ażeby wymieniono twoje nazwisko, dostrzeżono twój wkład, doceniono twoje zasługi, przyznano, że to była twoja inicjatywa i pomysł? Czy naprawdę po to urabiałeś sobie ręce?
Kto cię prosi – daj mu
Najpierw musisz być człowiekiem, a dopiero potem możesz być urzędnikiem, robotnikiem, nauczycielem, księdzem, lekarzem. Bo chociaż twój zawód jest ważny, czcigodny, nie może on przeróść twojego człowieczeństwa. Bo chociaż instytucja, w której pracujesz, może być wielka, poważna, święta – nie wolno ci stać się tylko jej narzędziem; trzymając się sztywno jej przepisów, niszczysz ludzi – zamiast im służyć. Żadna z nich nie potrafi zdjąć z ciebie odpowiedzialności za twoje postępowanie jako człowieka.
Ruszyli w drogę
Już cię znają: znają twoje wady i twoje zalety; twoje przyzwyczajenia i twoje słabostki – już określili, jaki jesteś. W końcu i ty spostrzegasz, że poruszasz się po utartych torach swoich możliwości, a nawet zaczynasz się z tym schematem godzić, stwierdzasz, że jest ci z nim wygodnie.
Tylko wtedy jesteś żywy, jeżeli nie wystarcza ci ta konwencja, jeżeli jesteś przekonany, że stać cię na coś więcej, że nie powiedziałeś swojego ostatniego słowa.
Wypędził wszystkich ze świątyni
Oburza cię nieuczciwość, to nie rozkładaj rąk, ale rąbnij pięścią w stół i zaprotestuj; nie zgadzasz się z tym, co ci mówią, to nie rób ulizanej miny, ale powiedz, co o tym myślisz; widzisz brak szczerości, to nie uśmiechaj się ironicznie, ale wygarnij prosto w oczy komu należy: koledze, kierownikowi, biskupowi. Przypuszczasz, że nie będą zachwyceni i spotkają cię z tego powodu jakieś przykrości? Chyba się nie mylisz. Nie zrobisz tego? Wolno ci. Tylko nazwij taką postawę po imieniu i powiedz sobie, że to jest tchórzostwo, a nie doszukuj się w tym miłości chrześcijańskiej.
Chodźcie w światłości
Dopóki masz ręce sprawne, dopóki cię nogi noszą, dopóki możesz logicznie myśleć, dopóki potrafisz się zachwycać –
Bo potem przyjdzie czas, że nie potrafisz, choćbyś chciał. Bo potem może przyjść czas, że nie potrafisz chcieć. A pozostanie ci tylko strach o utrzymanie biologicznej wegetacji.
Szczęśliwi owi słudzy
Spróbuj coś zrobić w życiu. Skoncentruj wszystkie swoje siły na tej sprawie, przyporządkuj jej rytm swoich prywatnych zajęć i odpoczynków. Może ci się uda i nie załamiesz się, patrząc, jak twoi koledzy robią pieniądze. Ryzyka nie ma żadnego. Tylko najwyżej przy śmierci wyrzut sumienia, żeś się i tak nie zaangażował całkowicie.
Spróbuj coś zrobić w życiu niezależnie od tego, ile masz lat. Ryzyka nie ma żadnego. Najwyżej przy śmierci wyrzut sumienia, że zacząłeś za późno.
A jeśli teraz to czytasz i cieszysz się, że jesteś jednym z tych, którym dano znaleźć perłę, którym dano znaleźć skarb – to życzę ci, żebyś wytrwał do śmierci.
Syn Człowieczy będzie prześladowany
Zostań. Nie uciekaj. Sprawdź się tu, gdzie jesteś zmuszony do maksymalnej koncentracji, precyzji myślenia, dokładnego formułowania swoich poglądów, udowadniania pomysłów, określania stanowisk.
Zostań tu, gdzie jesteś otoczony przez przeciwników, którzy kontrolują każde twoje wystąpienie, wytykają niemiłosiernie najmniejsze przeoczenie, nie darują żadnego niedociągnięcia, rzucają ci wciąż kłody pod nogi, zagłuszają twoje słowa, spychają cię w cień, utrudniają kontakty, nie dopuszczają do stanowisk, najchętniej pozbyliby się ciebie, a przynajmniej zatarli twój ślad i dlatego rozgłaszają twoje potknięcia, rozdmuchują twoje błędy, przypisują ci słowa, których nigdy nie powiedziałeś, niegodziwości, których się nie dopuściłeś.
Wytrzymaj. Jeszcze tylko ten las. Jeszcze tylko ta łacha piasku. Jeszcze tylko to wzgórze.
Dopóki światłość macie
Nie odkładaj. Spiesz się. Zrób to, co masz zrobić. Powiedz to, co masz powiedzieć. Bo już się cień nasuwa i zaraz cię zagarnie. I zostanie ci smak niespełnionego życia. Albo i to nie. Zadowolenie ramola z miski soczewicy, której do końca nie dałeś sobie wyrwać z rąk.
Zostawiwszy wszystko
Pojawiać się, zaznaczać swoją obecność, okazywać zainteresowanie, zachwyt, na tyle, by to do niczego nie zobowiązywało, obiecywać, przyrzekać, zgłaszać swój udział, ale w takiej formie, aby się można było łatwo wycofać.
Olśniewać półsłówkami, wzbudzać zainteresowanie, intrygować, niepokoić, czarować, zdobywać sympatię – miłość: niech przywiązują się, niech będą wierni, niech się troszczą, niech tęsknią, niech kochają, oby ich krąg był jak największy, w zamian za to podawać końce swoich palców, a nawet i z tymi jak najszybciej uciekać. Nie dawać siebie niczemu i nikomu. Nie tracić ze siebie nic.
Zachować całego siebie dla siebie?
Najlepszą cząstkę wybrała
Nie przejmuj się byle czym, nie angażuj się w byle głupstwa. Nie szarp się o byle co. Nie złość się z byle jakiego powodu. Bo cię po prostu zabraknie. Zabraknie cię tam, gdzie powinieneś być. Zabraknie cię w twoich istotnych sprawach.
Nie jesteś nieograniczony, nie jesteś nieskończony. Gdy się zaangażujesz tu, nie będziesz tam. To nie tylko chodzi o twój czas, ale o twoją energię, o twoją obecność. Dlatego uświadom sobie, co chcesz zrobić i tam skoncentruj się. Bo inaczej zejdziesz z tego świata z opinią awanturnika, pieczeniarza czy też facecjonisty, bawidamka, kawalarza. I gdy ci to ktoś na końcu życia powie, może dopiero wtedy przerazisz się, bo przecież ty kim innym chciałeś być.
I odpocznijcie nieco
Gdy uczujesz, jak ci opadają ręce, gdy się ostatecznie przekonasz, że twoja praca nie tylko jest nudna, ale absolutnie bezsensowna; gdy wyraźnie zobaczysz, jak cię ludzie wykorzystują; gdy się zupełnie rozczarujesz nie tylko do swoich kolegów, ale i do swoich przyjaciół; gdy się przekonasz, że możesz polegać tylko na samym sobie… Gdy sobie powiesz, żeś wreszcie zobaczył świat w prawdzie – to znak, że powinieneś odpocząć. Tym dłużej, tym gruntowniej, im bardziej jesteś przekonany o tym, „żeś zobaczył w prawdzie”.
A jeżeli w żaden sposób nie możesz odejść, to choćby złap oddech. Idź do teatru, do kina, weź książkę do ręki, idź na spacer. Albo wstąp na chwilę do kościoła.
Syn cieśli
Chciałbym, żebyśmy się doczekali święta Jezusa – robotnika. Nie było drugiego reformatora, rewolucjonisty, twórcy nowych kierunków religijnych, który byłby tak długo robotnikiem jak On. Po trzydziestu latach pracy fizycznej, mając jeszcze gorące ręce od roboty, poszedł uczyć. Nie było drugiego takiego nauczyciela, który by prawie wyłącznie ograniczał się do nauczania prostych ludzi, ludzi pracujących fizycznie, i za którym by tylu prostych ludzi szło przez tyle wieków.
Oddalił się na pustkowie
Przez ramię przerzuć koc, do ręki weź strój kąpielowy, pod pachę książkę – ale lekką, albo lepiej nie bierz żadnej – ciemne okulary na nos, na głowę coś do przykrycia i idź na plażę. Rozłóż koc, połóż się i usiłuj nie myśleć. Aha, jeszcze przedtem wbij obok koca patyk i zawieś na nim biały ręcznik. Na znak, że się poddajesz. Wiesz: masz sprawy zostawione, nieuporządkowane, ale cię to wszystko od tej chwili przestaje obchodzić. Zajmiesz się tym po skończonym urlopie.
To wcale nie będzie takie proste. Bo w pierwszych dniach co chwilę będzie cię podrywało: że jeszcze to niezałatwione i tamto niezałatwione, jeszcze temu trzeba coś powiedzieć, tamtemu coś podać, jeszcze od kogoś coś odebrać. Trzymaj się twardo koca, a gdy cię będzie podrywało, popatrz na twoją flagę i przypomnij sobie, że się poddałeś.
Może Pan Bóg da, że usłyszysz, jak szumi morze i las, może odkryjesz, że obłoki płyną po niebie, zauważysz, że ptaki śpiewają i trawa jest zielona.
I nie wódź nas na pokuszenie
Nie mów nigdy, że jest już za późno.
Nigdy nie jest za późno: niezależnie od tego, jak świetną okazję byś zaprzepaścił, jak wielki błąd byś popełnił, w jak tragicznej sytuacji byś się znalazł, jak bardzo byłbyś już stary.
Zawsze może być za późno: choćbyś był pierwszy na starcie, choćbyś miał znakomite pozycje wyjściowe, choćby stały przed tobą otworem wszystkie możliwości, choćbyś był jeszcze bardzo młody.
Wszystko zależy od ciebie: od twej ufności – w siebie, w ludzi, w świat, w Boga.