PRZEKAZ
1. 1. Struktura egzystencjalna człowieka znajduje swój wyraz w zachowaniu się człowieka, czyli w jego reakcjach, odruchach, drobiazgach takich jak mina, grymas, uśmiech, skinienie głową, zaprzeczenie, poprawienie włosów właśnie w danym momencie, sposób podania ręki, „znalezienie się”, gdy nie wiadomo, kto ma zapłacić rachunek w kawiarni, zajmowanie miejsca w kolejce, wejście do zatłoczonego autobusu, pożyczka drobnej sumy. Ale przede wszystkim sytuacje „zasadnicze” odkrywają drugiego człowieka, jego głębię egzystencjalną: człowieczeństwo, miłość, dobroć, oddanie, wierność – albo też przeciwnie: egoizm, brutalność, upór, chęć postawienia na swoim. Inaczej mówiąc, człowieka poznać można nie w sposób czysto dyskursywny, śledząc zawartość jego twierdzeń o sobie, ale bezpośrednio przeżywając go tak w sposobie jego bycia na co dzień, jak w zdarzeniach zaskakujących go, w decyzjach ważnych dla niego. Wtedy dopiero wolno sformułować o nim sąd, który stanowi mniej lub więcej przybliżony odpowiednik tego, co zostało zaobserwowane na podstawie doświadczenia. Dopiero w kontakcie z drugim człowiekiem może się okazać, że jego osobowość jest wielka albo też żadna. W kontakcie z drugim można przeżyć zachwyt albo rozczarowanie. Można się wtedy przekonać, że za wspaniałą fasadą kryje się rzeczywiście potężna budowla osobowości lub – była to tylko makieta. Może się dopiero wtedy okazać, że „niepozorny” człowieczek jest faktycznie niepozorny również wewnętrznie, albo też – że w rzeczywistości jest wielki.
1. 2. Ale nasuwa się pytanie: czy aktualne zachowanie się jest adekwatnym wyrazem danego człowieka? Przecież człowiek jest istotą, która nie zakończyła w jakimś momencie życia swojego procesu stawania się. Wprost przeciwnie. Trwa w nim wciąż walka, rozwój. Linia jego osiągnięć wznosi się i opada. Wciąż pojawia się pytanie: Kim jest naprawdę? Jakie jest jego prawdziwe oblicze? Należy odpowiedzieć: w każdym czynie wyraża się ten etap rozwoju jego osobowości, do którego doszedł – a im czyn ma wyższą rangę, tym ten wyraz jest doskonalszy.
Z kolei: decyzja człowieka w ważnej sytuacji staje się najpełniejszym kształtem jego osobowości. Nie zamyka się ona w granicach psychiki. To, c o tkwi w człowieku, jego przeżycia egzystencjalne, jego przekonania, dążenia, uczucia – jego decyzja, to, c z y m człowiek jest, w sposób najbardziej doskonały wyrazić się może – jak to zostało powiedziane na początku tego rozdziału – przez zachowanie się, sposób bycia, na który składają się gesty, ruchy, słowa. Inaczej mówiąc, ciało człowieka kryje w sobie największe możliwości, by stać się wyrazem osobowości człowieka. Nie w tym sensie, jakoby ciało wskazywało na znajdującą się poza nim duszę. Ciało nie jest znakiem duszy, lecz jest ona w nim obecna: dusza uobecnia się przez ciało. Zachowanie się człowieka nie w s k a z u j e na to, co dzieje się w jego psychice, lecz w zachowaniu człowieka u o b e c n i o n e s ą jego przeżycia. One się przez zachowanie ujawniają. Rzeczywistości egzystencjalnej człowieka doznajemy przez kontakt z nim.
Mówimy tu wciąż o „zachowaniu się” człowieka w ważnej sytuacji. Ponieważ jednak wyraz „zachowanie” wiąże się raczej z pojęciem czynu – w sensie gest, grymas, ruch, uczynek – dlatego dodajemy, że chodzi nam tutaj także o słowo: to, co wtedy ten człowiek mówi – jeżeli tylko może, jeżeli go na to stać. Słowo stanowi najpełniejszy wyraz zachowania się. Jest potrzebne człowiekowi również jako jednostce społecznej – aby przekazać otoczeniu, jak ma ono zrozumieć jego stanowisko w danej sytuacji, jaki ma sens ten czyn, na który się zdobył, dla tych, w których pamięci, w których osobowości to zdarzenie ma dalej żyć. Tak więc słowo odgrywa szczególną rolę w kontakcie międzyludzkim, w przekazie rzeczywistości egzystencjalnej jednego człowieka drugiemu. To c o człowiek mówi, j a k człowiek mówi. Co i jak mówi o swoich sukcesach i klęskach, o swoim dzieciństwie i o zamiarach na przyszłość, o swoich przyjaciołach i przeciwnikach, o widzianym filmie, jak cytuje wiersze, powtarza dowcip, a nawet jak wygłasza wykład albo przemówienie, gdy występuje oficjalnie.
2. 1. Trudno jest mówić o tego typu faktach, jak własna wolność czy własna miłość, bo mówiący jest nią samą – a nawet o miłości czy wolności „w ogóle”, skoro w nią również jest włączony. W sposób absolutnie wyższy – obowiązuje ta zasada, gdy mówi się o Bogu, w którego każdy jest wrośnięty, który stoi u podstawy ludzkiego bytu, o Bogu, którego człowiek jest wyrazem, słowem. Biorąc istotowo, niemożliwością jest adekwatne mówienie o Nim jako o kimś, kto stoi na zewnątrz i jest opisywany. Boga można wypowiedzieć, dawać, świadczyć przede wszystkim sobą, życiem swoim.
Wyrażenia „świadczyć” używamy wciąż w bardzo specyficznym znaczeniu, Powołujemy się tu na staropolskie znaczenie tego słowa, mianowicie „dawać”, na przykład w zwrocie „świadczyć przysługę”. Nie w sensie „mówić o”, wskazywać na coś, co istnieje poza świadectwem, ale świadectwem swoim p r z e k a z y w a ć rzecz samą, dawać tę rzeczywistość, której świadectwem jest życie ludzkie.
Najbardziej autentycznym – a właściwie jedynie możliwym – sposobem przekazywania wiary drugiemu człowiekowi jest aktualizowanie wiary, dawanie jej wyrazu w miłości, a więc: w przezwyciężaniu strachu, lenistwa, obojętności, gniewu, zemsty, w trosce o innych, ofiarności dla nich, w pomocy im mimo tego, że to kosztuje dużo czasu, mimo tego, że człowiek musi ograniczyć się w rozmaitych dziedzinach, aby ludziom usłużyć, mimo tego, że go to męczy, wyczerpuje, ogranicza.
2. 2. Uzupełnieniem tego sposobu przekazywania wiary jest twórczość. Do niej należy przede wszystkim mowa, poza tym rzeczy i instytucje. Ale nie chodzi o mówienie na temat Boga ani nawet miłości czy uczciwości, lecz o mówienie na każdy temat: poprzez mowę zdradza człowiek swoją strukturę wiary, niezależnie od tego, czy mówi o sobie, swoich bliskich, czy też o zagadnieniach bytowych lub naukowych. On wtedy świadczy Boga i w ten sposób budzi tę samą strukturę wiary i miłości w swoim otoczeniu. Budzi albo nie: w zależności od tego, czy i w jakim stopniu ta struktura w nim istnieje.
To świadczenie Boga polega na tym, że człowiek nie „naucza o Bogu” swoim postępowaniem, nie „mówi ludziom o Bogu”, ale porywa ich do realizowania dobra. Nie uczą się wiec ludzie od niego Boga w sensie intelektualnym – nie uruchamia w nich intelektualnej struktury wiary. Oni prawie niepostrzeżenie zaczynają postępować według jego wzoru. Czyn miłości, z którym się spotykają, zawstydza ich, przełamuje ich egoizm, osłabia ich zatwardziałość – uruchamia w nich egzystencjalną strukturę wiary.
Ten przekaz jest w gruncie rzeczy niezamierzony. Dokonuje się on nie na zasadzie starania się o to, żeby dawać dobry przykład. Wprost przeciwnie: takie postępowanie byłoby zaprzeczeniem tego, o co nam chodzi, choćby dlatego, że miłość z natury swojej jest bezinteresowna. Nawet gdyby tym „interesem” miał być tak wzniosły cel, jakim jest sam Bóg. Innymi słowy, prawdziwe apostolstwo jest wtedy możliwe, gdy nie ma w sobie nic z propagandy, ale gdy Pan Bóg – miłość – staje się rzeczywistością człowieka.
W tym samym znaczeniu nie da się ukryć swojej wiary w Boga. Nie może być takiej sytuacji, że ktoś jest wierzący w tajemnicy przed ludźmi. Im większa wiara, tym większy krąg ludzi, do których dociera wierzący. Tym bardziej są oni pociągnięci przez jego życie do czynienia dobrze.
3. 1. Wszystko to, co powiedzieliśmy o sposobach wyrazu człowieka, jest aktualne również w odniesieniu do Pana Jezusa. Słowem Bożym nie były tylko s ł o w a Jezusa – których zresztą w ujęciu literalnym nie znamy wcale – ale Jego d z i a ł a l n o ś ć, aż po śmierć i zmartwychwstanie. Inaczej mówiąc, nie ma żadnych słów czy prawd przekazanych nam przez Boga jako źródło naszej wiary niezależnie od „wydarzenia Jezusa”, o którym posiadamy spisane świadectwa, zatwierdzone przez społeczność wierzących, uznane przez nią za ważne i obowiązujące.
Sformułowanie: „I Słowo stało się ciałem” (J 1, 14) należy więc wziąć w całej rozciągłości znaczeniowej. Jezus Chrystus był nie tylko dlatego Słowem Bożym, że głosił Boga słowem, ale przede wszystkim dlatego, że w Chrystusie struktura religijna otwartości rozbudowana była w doskonałej formie. A więc nie tylko n a u c z a ł o Bogu, ale sobą u k a z y w a ł tajemnicę Boga, świadczył Boga swoim życiem. Swoją miłością do dzieci i grzeszników, do ubogich i bogatych, do trędowatych i sparaliżowanych, saduceuszów i faryzeuszów. I nie cofnął się nawet wtedy, gdy trzeba było dać swoim życiem świadectwo prawdzie. Jezus niósł sobą to, co oznaczał. Niósł sobą w pełnym znaczeniu rzeczywistość nadprzyrodzoną wszystkim, którzy Go z wiarą przyjmowali.
3. 2. Drugim sposobem przekazywania Boga są „obiektywizacje” jako ogół rzeczy, instytucji i słów, za pomocą których człowiek może wyrażać swoją rzeczywistość egzystencjalną, w tym również rzeczywistość egzystencjalną wiary.
Zwróćmy uwagę na formy wyrazu – sposoby przekazu stosowane przez proroków: sypali sobie na głowę popiół, wkładali na siebie worki pokutne, wiązali ręce łańcuchami i obchodzili miasto, wyciągali ramiona, rozbijali tablice kamienne, prosili, błagali, wyklinali, przezywali, tłumaczyli, śpiewali, opowiadali przypowieści, składali ofiary, nakazywali święcenie dnia świętego i czynili cuda. Nie było chyba środka wyrazu, gestu, okrzyku, ruchu, którego można by użyć, a którego by oni nie użyli. Zostały nam po nich psalmy, kazania, przemówienia, powiedzenia, metafory, instytucje święcenia szabatu, nabożeństwa, wspólne modlitwy, trochę faktów historycznych, anegdot, legend.
Podobnie było w życiu Jezusa: wyganiał powrozami kupców ze świątyni, chodził po falach jeziora Genezaret, wkładał ręce na głowy, dotykał oczu i uszu przy uzdrawianiu, wypędzał czarty, ułożył modlitwę „Ojcze nasz”, nakazał sprawowanie Eucharystii, nauczał. W nauczaniu napotykamy rozmaite formy literackie, których treści znaczeniowe niosą rzeczywistość religijną. Jezus opowiadał: o dobrym Samarytaninie, o synu marnotrawnym i jego przebaczającym ojcu, o kwasie, który zakwasza mąkę, o wróblach, które spadają z dachu, o kobiecie, która zgubiła pieniądze, o człowieku, który znalazł najpiękniejszą perłę, o siewcy, który wyszedł siać, o rządcy przewrotnym, o talentach, o gospodarzu zapraszającym na gody, o pannach głupich i mądrych. „W przypowieściach mówił Jezus do rzesz, a bez przypowieści niczego nie mówił im” – jak napisał Ewangelista (Mt 13, 34).
Za pomocą tych wszystkich środków Jezus wyrażał, przekazywał najgłębsze prawdy religijne: miłość Boga do ludzi i Jego wszechmoc, stan grzechu i stan łaski, stworzenie i odkupienie. To była druga forma, w jakiej Jezus niósł ludziom Boga.
Zaznaczamy, że pomiędzy tymi dwoma sposobami przekazu rzeczywistości religijnej – pomiędzy przekazywaniem przez swoje życie i przez obiektywizacje – nie ma żadnej przepaści, wprost przeciwnie: istnieje naturalny związek. Często trudno rozróżnić, czy jakąś czynność zaliczyć do „życia”, czy do „słowa”, i stwierdzamy, że nie ma granicy pomiędzy nimi. To co człowiek mówi, musi – jeżeli nie jest fałszem – znajdować potwierdzenie w jego życiu, w jego postępowaniu.
4. 1. Zagadnienie umiejętności przekazu swoich struktur psychicznych nabiera specjalnego znaczenia w wypadku ludzi, którzy wokół tej sprawy koncentrują swoją działalność. Chodzi tu najpierw o rolę, jaką pełnią w społeczeństwie tak artyści, dziennikarze, jak i działacze społeczni. Są to ludzie, którzy nie tylko przeżywają głęboko własną egzystencję, ale ludzie, którzy są wrażliwi w ogóle: wrażliwi na egzystencję swojego środowiska, ludzkości, świata. Oni tylko pozornie są oddaleni od życia, ale naprawdę nadsłuchują głosów świata, jego tętna, tak jego pozytywów jak i negatywów; tak jego radości jak bólu. Życie świata dociera do nich na najróżniejszych drogach. Przez rodzinę, z którą są związani, przez wspomnienia, życie codzienne, w którym tkwią, pracę zawodową. Jeżeli odczuwają brak odgłosów świata, wtedy wychodzą ze swoich zamkniętych kręgów, żeby spotkać życie autentyczne, na gorąco, a potem znowu się wycofać – znaleźć dostatecznie wielki dystans do tego wszystkiego, czego doświadczyli, i to doświadczenie przetworzyć na dzieło sztuki.
4. 2. Artysta czy działacz społeczny – tak jak każdy człowiek – nie zawsze jest jednakowo „obecny. Nie jest jednakowo obecny zarówno w kontaktach z ludźmi, jak i w pracach, które wykonuje. Są prace, są sytuacje, które z natury swojej nie wymagają wielkiej koncentracji. Są czynności, które nie wymagają wielkich decyzji, zasadniczych rozstrzygnięć, są po prostu mechanicznie wykonywanym zajęciem. Stąd jakieś zwolnione tempo rytmu duchowego ogranicza się tylko do obserwacji swojej pracy, to wszystko, co się wokół niego dzieje, co robi, dokonuje się trochę mimo niego, obok niego. Ale są sytuacje, kiedy pod wpływem bodźców zewnętrznych, np. wydarzeń politycznych czy narodowościowych, narasta w człowieku jakaś struktura egzystencjalna, a tym samym narasta w nim świadomość odpowiedzialności za społeczeństwo, w którym żyje.
Ta jego obecność lub natężenie jego obecności nie byłoby oczywiście dostępne dla otoczenia bez takich środków wyrazu, jak gest, słowo, spojrzenie, spomiędzy których najważniejsze jest słowo. Inaczej mówiąc, jego „obecność dla” wyraża się w rozmaitych formach. Formy te znane są otoczeniu, po pierwsze, na podstawie ogólnej znajomości człowieka, a po drugie – znajomości specyficznego sposobu reagowania danego człowieka. Ludzie, z którymi jest związany jakąś sprawą, ci, którzy pracują pod jego kierownictwem, którzy słuchają jego przemówienia, czują jego obecność dla nich. Wtedy już nie potrzeba wyjaśnień ani pełnych zdań, wystarczy jedno słowo, jeden zwrot, nawet jeden gest, ażeby ten człowiek został trafnie odebrany. Wtedy zarówno oni czują to, że są razem z nim, jak również on czuje się absolutnie z nimi zespolony, niezależnie od tego, czy ten człowiek w swej pracy ma bezpośredni kontakt z ludźmi, czy pracuje w czterech ścianach pokoju.
4. 3. Ten, kto jest „obecny w” społeczeństwie, czyli ten, kto jest wrażliwy na sprawę, z kolei przekazuje ją wzmocnioną i uwyraźnioną w jakimś konkretnym sformułowaniu – co nazwaliśmy „obecnością dla”. Ale taki człowiek nie przekazuje siebie, bo chociaż przekazuje swoje odczucie, swoje widzenie, to nie siebie w znaczeniu egoistycznym, lecz transcenduje on swoje egoistyczne „ja” – p r z e k r a c z a s i e b i e. On w akcie takiej „obecności” przekracza swoje interesy indywidualne, przezwycięża strach o swoją egzystencję, o swoje interesy, jego obecność jest podyktowana troską o dobro wspólne. I tylko d l a t e g o jest słuchany, i tylko w takiej mierze jest słuchany, w jakiej to przekraczanie się dokonuje. A więc w gruncie rzeczy to nie jest już przekaz siebie samego. Nawet nie swoich poglądów. On już „znika” dla sprawy, o którą mu chodzi, a która przekazuje sama siebie za jego pośrednictwem. Staje się jej głosicielem czy wyrazicielem, ale jego „ja” jest już nieważne, nie liczy się. Ci, którzy go odbierają, którzy go słuchają, słuchają już nie jego, tylko samej p r a w d y. Kształtują sobie życie już nie według jego prywatnych poglądów, ale według prawa, które głosi.
Tak należy widzieć nie tylko działaczy, wychowawców, księży, którzy są zrośnięci ze społeczeństwem przez obecność bezpośrednią, ale również artystów, którzy nie przekazują swej obecności w kontakcie osobistym, lecz poprzez swoje dzieła. Oni nie dopominają się o prawa dla s i e b i e, nie protestują przeciwko przemocy nad s o b ą, nie opisują s w o j e g o smutku, zachwytu, miłości czy rozpaczy. Oni naprawdę znikają za dziełami, które głoszą, które przekazują nie ich osobiste poglądy, ale sprawę, rzecz.
I na tej zasadzie należy strzec się utożsamiania dzieła z autorem, dzieła z jego życiem prywatnym. Musimy być świadomi tego, z czego zdają sobie sprawę wszyscy twórcy, że dzieło przerasta mistrza, że prawda przerasta człowieka, który ją głosi, że rzecz jest tak samo trudna do uchwycenia dla autora, który ją głosi, jak i dla odbiorców.
Dzieło takie – jeżeli to nie ma być tylko ćwiczenie technicznej sprawności, a więc jakieś formalne przygotowywanie się do tego, co dopiero ma nastąpić – jest zawsze dziełem zaangażowanym. Zaangażowanym w losy ludzkości, której jego twórcy są apostołami. Odczuwają oni jej dolę i niedolę i z tym wszystkim nie potrafią sami pozostać, chcą to przekazać światu, chcą zaniepokoić, pobudzić, ożywić, wstrząsnąć; domagają się, wołają, ukazują niebezpieczeństwo, wskazują na rozwiązanie.
4. 4. Tutaj należą, po pierwsze, publicyści, dziennikarze, reporterzy zarówno piszący, jak i publikujący swoje zdjęcia czy też wyświetlający kroniki filmowe w kinach lub telewizji. Ci ludzie są wrażliwi wrażliwością jakąś naskórkową; reagują na każdy przejaw spraw ludzkich o charakterze bardzo codziennym. To chodzi o sprawy zupełnie szczegółowe – źle postawiony dom, nieczynne windy, nieregularne dostawy mleka, źle traktowane dzieci w przedszkolach, przeciągające się remonty, brak połączeń lotniczych – ale również o sprawy bardziej szerokie, bardziej ogólne: debaty sejmowe, funkcjonowanie poszczególnych resortów ministerialnych, zmiany personalne na stanowiskach rządowych, fronty walk, manifestacje, akty ludobójstwa, masowe morderstwa, sieci gangów bandyckich. Już z tych kilku przykładów widzimy, jak niebezpieczna jest funkcja, którą spełnia dziennikarz, ryzykuje on czasem nie tylko usunięcie z pracy, stargane nerwy, ale i zemstę potentatów, których ośmielił się zaatakować, a nawet życie, na przykład wtedy, gdy towarzyszy żołnierzom na froncie.
Tego ciągłego ryzykowania nie trzeba widzieć jedynie w sferze komercjalnej albo czysto ambicjonalnej; ono ma swoje uzasadnienie przede wszystkim we wrażliwości na sprawy człowieka, w umiejętności „bycia obecnym” w świecie, bez czego nie może być dobrego dziennikarza, bez czego dziennikarz nie jest dziennikarzem. To jest jego rola, jego funkcja w społeczeństwie: poczucie sprawiedliwości, świadomość krzywdy, która się dzieje narodowi, państwu, ludzkości, indywidualnemu człowiekowi albo jakiejś grupie; radość z funkcjonowania prawidłowego, z osiągnięć, z realizacji, ze spełnienia – z dobra.
Forma wyrazu jest rozmaita. To mogą być artykuły publicystyczne, a może być tylko sucha notatka, wiadomość, zdjęcie czy seria zdjęć, sprawozdanie radiowe. Każda z tych form może w taki sam sposób wstrząsnąć sumieniem społeczeństwa. W zależności od tego, jak głęboko i jak trafnie został spostrzeżony problem, i w zależności od tego, jak jest on podany. I tak jak wśród artystów są różnice poziomów, różnice klasy, tak istnieją one i wśród dziennikarzy.
Do ludzi zaangażowanych należą przede wszystkim artyści: ci, w których świat – jego wydarzenia – uruchamia najgłębsze struktury człowieczeństwa i którzy posiadają umiejętność wyrażania ich za pomocą środków branych ze świata.
4. 5. Pytanie: na czym polega działalność artystyczna, można zastąpić pytaniem: jak to się dzieje, że rzeczy, słowa, instytucje mogą stać się symbolami egzystencjalnych struktur człowieka, co zresztą omawiać będziemy a następnym rozdziale. Artysta pisze, maluje, rzeźbi, buduje – tworzy, bo chce przekazać jakąś strukturę egzystencjalną uruchomioną w nim i szuka materiału, który by w sposób jak najbardziej adekwatny ją wyrażał. „Przesuwa” poszczególne elementy należące do sfery intelektualnej w obszar struktury egzystencjalnej. Dla niego „przedmioty”, którymi zapełnia swoje dzieło, już coś innego znaczą. Albo, powiedzmy dokładniej, już w i ę c e j znaczą – symbolizują. „To”, z czego utwór się składa, urasta w jego rękach do rangi symbolu struktury egzystencjalnej. Wokół jednego symbolu centralnego gromadzi szereg pomocniczych, które nie są przypadkowe, ale na zasadzie stopniowania czy kontrastu mają uwypuklić symbol centralny. Główną akcję obudowuje wątkami pomocniczymi, ażeby nasilić, pogłębić, rozszerzyć, upowszechnić to, co stanowi jądro głównej tajemnicy.
Ale jeżeli dochodzi do tego, że twórca czerpie ze świata materialnego, by wyrazić swoją egzystencjalną rzeczywistość, to dlatego, że nie traktuje go jako innego niż ten świat, do którego należą jego własne przeżycia egzystencjalne. W akcie twórczym artysta doświadcza w szczególny sposób, w jakim stopniu on sam do świata należy i w jakim stopniu świat do niego należy, i branie ze świata, aby siebie wyrazić, staje się czynnością prostą, niebudzącą żadnych sprzeciwów ani oporów.
Dotąd autor jest płodny, dopóki idzie naprzód, dopóki w tej konwencji, w jakiej tworzy, każdym kolejnym dziełem dokonuje nowego odkrycia – dopóki każde jego dzieło jest dla odbiorcy nowym zaskoczeniem. Chociaż to wszystko jest w ramach dotychczasowego stylu, po linii dotychczasowego patrzenia, to jednak wciąż ukazuje nowe perspektywy, niepokoi i frapuje. Jak długo to się dzieje, tak długo twórca wzbudza zainteresowanie – a więc zachwyt lub zgorszenie – może być nawet przedmiotem skandalu; niepokoi ludzi zasiedziałych w swoich zdobyczach, upewnionych w swoich przekonaniach.
Tak jak jest z poszczególnymi twórcami, tak jest z grupami, z kierunkami, z filozofiami.
5. 1. Sztuka jest sposobem par excellence wyrazu i przekazu struktur egzystencjalnych. Wprawdzie każda jej dziedzina operuje specyficzną dla siebie formą i materiałem – innych środków używa film, innych literatura, plastyka – ale wszystkie one służą do wyrażenia egzystencjalnej struktury, jaka jest uaktywniona w twórcy i starają się na bazie swojej specyfiki uruchomić ją również w odbiorcy.
Tak więc istnieją rozmaite dziedziny sztuki. To może być literatura (małe opowiadania, powieść, esej, rozważania, poezja), obrazy, rzeźby, witraże, budowle, filmy. Jeżeli, mimo rozmaitości form, wszystkie te dzieła zaliczamy do tej samej s z t u k i, to właśnie dlatego, że każde z nich – w swojej konwencji – przekazuje odbiorcy rzeczywistość egzystencjalną.
Najłatwiej pokazać to zagadnienie na przykładzie powieści, dramatu, filmu. Zgodnie z wymaganiami gatunku literackiego posiadają one prawie zawsze jakąś treść fabularną. Warunkiem jednak takiego utworu jest, by nie ograniczał się do o p i s a n i a jakiegoś konkretnego przypadku: do płaskiego sprawozdania, po przeczytaniu którego można jedynie powiedzieć, że opowiedziane zdarzenia są nieinteresujące – bądź interesujące. Istotną treścią tego przekazu ma być więc nie sama fabuła, lecz niesiona przez tę fabułę rzeczywistość egzystencjalna. Losy bohaterów stanowią tylko pretekst do tego, by twórca wyraził w swoim dziele strukturę egzystencjalną, która w nim powstała.
Ta zasada dotyczy nie tylko klasycznych lub najwyższych form sztuki. Przykładowo można wskazać na fenomen piosenki w dziedzinie sztuki muzycznej. Odbiorca wtedy, gdy piosenkę nuci czy słucha jej nagrania, w jakiś sposób przyswaja ją sobie, akceptuje – ale również za jej pomocą w y r a ż a s a m e g o s i e b i e, swoją rzeczywistość egzystencjalną. Spotykamy niejednokrotnie takie teksty i skomponowane do nich melodie, które są słuchane i śpiewane przez prawie cały świat.
5. 2. Zjawisko sztuki łatwiej jest wyjaśnić, gdy się omawia ją na tle uwarunkowań historycznych. Twórca jest dzieckiem swojego czasu. Ale nie tylko bierze w siebie swoją epokę, nie tylko tkwi w niej, lecz równocześnie sam – swym dziełem – nadaje jej pełny kształt, narzuca swą wizję ludziom współczesnym mu, uznającym w nim swego reprezentanta. Tak więc artysta współtworzy swoją epokę.
Zdawałoby się, że w różnych okresach historycznych człowiek jednakowo jest radosny lub smutny, wyobcowany ze społeczeństwa lub mu oddany. Zdawałoby się, że tak samo może być szczęśliwy człowiek antyczny i współczesny, że tak samo może być kochany, tak samo kochać. Tak jednak nie jest. Człowiek zostaje wprawdzie taki sam, ale przesuwa się dominanta i w poszczególnych epokach inna problematyka występuje na plan pierwszy. Zmienia się też sposób ujmowania tych samych zagadnień, inaczej są one przeżywane – inne jest piekło Dantego, inne Sartre’a.
Z drugiej strony, jeżeli do dzisiejszego dnia dzieła tej miary jak na przykład dramaty Szekspira są odbierane, to dzieje się tak dlatego, że sztuka najwyższej klasy dosięga najgłębszych i niezmiennych pokładów ludzkiej egzystencji: wyraża je i uruchamia za pomocą najprostszych środków. Dzięki temu potrafi zostać zawsze aktualna, zrozumiała dla każdego pokolenia. Sprawdzianem wielkości dzieła sztuki jest właśnie to, czy kolejne pokolenia potrafią się w nim odnaleźć.
5. 3. Fakt związania dzieła sztuki z daną epoką można pokazać na przykładzie zjawiska, które nazywamy modą. Zapoczątkowuje ją coś, co nazwaliśmy odkryciem: artysta swoim dziełem mówi, że świat jest inny, aniżeli to ludziom się dotąd zdawało. Może to wypowiedzieć zarówno poprzez nową piosenkę, jak nowy film, dramat, powieść. Ten nowy twórca, zespół, fala, grupa, kierunek, prąd głosi, że ludziom musi chodzić o coś innego niż dotąd. Że inaczej rozumiane muszą być słowa, które były dotąd w użyciu.
Rzecz znamienna: twórcy jakiegoś nowego kierunku pojawiają się prawie równocześnie w różnych narodach, na różnych kontynentach, w rozmaitych dziedzinach – to inspirując się nawzajem, to zupełnie o sobie nic nie wiedząc. Każdy pomysł, każde śmiałe rozwiązanie pociąga za sobą następne, jeszcze bardziej rewolucyjne. Przy czym nowe rozwiązania w jednej dziedzinie kultury są transponowane na inne dziedziny. Jak z tego wynika, każdy nowy prąd w kulturze zaczyna się od pewnej dziedziny – od filozofii albo od malarstwa, od idei społecznych, od rozwiązań architektonicznych, odkryć w dziedzinie fizyki, chemii czy astronomii – i stamtąd promieniuje na wszystkie inne. Nowa epoka kultury zaczyna się więc od uruchamiania albo struktur egzystencjalnych, albo też intelektualnych. Te procesy są całościowe i związane z sobą, tkwią głęboko korzeniami w samym człowieku.
5. 4. Ażeby dzieło sztuki mogło uruchomić strukturę egzystencjalną, musi stanowić dla odbiorcy jakieś zaskoczenie. Nowa moda w dziedzinie sztuki musi więc być zawsze jakimś wstrząsem, który zaprzeczy temu, co istniało dotąd, a co zaczęło zamieniać się w styl, przybierać formy przyzwyczajeń. Musi zawsze mieć charakter szoku, który odbiorcę „obudzi”: wywoła zdziwienie, spowoduje odkrycie czegoś nowego, umożliwi popatrzenie na dotychczasowe życie, jak i na całą rzeczywistość, z nowego punktu widzenia.
Szok jednak z czasem ustępuje, powszednieje, staje się przyzwyczajeniem. Tak było np. w niektórych przejawach sztuki egipskiej czy gotyckiej. Mówiąc obrazowo: tam koniec sztuki nastąpił, gdy już wszyscy wiedzieli, jakie symbole musi trzymać w rękach rzeźba, jeżeli ma wyrażać faraona, gdy byli skodyfikowani święci średniowieczni: np. św. Andrzej musiał być zawsze oparty o stojący za nim krzyż w kształcie litery x, św. Piotr musiał mieć krótką brodę i trzymać klucze w ręce, św. Paweł musiał mieć długą brodę i trzymać w ręce miecz na pamiątkę swej śmierci męczeńskiej. Ta sztuka już nic nie „mówiła”, nic nie przekazywała. Doszło do zinstytucjonalizowania tego, co kiedyś było spontanicznym wyrazem.
5. 5. Zjawisko to można obserwować we wszystkich gałęziach sztuki: rewolucja kulturalna z czasem przechodzi w styl, w schemat, we własność – instytucjonalizuje się. Staje się tak samo „drobnomieszczańska” jak styl, przeciwko któremu protestowała. Wtedy musi przyjść nowa epoka.
Na tej samej zasadzie dochodzi do przewrotów w innych dziedzinach życia, które choć nie należą wprost do regionów sztuki, to przecież są z nią ściśle związane, jak np. stroje kobiece czy męskie. Wciąż pojawia się coś nowego. Bo to, co było szokiem, co wzbudzało zainteresowanie – podziw albo pogardę, ale zawsze zwracało uwagę – potem, gdy znajdzie coraz więcej zwolenników, gdy ludzie się oswoją – i ci, którzy się tym cieszyli, i ci, którzy to odrzucali – przestaje być sensacją.
Dodać należy, że kolejne epoki nie mijają bez śladu. Pozostają po nich dzieła sztuki. Nakładają się na kalendarzu historii ich warstwy grubsze lub cieńsze w zależności od wielkości twórców, których wydała dana epoka. I te dzieła sztuki można zawsze – gdy się człowiek tego nauczy, gdy go na to będzie stać – autentycznie przeżywać. Niezależnie od tego, czy to będą dzieła sztuki romańskiej czy gotyckiej, egipskiej czy perskiej, greckiej czy rzymskiej, czy to będą chorały gregoriańskie czy fugi Bacha, mogą w człowieku uruchomić tę strukturę egzystencjalną, z której wyrosły – może on jeszcze raz doznać tego wstrząsu, który one niosą.
5. 6. Te rozważania odnoszą się również i do sztuki religijnej. Ma ona z pomocą swoich środków wyrazu wstrząsnąć człowiekiem, wyrwać go z kręgu egoizmu, otworzyć na rzeczywistość – zaktywizować w nim strukturę egzystencjalną wiary. To samo dotyczy sztuki chrześcijańskiej, która ma uruchomić w odbiorcach wiarę w Chrystusa. Ta sztuka również musi działać na zasadzie wstrząsu. Tutaj też obowiązują prawa zmęczenia, opatrzenia się, przyzwyczajenia, jak i to, że wielka sztuka wyrasta ponad wszystkie mody, jest wieczna – potrafi oddziałać na każdego odbiorcę niezależnie od epoki.
Do sztuki, chociaż specyficznego rodzaju, należą misteria religijne – należy i chrześcijańska liturgia. I ją obowiązują wyżej podane prawa, i ona się z nimi musi liczyć. Tym zagadnieniem będziemy zajmować się szerzej w następnych rozdziałach.