SAKRAMENT POKUTY
1. 1. W ciągu wieków doszło w świadomości wiernych do przyznania sakramentowi pokuty roli wyłącznej w procesie nawracania człowieka. Tymczasem wewnętrzne nawrócenie człowieka jest celem c a ł e j działalności Kościoła, który posługuje się albo środkami „nie wprost” – należy tu przede wszystkim Msza święta – albo środkami pokutnymi „wprost”, takimi jak np. nabożeństwa pokutne, rekolekcje czy wreszcie sam sakrament pokuty.
Zacznijmy te rozważania od ustalenia, co to znaczy należeć do Kościoła i co to znaczy odejść od Kościoła.
O przynależeniu do Kościoła decyduje wiara w Jezusa Chrystusa, która znajduje swój wyraz w przyjęciu sakramentu chrztu. Przypomnijmy krótko znaczenie tego sformułowania „wiara w Chrystusa”. W pojęciu tym mieszczą się: po pierwsze – wiara w Boga rozumiana jako zdolność do czynu bezinteresownego, do życia w uczciwości; po drugie – wiara w Boga osobowego, wiara, że rzeczywistość określana jako dobro, piękno, prawda nie jest tylko rzeczywistością immanentną, przenikającą świat, ale transcendentną: to jest „Ktoś”; po trzecie – wiara, że ta Osoba nawiązała kontakt ze światem: objawiła się w specjalnych aktach za pośrednictwem wybranych ludzi; po czwarte – wiara, że wypadkiem szczególnym tej ingerencji Boga w dzieje ludzkości jest osoba Jezusa Chrystusa, w którym Bóg Ojciec objawił się, ukazał ludziom pełnię człowieczeństwa, stając się tym samym ich Panem i Mistrzem; i po piąte – akceptacja instytucji Kościoła i uczestniczenie w nich, w najszerszym tego słowa znaczeniu.
Tak jak istnieją etapy w przynależności do Kościoła, tak też istnieją analogiczne etapy odejścia od niego (51). Przyjrzyjmy się najważniejszym: pierwszemu i ostatniemu. Pierwszy to odejście od instytucji kościelnych – zaprzestanie praktyk, które Kościół uważa za minimum konieczne do tego, by ktoś uznawany był za chrześcijanina. Mowa tu więc o wypadkach, gdy odchodzą od Kościoła ludzie nie przez sprzeniewierzenie się miłości, sprawiedliwości, nawet nie przez odrzucenie Chrystusa jako swego Zbawcy, ale przez odrzucenie instytucji religijnych.
W sposób istotny – co w naszej nomenklaturze nazwaliśmy ostatnim etapem – odchodzi od Kościoła ten, kto odchodzi od Boga, który jest Miłością: dobrem, prawdą, pięknem, mówiąc w jakimś skrócie: zrywa z Bogiem ten, kto jest zamkniętym na sobie egoistą. Ta postawa znajduje wyraz w krzywdach zadawanych pojedynczemu człowiekowi czy społeczeństwu.
1. 2. Jest jednak konieczne, ażeby wierni oceniający w sumieniu swoje postępowanie – jak również wtedy, gdy wyznają swoje grzechy w sakramencie pokuty – zdawali sobie sprawę z faktu istnienia tych dwóch kategorii grzechów, aby nie traktowali w taki sam sposób krzywd wyrządzonych ludziom i opuszczania niedzielnej Mszy świętej. Innymi słowy, można mówić, po pierwsze, o grzechach w ścisłym tego słowa znaczeniu – „bezpośrednich”. Są one wynikiem zamknięcia się człowieka na samym sobie, na jakimś egoistycznie pojętym interesie, którego kształtem jest zawsze krzywda drugiego człowieka. Przez nie człowiek odchodzi od Boga, jak to nazwaliśmy, w sposób zasadniczy, istotny. Po drugie, można mówić o grzechach „kościelnych” – „pośrednich” – polegających na zaniedbywaniu uczestniczenia w instytucjach kościelnych, których celem jest pomaganie człowiekowi w naśladowaniu Chrystusa. Tu należy przede wszystkim zaniedbywanie uczestniczenia we Mszy świętej niedzielnej. Do tych czynów odnosi się określenie: grzech tylko w szerokim tego słowa znaczeniu. Inaczej mówiąc, te zaniedbania są grzechami „nie wprost” – nie są jakąś wyrządzoną krzywdą, ale stanowią potencjalne zagrożenie dla wiary człowieka: pozbawienie się źródeł siły może spowodować wcześniej lub później popadnięcie w grzechy, które nazwaliśmy grzechami w ścisłym tego słowa znaczeniu.
1. 3. Działanie instytucji religijnych opiera się na funkcjonowaniu schematu wyraz – przekaz. Powołujemy się tu na wszystko to, co na ten temat powiedzieliśmy w poprzednich rozdziałach. A mianowicie: instytucje religijne nie są tworem przypadkowym, ale wyrastają ze struktury wiary w Chrystusa całej społeczności Kościoła – są jej wyrazem. Stąd też – przypominamy – istnieje możliwość drogi powrotnej: uczestnicząc w instytucjach religijnych, chrześcijanin potrafi uruchomić w sobie strukturę wiary w Chrystusa. Innymi słowy: Kościół „jest w posiadaniu” całego zestawu instytucji religijnych, które wyrosły z wiary chrześcijan. Jest przekonany, że z pomocą tych instytucji człowiek może wciąż na nowo uznawać Chrystusa za swego Mistrza i Pana, a przez to wyrywać się z egoizmu i dążyć do życia bezinteresownego. I właśnie dlatego Kościół w przykazaniach kościelnych poleca, a nawet żąda od swoich wiernych, by uczestniczyli w tych obrzędach religijnych, i to pod sankcją grzechu.
Powtarzamy: jeżeli Kościół tak stanowczo wymagał i wymaga od swoich wiernych posłuszeństwa w sprawie ich uczestniczenia w obrzędach liturgicznych, to dlatego, że docenia wielkość roli, jaką mają do odegrania w ich nawróceniu wewnętrznym – wszystkie instytucje religijne, a zwłaszcza instytucja Mszy świętej. Kościół rozumie, jaką krzywdę wyrządzają sobie chrześcijanie, gdy zaniedbują uczestniczenia w nich: rezygnują z pomocy, która im umożliwia życie na wzór Chrystusa. Instytucje religijne spełniają rolę służebną na drodze życia z Bogiem.
Staramy się ukazać różnice pomiędzy tymi dwoma kategoriami grzechów nie jakobyśmy lekceważyli te ostatnie. Wprost przeciwnie: uważamy nawet, że dla życia duchowego człowieka gorsze skutki ma systematyczne zaniedbywanie Mszy świętej niedzielnej niż jakaś okazjonalna konkretna krzywda wyrządzona człowiekowi. Niemniej, nie można zacierać różnicy istniejącej pomiędzy nimi.
1. 4. Należy przypomnieć – o czym również była już mowa poprzednio – że może być i tak, iż skrajny egoista, człowiek, który jest w pełni interesowny, uważa się w dalszym ciągu zarówno za wierzącego, jak też za chrześcijanina. Nie tylko się uważa, ale nawet zachowuje chrześcijańskie zwyczaje rodzinne, a także niektóre praktyki religijne, choćby jakieś tradycje domowe: wigilia, drzewko, jajko wielkanocne, może chrzest dziecka, ślub katolicki – jeżeli nic nie stoi temu na przeszkodzie. Jest to jednak oczywiście typowe „zachowywanie”. On nie angażuje się w te praktyki i dlatego nie istnieje możliwość, by wyzwoliły go z egoizmu, w którym tkwi. Taka postawa wyprowadza człowieka poza krąg ludzi wierzących.
Z drugiej strony nawet jeżeli człowiek nie uznaje Kościoła i Jezusa Chrystusa oraz twierdzi, że nie wierzy w istnienie Boga osobowego, ale równocześnie żyje życiem uczciwym, poświęconym bezinteresownej służbie człowiekowi – taki człowiek należy do Boga, a tym samym do Kościoła pojętego duchowo czy ainstytucjonalnie, i będzie zbawiony. Kościół jest tu rozumiany jako duchowa społeczność wszystkich ludzi dobrej woli – należących do Boga i w tym znaczeniu złączonych z Chrystusem.
Jak z tego wynika, możemy mówić o dwóch kategoriach przynależności do Kościoła: po pierwsze, o przynależeniu do Kościoła instytucjonalnego i po drugie – o duchowej przynależności do Kościoła. Jest oczywiste, że te dwie kategorie nie wyczerpują całej, powiedzmy nieskończonej, gamy tego, co nazywa się przynależnością do Kościoła: każdy człowiek stanowi jakąś jej specyficzną formę, a nawet każdy człowiek w ciągu swego życia te formy zmienia: właśnie na bazie podanego powyżej schematu.
2. 1. Zanim przejdziemy do omówienia problemu pokuty w Kościele, zatrzymajmy się chwilę nad zjawiskiem grzechu w istotnym znaczeniu.
W miarę jak zły czyn jest powtarzany przez człowieka, nie wywołuje już w jego świadomości tej reakcji, jaką wywołał po raz pierwszy. Człowiek przyzwyczaja się do zła, tępieje. Opadają z niego więzy moralne, które nałożyło na niego wychowanie, społeczeństwo – które nałożył sobie sam. Nie dość tego: człowiek jest istotą rozumną i nie potrafi działać bez uzasadnień czy wbrew nim. Możemy więc obserwować, jak w toku takiego życia zaczyna on coraz bardziej znajdować w sobie – przy poparciu swojego egoizmu – wytłumaczenia, że to, co robi, jest słuszne; buduje całe konstrukcje skomplikowanych uzasadnień, utwierdzających go w przekonaniu, że jego interesowne i egoistyczne postępowanie jest prawidłowe. Przy takim nastawieniu po pewnym czasie giną już wyrzuty sumienia.
Tego zjawiska nie należy dopatrywać się tylko w wypadkach wielkich przestępstw. To się rozgrywa na wszystkich płaszczyznach życia ludzkiego, na wszystkich etapach rozwoju człowieka. Każdy bez przerwy jest zagrożony znieczulicą i to znieczulicą, dla której ma pokrycie, argumenty. Egoizm – interesowność – wkrada się wprost niepostrzeżenie we wszystkie, nawet najbardziej wzniosłe i duchowe, sfery, przybiera szaty roztropności, sensowności, a nawet właśnie bezinteresowności.
2. 2. Nikt nie jest w stanie człowieka „nawrócić”, tylko on sam siebie, a nawrócenie oznacza przekreślenie dotychczasowego sposobu bycia, zaprzeczenie całej, bardzo skomplikowanej i precyzyjnej konstrukcji argumentacji, która to dotychczasowe życie popierała. Zwłaszcza gdy nie doszło do żadnej wielkiej, wyraźnej krzywdy ludzkiej, człowiekowi trudno jest zrezygnować ze swojej wygody zbudowanej na sensownym do ut des, opartej na sprawiedliwości rozumianej jako troska o własne interesy. Trudno jest zdecydować się na pomoc, uczciwość, służbę, poświęcenia wyłącznie dlatego, że „tak trzeba” – wiedząc, że energia, którą się dla tych prac wydatkuje, nie będzie zwrócona ani wynagrodzona – żyć dla samej miłości, prawdy, dobra, piękna: dla Boga samego.
Na podstawie tego, co tu zostało powiedziane na temat grzechu, jest jasne, że człowiek tkwiący w grzechu przeważnie nie potrafi przyjąć upomnienia, nagany. Nie dojdzie do niego nawoływanie do pokuty, poprawy, żalu, zadośćuczynienia. Natomiast potrafi on zgodzić się na uczestniczenie w liturgicznych obrzędach, które wprost nie będą go niepokoiły i atakowały za stan, w jakim się znajduje. Ale tu natrafiamy na istotę naszego zagadnienia: ten człowiek, uczestnicząc w nabożeństwach, a przede wszystkim we Mszy świętej, upodabnia się do Chrystusa. I na tej drodze – o czym była mowa powyżej – dokonuje się nawrócenie: odejście od grzechu. Jak z tego wynika, stosowane przez Kościół wobec swoich wiernych środki, które nazwaliśmy środkami „nie wprost”, odgrywają zupełnie zasadniczą rolę w procesie nawrócenia człowieka.
3. 1. Ewangelie zawierają tylko niewielki procent nauk i czynów Jezusa. Ale ten zestaw jest potraktowany wybiórczo: jest on skompletowany przez gminę – przez pisarza – według istniejących wtedy potrzeb. Teksty te są więc wyrazem struktury egzystencjalnej, która ożywiała ówczesną gminę (52). W oparciu o to stwierdzenie możemy obserwować, jak wielka uwaga była poświęcona właśnie zagadnieniu nawracania człowieka – pokuty. Możemy obserwować, w jaki sposób pierwsi chrześcijanie rozumieli Jezusa. O tym mówią nam karty Nowego Testamentu. Widzimy, jak Jezus – w oczach pierwszych chrześcijan – był świadomy zagrożeń, w których żyje człowiek, jak starał się przekazać swoim uczniom troskę o czystość intencji: o bezinteresowność, jak wyczulał swoich wyznawców na to niebezpieczeństwo: na wkradanie się interesowności nawet w najbardziej wzniosłe ludzkie poczynania. Stworzył atmosferę poczucia grzeszności ludzkiej. Starał się doprowadzać sumienia swoich uczniów do normalnej wrażliwości, wytrącać z interesowności, obojętności, wygodnictwa wewnętrznego, samozadowolenia, przywiązania do status quo. Tego problemu dotyczą tak centralne przypowieści, np. o synu marnotrawnym, o celniku i faryzeuszu modlących się w świątyni, czyny, np. incydent z niewiastą cudzołożną, z jawnogrzesznicą, jak również pouczenia Jezusa podawane w Ewangeliach. Tu weźmy pod uwagę np. główny atak skierowany przez Pana Jezusa przeciwko faryzeuszom i doktorom, który dotyczył obłudy i interesownych poczynań kryjących się w ich na pozór świętych czynnościach.
Powtarzamy: jeżeli gmina wybrała te a nie inne fakty i nauki, to ze względu na swoje zagrożenia – na swój własny użytek, jako pomoc do rozwiązywania swoich własnych trudności.
Z kolei możemy stwierdzić, że problemy, którymi żyła pierwsza gmina, są wieczne i dzisiaj, jak dawniej, aktualne. Stąd wieczne i zawsze aktualne jest Pismo Święte Nowego Testamentu Również dzisiaj odczytujemy je z pełnym zrozumieniem; tak teksty o faryzeuszu zadowolonym z siebie, potępiającym celnika, jak przypowieść o Samarytaninie i synu marnotrawnym.
Cechą podstawową pokutnej pedagogiki Kościoła polegającej na działaniu „nie wprost” jest więc ukazywanie Jezusa: Jego życia i działalności, Jego nauki, przez takie ustawienie przypowieści czy rozmów, by słuchacz domyślił się, że w nich chodzi o niego samego.
3. 2. Pokutny klimat, w którym Kościół żyje, czy jeszcze lepiej: struktura pokuty Kościoła nie jest jakoś nieokreślona, ale ma swoją – Chrystusową specyfikę. Chrześcijanie chcą żyć tak jak Chrystus w prawdzie i miłości, w służbie Bogu i bliźniemu. Również ich pokuta jest chrześcijańska: to jest żal z powodu, że odeszli od Mistrza i Pana – od wzoru, którym jest dla nich Chrystus. Powrót jest powrotem do Chrystusa – do Niego, którego chcą mieć za swój wzór. Na tej drodze pomocna jest przede wszystkim rocznica Jego męki i śmierci. Wpatrzeni w Jego życie, w Niego, z perspektywy chwili, w której On to wszystko, co mówił, co czynił – czym był – potwierdził swoją męką i śmiercią, chrześcijanie widzą własną słabość i małość oraz otrzymują siły, by stawać się takimi, jak On był.
W miarę upływu czasu Eucharystia – i inne sakramenty – została nasycona modlitwami o uwolnienie od zła, o uchronienie przed złem. Kościół prosi w modlitwach, które dołączał, o łaskę oświecenia, o życie w prawdzie, o uświadomienie sobie swojej grzeszności, przeprasza za grzechy – prosi o przebaczenie, o darowanie, o łaskę skruchy, o nawrócenie, o życie zgodne z wolą Bożą. Jest to bardzo charakterystyczny objaw zwłaszcza w przypadku Mszy świętej. Jakby w obawie, by nie stała się wyłącznie pamięcią o Jezusie, ale by służyła człowiekowi uczestniczącemu w niej w jego procesie wewnętrznego nawrócenia, pokuty za swoje grzechy, w tworzeniu struktury wiary, a niszczeniu struktury zła. Teksty liturgiczne – zwłaszcza adwentu i wielkiego postu – dotyczą wciąż tej sprawy.
4. 1. Dla pierwszych chrześcijan samo należenie do Kościoła, należenie do społeczności kościelnej, jak również aktywne uczestniczenie w życiu gminy kościelnej, poprzez przede wszystkim uczestniczenie w praktykach religijnych, płynęło z przekonania, iż w oderwaniu od grupy mają oni niewielkie szanse przetrwania. Zostaną po prostu wchłonięci przez atmosferę pogańskiego świata, nie potrafią wytrwać w naśladowaniu Chrystusa. Byli świadomi, że muszą się spotykać, a po drugie – stworzyć formy instytucjonalne „pamiętania” o Jezusie Chrystusie, które by zagwarantowały im przekształcanie swojej osobowości na wzór Mistrza. Stąd od samego początku tworzą się grupy chrześcijan ściśle współżyjących ze sobą na co dzień i powstają instytucje religijne – sposobność rytualnych spotkań z Chrystusem – które w tych grupach obowiązują.
4. 2. Równocześnie chrześcijanie byli świadomi, że tak społeczność kościelna, jak i praktyki religijne nie stanowią celu samego dla siebie, ale są p o m o c ą do tego, by człowiek mógł żyć na wzór Chrystusa. Praktyki religijne w swojej masie, a przede wszystkim Msza święta, łącząc wiernych z Bogiem, wyzwalają ich z grzechu. Jest to jakby ich skutek uboczny, czy profilaktyczny, bo celem istotnym pozostaje zawsze naśladowanie Jezusa Chrystusa.
W tym kontekście jest zrozumiałe, że wyznanie Chrystusa jako Zbawiciela i Odkupiciela urasta do rzędu spraw istotnych. Zaparcie się Chrystusa sprowadza się do odejścia od drogi wiary, nadziei i miłości i wejścia na drogę grzechu. Świadectwo ważności tych zagadnień znajdujemy w tekstach Ewangelii. „Jeśli się mnie zaprzecie przed ludźmi i ja was się zaprę przed Ojcem moim, który jest w niebie. Kto mnie wyzna przed ludźmi i ja go wyznam przed Ojcem moim”. „Jeżeli mnie prześladowali i was prześladować będą”.
4. 3. Pozostaje pytanie: dlaczego ludzie odchodzą od instytucji kościelnych. Odpowiedź, jaką słyszy się często, brzmi, że one im nie pomagają do tego, by żyli uczciwie. I nie tylko poszczególne instytucje religijne, ale nawet cały Kościół nie jest im w ich przekonaniu potrzebny, bo – jak uważają – „bez niego też można być pełnym człowiekiem, a przecież to jest istotą rzeczy”. Obok tych argumentów napotkać można często rozmaite szczegółowe zarzuty typu, że człowiek czuje się obco w tłumie przypadkowo zgromadzonych ludzi, że „kaznodziejski” styl kazań jest nie do zniesienia, że obrzędy liturgiczne są niezrozumiałe – nie przemawiają już do nikogo. Nie wchodzimy w tej chwili – nie miejsce na to – w szczegółową analizę tych wypowiedzi. Ograniczamy się tylko do podania samych stwierdzeń.
Równocześnie istnieje fakt powrotu ludzi do praktykowania. Dzieje się to znowu na rozmaitej zasadzie. Często ludzie wracają dlatego, iż spostrzegają, że wcale to nie jest takie proste być uczciwym człowiekiem, że nie tak to łatwo sobie poradzić samemu ze złem, które w nich narosło i z którego szukają wyjścia. I choć nadal podtrzymują swoje zarzuty – że mowa Kościoła jest zbyt staroświecka i nie zawsze trafiająca do współczesnego człowieka, i że słudzy Kościoła bardzo często nie stoją na wysokości zadania – stwierdzają, że gdy się jest pozostawionym samemu sobie, wtedy coraz trudniej jest być dobrym. Równocześnie spostrzegają, że zeświecczało im życie, wyjałowiło się ze świadomości istnienia Boga i coraz trudniej spotkać im Boga w życiu codziennym, coraz bardziej o Nim zapominają, a wszelkie próby jakiegoś zinstytucjonalizowania świętości na prywatny użytek, jakie sami usiłują przeprowadzić, skłaniają do stwierdzeń, że Kościół zrobił to daleko lepiej. Często do takich refleksji doprowadza praca pedagogiczna nad swoimi dziećmi.
I tak poprzez powrót do poszczególnych instytucji kościelnych dokonuje się stopniowo coraz pełniejszy powrót do społeczności Kościoła.
5. 1. Gdy w oparciu o te założenia popatrzymy na niektóre praktyki religijne, rysują się nam one w zupełnie innym świetle. Najbardziej uwidacznia się to na przykładzie Eucharystii. Dotąd niejednokrotnie przyjmowanie Komunii świętej było traktowane prawie jako nagroda za pobożne życie, jako znak wysoce zaawansowanego życia duchowego. Tymczasem zgodnie z tym, co powiedzieliśmy, Komunia święta – albo lepiej: pełne uczestniczenie we Mszy świętej – jest jednym ze środków, lub nawet jednym z najważniejszych środków, do tego, by być uczciwym człowiekiem. Mówiąc w skrócie: chrześcijanin powinien przyjmować Komunię świętą po to, a b y nie zgrzeszył, a nie tylko wtedy, g d y nie zgrzeszył. Wprowadzenie w życie tego stwierdzenia natrafia niestety na trudności mające źródło jeszcze w czasach jansenizmu. Jest to strach, który płynie z braku pewności, czy się jest w stanie łaski uświęcającej, czy też w stanie grzechu ciężkiego, obawa, by nie doszło do świętokradzkiego przyjęcia Eucharystii. A to prowadzi do fałszywych wniosków: lepiej wcale nie przystępować do Komunii świętej niż narażać się na takie niebezpieczeństwo; ewentualnie – wybrać drogę pośrednią: na wszelki wypadek trzeba przed przyjęciem Komunii świętej pójść do spowiedzi świętej. Oczywiście ta droga jest na dłuższą metę zbyt męcząca i szybko z niej się rezygnuje.
5. 2. Przed duszpasterzami i teologami wyrasta powinność dokładniejszego określenia kryteriów grzechu ciężkiego, który w sposób zasadniczy odstrasza od przystępowania do sakramentu Eucharystii. W tej dziedzinie panuje mnóstwo nieporozumień, uprzedzeń a nawet kompleksów. Wierni z dużą cierpliwością a zarazem roztropnością powinni być uświadamiani, że grzech ciężki jest to odwrócenie się człowieka od Boga, co praktycznie rzecz biorąc w życiu przeciętnego chrześcijanina nieczęsto się zdarza. W związku z tym nie ma k o n i e c z n o ś c i częstego przystępowania do sakramentu pokuty. Jeżeli istnieją argumenty przemawiające za potrzebą korzystania z tego sakramentu, choć nie zachodzi wypadek grzechu ciężkiego, to są one – oprócz oczywiście traktowania pokuty jako środka do gładzenia grzechów lekkich – natury duszpasterskiej: chrześcijanin przedstawia, referuje duszpasterzowi swój aktualny stan duszy i uzyskuje od niego pomoc w sensie rad.
Równocześnie zdajemy sobie z tego sprawę, że nie wystarcza samo usuwanie wszelkich przeszkód stojących na drodze chrześcijanina do pełnego uczestnictwa we Mszy świętej. Najważniejsze, by on był przekonany o takiej potrzebie: chrześcijanin musi sam być przekonany, że Komunia święta stanowi niezbędną pomoc do życia – że jest ona dla niego chlebem, potrzebnym aby nie ustał w drodze.
6. 1. Poza formą pokutnego działania „nie wprost” Kościół tworzył w ciągu wieków instytucje pokutne par excellence, a tu przede wszystkim rozbudował sakrament pokuty. Przypatrzmy się zagadnieniu grzechu i powrotu do Kościoła z punktu widzenia historycznego.
Aby zrozumieć, czym była pokuta w Kościele pierwotnym, zacznijmy od tego, czym był grzech w Starym Testamencie. Grzech był wykroczeniem przeciwko przykazaniom Bożym. Stanowiły one wcielenie i gwarancję Przymierza zawartego przez Boga z narodem wybranym, który był własnością Boga i mógł być określony w pełnym tego słowa znaczeniu jako naród święty (53). Grzech nie był więc prywatną sprawą pomiędzy człowiekiem a jego Bogiem. Był złamaniem Przymierza, które stanowiło wartość społeczną o ogromnym znaczeniu.
Związek narodu z Bogiem bywał naruszany tak przez nieposłuszeństwa całego narodu, jak i przez egoizm poszczególnych jego członków. W ich wypadku wykroczeniami najważniejszymi były przewinienia przeciwko czci Bożej, nauce świętej i przeciwko bliźniemu. Na tym tle staje się zrozumiały fenomen wyklęcia grzesznika z narodu wybranego. Ono było wydarzeniem w pełni religijnym: człowiek zły musiał być wydalony ze społeczeństwa świętych (Pp 13, 6 nn) po to, aby naród mógł pozostać święty. Początkowo przybierało to formę bardzo ostrą: kamienowania. W czasach synagogi kara wyklęcia została złagodzona, wprowadzono rozmaite jej formy, zróżnicowano długość trwania. W okresie wyklęcia grzesznik był traktowany jak trędowaty: nie wolno było się z nim kontaktować. Istniał jednak obowiązek modlitwy za niego.
6. 2. Kościół jest Ciałem Chrystusowym, Oblubienicą Chrystusa, Świątynią Bożą, Domem Bożym, świętym Ludem Bożym. Ten, kto się nawrócił i został przyjęty do Kościoła, musiał pozostawać – zgodnie z nauką św. Pawła – „święty”. Ale z drugiej strony, Kościół od początku był świadomy tego, że nie jest zgromadzeniem składającym się z ludzi doskonałych. Świadczy o tym chociażby Nowy Testament, łącznie z Ewangeliami, który jest pełen opisów upadków nie tylko zwyczajnych chrześcijan, ale również uczniów Jezusa i apostołów. Te wydarzenia nie były obojętne dla społeczności świętej, jaką jest Kościół. Grzesznik musiał być – po dokonaniu nad nim sądu – ukarany i oddalony ze zgromadzenia świętych (1 Kor 5, 3-13), oddany szatanowi (1 Tym 1, 20; 1 Kor 5, 1-6), wierni nie mogli utrzymywać z nim kontaktu (Rz 16, 17; 2 Tes 3, 6, 14; 2 Tym 3, 2-5), nie mogli z nim razem zasiadać do stołu, bo on już nie był dziedzicem Królestwa Bożego (1 Kor 5, 11). Ale ten stan nie był nieodwołalny. Grzesznik mógł znowu należeć do społeczności, gdy się nawrócił. Wierni musieli się w tej intencji za niego modlić. Kościół był świadomy tego, że wszystkie grzechy mogą być odpuszczone.
O świadomości tej władzy mówią teksty ewangeliczne, np.: „Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane także w niebiesiech, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane także w niebiesiech” (Mt 16, 19); „… Wszystko, co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebiesiech” (Mt 18, 18); „Którym odpuścicie grzechy, będą im odpuszczone” (J 20, 23). Te bardzo charakterystyczne zwroty należy rozumieć po linii rabinistycznego sposobu wyrażania się, to znaczy wyrażania się autorytatywnego – wydawania zakazu lub zezwolenia, jak również wykluczania ze społeczności albo znoszenia klątwy.
Jeżeli wśród wiernych istniała jakaś wątpliwość w tym względzie, to tylko taka, jak człowiek, który uwierzył w Chrystusa i został przyjęty w poczet członków Kościoła, a teraz odszedł od Niego w pełni świadomie i dobrowolnie, dopuszczając się wielkiego przestępstwa, jest w stanie z psychologicznych względów wyrwać się ze zła i stać się z powrotem wiernym Chrystusowi (54) (Hbr 6, 4 n; 10, 26; 12, 12-16; 1 J 5, 16), choć list św. Pawła do Koryntian (2 Kor 2, 5-11) niedwuznacznie świadczy, że starano się rozumieć takie wypadki.
Powrót do Kościoła odbywał się dawniej wobec całej społeczności. Było to wymagane przede wszystkim wtedy, gdy chodziło o winy publiczne, np. publiczne zaparcie się Chrystusa – te musiały być równie oficjalnie odwołane.
6. 3. Pierwotny Kościół znał tylko jednorazową formę oficjalnej pokuty. Tę zasadę napotykamy w Pasterzu Hermasa. Przyjmuje ją Tertulian (+ 220) – jeden z najwybitniejszych umysłów tamtych czasów. Jego autorytet oddziałuje na następne pokolenia teologów i duszpasterzy, tak że prawie do wieku VII ustala się praktyka, iż tylko raz w życiu można przystąpić do sakramentu pokuty.
Jesteśmy dość dokładnie zorientowani, jak wyglądała praktyka pokutna, zaczynając już od III w. Grzesznik przychodził i wyznawał swój grzech. To był krok pierwszy (do niego zresztą został uproszczony nasz rytuał pokutny). Biskup, do którego grzesznik się zgłosił, polecał mu, aby na znak swej dobrej woli i na zadośćuczynienie za popełnione zło podjął czyny pokutne. Mogły one być rozmaite, w zależności od zwyczaju. Nie ograniczały się wyłącznie do wynagrodzenia jakiejś straty materialnej czy moralnej, ale przeważnie istniał również obowiązek noszenia specjalnej szaty pokutnej, zajmowania wyodrębnionego miejsca w kościele podczas nabożeństw (oczywiście pokutującemu nie wolno było przystępować do Komunii świętej). Ten stan pokuty mógł trwać od paru tygodni aż nawet do końca życia. Przyjęcie grzesznika do Kościoła odbywało się przez modlitwę i włożenie rąk biskupa. (Na Wschodzie dołączono namaszczenie.) Działo się to zawsze w Wielki Czwartek.
Ważną nowość, podyktowaną względami duszpasterskimi, wprowadza św. Leon Wielki. W liście do biskupów Campanii z roku 495 zakazuje publicznego wyznawania grzechów. Poleca ograniczyć się do wyznawania ich kapłanowi. Poza tym wszystko inne pozostało bez zmian.
W miarę upływu czasu okazywało się, że ograniczanie praktyki pokutnej do jednej w ciągu życia powoduje fatalne skutki. Wielu przesuwało czas pokuty na lata starości albo nawet na godzinę śmierci.
Reakcja na ten stan przyszła nieoczekiwanie. To była praktyka mnichów iro-szkockich, którzy w VI w. wprowadzili spowiedź indywidualną wielokrotną (por. Paenitentiale Theodori, I, 13). Nie był to pomysł na użytek duszpasterstwa świeckich. Wywodził się on ze specyfiki życia zakonnego. Miała ta spowiedź charakter nie tylko pokutniczy ale i wychowawczy. Nie ograniczała się więc, jak wszystkie dotąd praktyki pokutne, do grzechów zewnętrznych: do czynów, ale obejmowała też ich „zaplecze” – intencje, myśli, pożądania. Kapłan udzielał napomnień i rad i nakładał pokutę (korzystał tutaj z ksiąg penitencjalnych). Penitent po jej wypełnieniu zgłaszał się po raz wtóry i otrzymywał rozgrzeszenie, po którym stawał się znowu pełnoprawnym członkiem Kościoła i mógł przystępować do Komunii świętej.
Oczywiście w przekształceniu się dotychczasowej formy pokuty w spowiedź indywidualną nie należy widzieć jakiejś diametralnej zmiany. To jest kolejny krok w dalszej instytucjonalizacji aktu pokuty po linii centralizacji. Duszpasterz, przed którym wyznaje się grzechy, reprezentuje gminę. Jest jej kierownikiem. Jest odpowiedzialny za miłość w gminie. Społeczność powierza mu także troskę o każdego członka gminy, również o takiego, który odszedł. W miarę swoich możliwości powinien wszystko zrobić, ażeby go odzyskać. Wobec tego jest to zupełnie logiczne, że pokutujący zwraca się do swojego duszpasterza, a ten przyjmuje go do grona wiernych w imieniu gminy.
Mimo niejednokrotnie bardzo gwałtownej reakcji przeciwko tej nowej formie sakramentu pokuty ze strony poszczególnych biskupów, ta praktyka rozszerzyła się błyskawicznie, tak że w VIII w. stwierdzamy jej istnienie w całej Europie. W IX w. już wymaga się od każdego chrześcijanina, ażeby przynajmniej trzykrotnie w ciągu roku przystąpił do spowiedzi. Wiek XII ogranicza ten obowiązek do jednego razu w ciągu roku. Tego ustalenia, obowiązującego cały Kościół, dokonuje Sobór Lateraneński IV z 1215 roku (por. D 437).
Należy jednak zaznaczyć, że spowiedź wiązano z Eucharystią: przed każdym przystąpieniem do Komunii świętej spowiadano się. Na kolejne zmiany w kształcie liturgicznym sakramentu pokuty wpływała nowo zaistniała okoliczność: w tym czasie narastała w Kościele świadomość powinności pełnego uczestnictwa w misterium wielkanocnym. I stąd też ze względu na masy wiernych, którzy zgłaszali się do spowiedzi świętej w okresie wielkiego postu, wynikła nie tylko konieczność uproszczenia samego aktu liturgicznego, ale i zdecydowano się przesunąć odprawienie pokuty na czas po rozgrzeszeniu. Punkt ciężkości przeniósł się więc na samo wyznanie i na przyobiecanie odbycia zadośćuczynienia. Ten zwyczaj obserwujemy powszechnie już w X wieku.
Z kolei w XIII wieku prawie niepostrzeżenie dokonuje się zmiana naszym zdaniem najbardziej brzemienna w skutki, gdy chodzi o treści istotne sakramentu pokuty: przyjmuje się nowa formuła rozgrzeszenia. Na skutek coraz wyraźniej prawniczego traktowania pozycji spowiednika rozgrzeszenie z modlitwy o charakterze prośby do Boga o darowanie win grzesznikowi przemienia się na akt podobny do orzeczenia sądowego: ja ciebie rozgrzeszam.
Jeżeli chodzi o szczegóły, to dodajmy, że w tym czasie zmienia się wygląd konfesjonału. Początkowo był nim tron biskupi, który od Soboru Trydenckiego został obudowany, a w XVII w. przybrał formę trójczłonową. W ten sposób musiało zniknąć nakładanie rąk i przemieniło się w podniesienie dłoni, a z czasem i wykonanie znaku krzyża świętego.
7. 1. Gdy porównujemy praktyki pokutne pierwszych chrześcijan z naszymi, stwierdzamy ogromne uproszczenia, jakie zostały w tej dziedzinie wprowadzone. Praktykowanie pokuty ograniczyliśmy wyłącznie niemal do sakramentu pokuty, podczas kiedy u starożytnych chrześcijan istniała duża różnorodność i bogactwo form. Chociaż różniły się one pomiędzy sobą pod rozmaitymi względami, podstawa ich była jednak wspólna. Tą podstawą jest wewnętrzna przemiana człowieka, nawrócenie, o którym wciąż mówi Pismo Święte. Tu nie chodzi tylko o żal i zadośćuczynienie, lecz o w e w n ę t r z n ą p r z e m i a n ę, o życie wiarą i miłością, ufne oddanie się Bogu – w naszej nomenklaturze – o uruchomienie na nowo egzystencjalnej struktury wiary w Chrystusa. Inaczej mówiąc, ponieważ struktura winy jest negatywnym wyrazem tego, co w sposób pozytywny wypowiada się przez wiarę, dlatego też aż do późnego średniowiecza nacisk w nauce o pokucie kładziono na czyny penitenta, takie jak: modlitwa, jałmużna, dobre uczynki. Pismo Święte i cała Tradycja określa uczynki miłosierdzia jako owoce wiary i jako środek przebaczenia grzechów. Do dzisiejszego dnia istnieje, choć w zaniku, ofiara postna. Wszystkie więc dążenia do tego, aby pogłębić pokutę w Kościele katolickim, szły w tym kierunku, aby wywołać i pogłębić wiarę.
Zgodnie z tą tezą za jedną z form pokuty uważano przyjmowanie Słowa Bożego, tj. czytanie Pisma Świętego i słuchanie kazań. „Wiara jest więc ze słuchania, słuchanie zaś przez słowo Chrystusowe (Rz 10, 17). Wierzono, że przepowiadanie Słowa jest skuteczne. Ono nie m ó w i o wierze, nie m ó w i o pokucie, ale p r z e k a z u j e wiarę i pokutę. Rzymska liturgia posiada bardzo charakterystyczne zdanie świadczące o takim przekonaniu, wypowiadane przez kapłana po przeczytaniu Ewangelii w czasie Mszy świętej: „Niech słowa Ewangelii zgładzą grzechy nasze”.
7. 2. Inną formą pokuty było wyznawanie win przed świeckim: „Wyznawajcie zatem sobie nawzajem grzechy, módlcie się jeden za drugiego, abyście odzyskali zdrowie. Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego… Bracia moi, jeśliby ktokolwiek zszedł z drogi prawdy, a drugi go nawrócił, niech wie, że kto nawróci grzesznika z jego błędnej drogi, wybawi jego duszę od śmierci i zakryje liczne grzechy” (Jk 5, 16-20). Nie odnosi się ten tekst do pokuty sakramentalnej w ścisłym sensie. Według zasad normujących życie w gminie starochrześcijańskiej urzędowy Kościół miał ingerować przez swoich przełożonych dopiero wówczas, gdy braterska rozmowa w cztery oczy albo w obecności członków gminy nie dała żadnych rezultatów (Mt 18, 15-18). Według dawnej praktyki cała gmina modliła się za grzesznika do Boga, przy czym specjalne znaczenie przypisywano wstawiennictwu męczenników i zakonników. Do obowiązków człowieka świeckiego, przed którym ktoś wyznawał swoje grzechy, należało: upomnienie, zachęta i zaofiarowanie pomocy, wstawienie się za nim do Boga i pokuta zastępcza. Trzeba tu jeszcze nadmienić, że aż do czasów św. Tomasza sprawa sakramentalności, zwłaszcza znaczenia rozgrzeszenia kapłańskiego przy spowiedzi, nie była wyjaśniona w tym sensie, w jakim my to dzisiaj rozumiemy. Wyznawanie swoich grzechów przed świeckimi uważano za zwyczajny środek gładzenia grzechów powszednich i za nadzwyczajny grzechów ciężkich – w wypadku gdy na przykład nie było w pobliżu księdza. Święty Tomasz nazywa spowiedź przed świeckim niepełnym sakramentem. Święty Albert Wielki człowieka świeckiego, przed którym dokonuje się spowiedź, nazywał minister vicarius. Mówił, że to pełnomocnictwo przysługuje mu na zasadzie jedności Kościoła w wierze i miłości. Rozgrzeszenie kapłańskie na plan pierwszy w sposób zdecydowany wysunął dopiero św. Tomasz z Akwinu i Duns Szkot. Od tego czasu spowiedź przed świeckim powoli zaczęła zanikać. Doszczętnie została zniesiona w czasie posunięć antyreformacyjnych.
Odmianą spowiedzi przed świeckim była spowiedź pojednania. Wyznania dokonywał tu grzesznik przed tym człowiekiem, wobec którego zawinił kłótnią, oszczerstwem, zniesławieniem.
7. 3. Jeszcze jedną formą była spowiedź powszechna. To już była forma liturgiczna. Nie dochodziło tu do wyszczególniania grzechów. Spowiedź ta nie dotyczyła pojedynczych osób, ale odbywała się w grupie uczestniczącej w nabożeństwie liturgicznym i polegała na uświadomieniu sobie grzechów, wzbudzeniu żalu za nie i z kolei sakramentalnym rozgrzeszeniu kapłana. Ta forma pokuty została zapożyczona ze Starego Testamentu. O tym, że była znana gminie starochrześcijańskiej, możemy przypuszczać z napomknięć Nowego Testamentu i Ojców Kościoła.
Na przełomie V i VI w. został wciągnięty do modlitw za pokutujących cały lud. Pozostałością jest tutaj oratio super populum z liturgii wielkopostnej. Od początków XI w. absolucja łączyła się często z kazaniem. Celebrans po zakończeniu kazania polecał wiernym odmówić confiteor, a potem udzielał rozgrzeszenia, z tym, że grzechy ciężkie miały być wyznane w indywidualnej spowiedzi. Z tej praktyki pozostało confiteor we Mszy świętej.
8. 1. Powracamy do zagadnień związanych ze spowiedzią uszną. Zwłaszcza od czasu Soboru Trydenckiego tej instytucji zostało oddane całe wnętrze człowieka. Okazało się, że odpowiada ona tendencjom Kościoła do coraz większej formalizacji instytucji pokutnej, do ujęcia pod kontrolę sumień wiernych: należy wyznawać przed Kościołem – przed jego przedstawicielem, spowiednikiem – nie tylko złe czyny, ale i wszystkie złe myśli, pragnienia, intencje i wyłącznie tam one mogą być odpuszczone. Oczywiście Kościół naucza, że żal doskonały wystarcza do tego, by grzech był zgładzony, ale równocześnie wymaga, aby wyznać ten grzech na spowiedzi; inaczej nie wolno przystępować do Komunii świętej. W odczuciu wiernych spowiedź stała się jedynym „sposobem” uzyskania odpuszczenia grzechów. Nawet gdy ktoś zapomniał wyznać jakiś grzech ciężki na spowiedzi, to chociaż może aktualnie przystąpić do Komunii świętej, ma jednak wyznać ten grzech na następnej spowiedzi. I tak pomiędzy Bogiem a człowiekiem stanął Kościół jako jedyny autorytatywny pośrednik.
Nie dość na tym. Kościół zaleca spowiadanie się z grzechów lekkich, podkreślając znaczenie wychowawcze takiego aktu. I znowu w odczuciu wiernych zabrzmiało to tak, że spowiedź jest jedynym sposobem oczyszczenia się z grzechów nawet lekkich. A to wszystko stąd, że Kościół potraktował spowiedź jako środek wychowawczy a nie tylko pokutniczy. Sięgnął po ścisłą kontrolę nad sumieniami ludzkimi.
Po tej linii działają spowiednicy. Chociaż mają przede wszystkim słuchać wyznań penitenta, to w razie potrzeby – aby obraz stanu duszy spowiadającego się był pełny – mają zadawać pytania, informować, prowadzić a na końcu – oprócz wyznaczenia pokuty – udzielić pouczenia.
Poprzez swoje przykazanie Kościół zobowiązuje wiernych, aby raz do roku przyjęli Komunię świętą i przystąpili do spowiedzi. Nawet gdyby nie czuli żadnych grzechów na sumieniu, muszą poddać się zabiegowi tej instytucji, czyli zrobić rachunek sumienia, żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy itd. A więc Kościół zmusza swoich wiernych pod grozą grzechu do spowiedzi, bo chce pomóc im w wyzwalaniu się z egoizmu, który w nich narasta z biegiem czasu, uwrażliwić ich na ludzi i świat otaczający – aby mogli być otwarci na rzeczywistość, aby żyli życiem bezinteresownym. Niezależnie od nakazu corocznej spowiedzi Kościół zaleca częstsze przystępowanie do tego sakramentu – np. w adwencie lub z okazji ważnych wydarzeń życiowych, takich jak np. ślub, rocznica ślubu, chrzest dziecka, bierzmowanie, pogrzeb czy rocznica śmierci kogoś bliskiego.
Kościół na przestrzeni czasu systematycznie dokonuje instytucjonalizacji samego „odpuszczania grzechów”. Rozbudowuje instytucję kar kościelnych. W zależności od zagrożenia ze strony jakiejś fali grzechów ogarniającej cały Kościół lub poszczególne diecezje, diecezje te „rezerwują” sobie pewne grzechy – takie jak morderstwa, podpalanie, usuwanie ciąży. Tych grzechów zwyczajni spowiednicy nie mają władzy odpuszczać – są one wyjęte spod ich władzy, a zastrzeżone dla ludzi specjalnie do tych celów przeznaczonych, takich jak np. niektórzy kanonicy kapitulni, a nawet dla samych władz centralnych watykańskich; względnie grzechy te wolno odpuszczać tylko w czasach uprzywilejowanych, takich jak wielki post, rekolekcje. Tu staranie się o otrzymanie rozgrzeszenia, czekanie na uprzywilejowany czas, udawanie się do wyższej instancji, nabiera charakteru typowo jurysdycznego. Oczywiście, w swojej intencji kary kościelne miały uzmysłowić wielkość grzechu, świętość Kościoła i potrzebę świętości ze strony jego członków, ale ich stosowanie łatwo nabierało charakteru administracyjnego „załatwiania sprawy”.
8. 2. W miarę upływu czasu Kościół, doceniając, że ta forma pokuty z jednej strony odpowiada wiernym, a z drugiej umożliwia mu kontrolę nad nimi, skoncentrował swoją uwagę i wysiłek na spowiedzi usznej. Coraz bardziej zaczął udoskonalać tę instytucję. Wyliczał najważniejsze wykroczenia, jakich dopuszczają się chrześcijanie w toku swojego zwyczajnego życia. W książeczkach do nabożeństwa pojawiły się „rachunki sumienia”, formuły „żalu za grzechy”, postanowień poprawy. Ale ujemne strony takiego procesu instytucjonalizacji nie ulegają wątpliwości. To, co ma być pomocą, może łatwo stać się zafałszowaniem rzeczywistości. Egoizm ludzki potrafi się szybko przystosować do takich zagrożeń i zaczyna sobie – w wypadku rachunku sumienia – na te sformalizowane pytania formalizować i odpowiedzi takie, by nie naruszyły stanu jego posiadania. Tym bardziej, jeżeli tym samym formularzem rachunku sumienia dany człowiek posługuje się dłuższy czas. Usiłowanie stworzenia jakichś uniwersalnych rachunków sumienia – spisów grzechów – z konieczności doprowadziło do uogólnień i tak życie wymknęło się spod kontroli książeczek do nabożeństwa. Próbowano w czasach ostatnich konstruować jakieś stanowe rachunki sumienia, aby uniknąć tej właśnie ogólności. Powstały więc rachunki sumienia studenta, lekarza czy inżyniera. Te wszystkie usiłowania wykazywały konieczność przekraczania sformalizowanych spisów grzechów. Dla chrześcijaństwa jest bowiem ważna wrażliwość sumienia ludzkiego, które by reagowało na każde odchylenie. A to jest bardzo trudne, ponieważ człowiek wciąż jest skłonny do folgowania swoim zachciankom i dogadzania swojemu egoizmowi.
8. 3. Na koniec trzeba powiedzieć o skutkach spowodowanych przez błąd jansenizmu. W takim układzie, gdy spowiedź stała się jedyną instytucją pokutną, gdy przejęła na siebie rozstrzyganie o dopuszczaniu chrześcijanina do Komunii świętej, jansenizm był katastrofą dla całego chrześcijaństwa. Groza grzechu ciężkiego, świętokradztwa, piekła za przyjęcie Komunii świętej w stanie grzechu śmiertelnego zaciążyła nad Kościołem, tym więcej, że lista tych grzechów coraz bardziej rozbudowywała się, a do monstrualnych wymiarów wzrosły obszary wątpliwe: gdzie ustalić było wręcz niepodobna czy to grzech ciężki, czy lekki. Spowodował ten stan masowe wycofanie się od pełnego uczestnictwa we Mszy świętej – od przystępowania do Komunii świętej; zresztą jak i od samej spowiedzi.
9. 1. Zwłaszcza od lat sześćdziesiątych [XX wieku] mogliśmy obserwować na zachodzie Europy (55) i w Stanach Zjednoczonych odwrót od sakramentu pokuty. Trwa to do dzisiaj. Coraz mniej ludzi chodzi do spowiedzi i z coraz większą niechęcią. Argumentacja idzie przede wszystkim po linii uzurpowania sobie przez spowiedź prawa do wyłączności odpuszczania wszelkich grzechów – zarzuca się, że ze środka zrobiono cel. Jeżeli celem jest wiara w Chrystusa, wewnętrzna przemiana, świętość członków Kościoła to nieprawdą jest, że do tego konieczna jest instytucja spowiedzi, a nawet jakakolwiek instytucja, czego zresztą Kościół naucza, tłumacząc rolę żalu doskonałego. A po drugie, twierdzi się, że spowiedź uszna nie jest najlepszą formą instytucji pokutnej. Ma ona charakter prywatny. A przecież grzech jest wydarzeniem mającym zawsze znaczenie społeczne i dlatego odwrócenie się od niego powinno też mieć taki społeczny kształt.
9. 2. Aby znaleźć odpowiedź na te zapotrzebowania, można się odwołać do dawnych instytucji pokutnych Kościoła. Ich cechą charakterystyczną był właśnie akcent na wewnętrzną przemianę, a nie na uwolnienie się od grzechu. Zdawałoby się, że jest to przecież sprawa identyczna, w rzeczywistości ta na pozór drobna subtelność ma szerokie konsekwencje. Właśnie dlatego, że nie chodzi tu tylko o żal i zadośćuczynienie pojęte jako same dla siebie, lecz o w e w n ę t r z n ą p r z e m i a n ę, o życie wiarą – o uruchomienie na nowo egzystencjalnej struktury wiary w Chrystusa. Trzeba więc bardziej świadomie operować innymi instytucjami kościelnymi, których działalność określiliśmy jako działalność pokutną nie wprost. Tu należy przede wszystkim instytucja centralna chrześcijaństwa, jaką jest Msza święta. Po drugie: zrezygnować z wyłączności sakramentu pokuty jako środka na odpuszczenie grzechów. Ustawić spowiedź na linii funkcji wychowawczej a poza tym – podporządkować jej znowu, tak jak w pierwszych wiekach, wszystkie wielkie grzechy, które wywołują w społeczności zgorszenie. Powrócić do pluralizmu instytucji pokutnych chrześcijaństwa pierwszych wieków – dowartościować inne formy pokuty w Kościele, np. spowiedź powszechną przy Mszy świętej, spopularyzować nabożeństwa pokutne – w naszych polskich warunkach bazując na rekolekcjach, gorzkich żalach, drodze krzyżowej i dniach skupienia. Rozbudować te instytucje, docenić skuteczność ich działania.
Ostatnio możemy stwierdzić usiłowania Kościoła idące w tym kierunku. W poszukiwaniu tych nowych form sięgnął Kościół do absolucji generalnych. Znał je już wcześniej. Ograniczał jednak ich stosowanie tylko do wypadków naprawdę skrajnych, jak np. na wojnie podczas walk frontowych. Obecnie jednak Kościół żąda gruntowego przygotowania uczestników takiego rozgrzeszenia poprzez rozmaicie opracowane nabożeństwa pokutne. Sprawę tę omawia szeroko dokument Kongregacji Doktryny Wiary z 16 VI 1972 r., w zasadzie nie wnosząc nic nowego.
Powrócił do tego tematu Synod Biskupów obradujący w październiku 1983 roku. Stwierdził on postępujący zanik poczucia grzechu – przede wszystkim w społeczeństwach Europy Zachodniej i Ameryki Północnej – jak również zanik spowiedzi. W czasie swoich miesiąc trwających obrad Synod uznał, że w takiej sytuacji korzystną formą sakramentu pokuty są nabożeństwa pokutne, zakończone rozgrzeszeniem generalnym. Docenił w nich wartość horyzontalną, gdzie pojednaniu z Bogiem towarzyszy wyraźnie pojednanie z ludźmi. Domagał się jednak, aby grzechy tak odpuszczone wyznać przy okazji w spowiedzi usznej – tak jak zresztą tego wymaga nowy kodeks prawa kanonicznego. W ten sposób podkreślił nieodzowność tej formy sakramentu pokuty. Zwłaszcza w wymiarze wychowawczym i kierownictwa duchowego.
Ale ideą wiodącą tego Synodu była prawda, że człowiek powinien mieć stałą świadomość swojej grzeszności i że wobec tego sakrament pokuty – czy to w formie spowiedzi, czy w formie nabożeństw pokutnych zamykanych rozgrzeszeniem – nie ma być jakimś tylko jednorazowym aktem pokutniczym. Wprost przeciwnie – ma prowadzić do ciągłej metanoi, do wewnętrznego nawracania się człowieka w stronę najwyższego Dobra.
9. 3. Powstać może wątpliwość: czy przy tak ustawionym zagadnieniu – przy zwolnieniu wiernych z obowiązku częstych spowiedzi świetych, nie dojdzie do jakichś nadużyć: czy do Komunii świętej nie przyjdą ludzie z grzechami ciężkimi, czy Eucharystia nie zostanie narażona na zbezczeszczenie. Odpowiedzieć należy, że te zmiany postulują inny niż dotychczas model chrześcijanina. W odróżnieniu od sytuacji dotychczasowej, gdzie chrześcijanin był traktowany od dziecka aż do starości jak istota nieodpowiedzialna, którą trzeba bezustannie prowadzić z pomocą rozmaitych przymusowych instytucji, czasy dzisiejsze oczekują człowieka świadomego swojego postępowania. Zresztą od świętokradztwa nie uchroni i spowiedź indywidualna. Możliwość nadużycia istnieje również i w tym wypadku. Nie ma nigdy żadnej pewności czy słowa rozgrzeszenia spowiednika faktycznie uwolnią grzesznika od jego grzechów.
Z drugiej strony należy sobie zdawać sprawę, że rozgrzeszenia generalnego poprzedzonego nabożeństwem pokutnym nawet świetnie przeprowadzonym – jak i wszystkich innych form instytucji pokutnych – nie da się porównać ze spowiedzią indywidualną. Spowiedź indywidualna jest nie do zastąpienia jako środek wychowawczy.
Kończąc, powtarzamy: struktura poczucia winy – objawienie się Boga w Jego sprawiedliwości i miłości człowiekowi, który postąpił niezgodnie ze swoimi obowiązkami – jest w wypadku chrześcijanina równoznaczna ze świadomością odejścia od swego wzoru: Jezusa – i z kolei chęcią powrotu do Niego i do Kościoła, w którym On żyje w sposób mistyczny.
PRZYPISY:
51) Por.: S. M o y s a, Tendencje rozwojowe współczesnej teologii pokuty, C.T. 40, (1970) 66.
52) Por.: J. C h m i e l, Znaki pokuty w Piśmie Świętym, RBL 2 – 3 (1976) 172.
53) B. K o s e c k i, Wyznanie grzechów w praktyce Kościoła zachodniego, RBL 2 – 3, 1977, 65 – 81.
54) „Ta dawna praktyka wskazuje więc na to, że istotnym czynnikiem u chrześcijanina, który przychodzi do Kościoła, aby uzyskać przebaczenie Boże, jest jego w y s i ł e k n a w r ó c e n i a”. J. R. R e d i g o r, Pojednanie w Kościele pierwotnym, w: Conc. 1971, 24.
55) W sprawie sakramentu pokuty i przede wszystkim nabożeństw pokutnych (Bussandachten) charakterystyczne stanowisko dla tamtego okresu zajęła w Niemczech Zachodnich grupa katolików duchownych ale i świeckich zrzeszonych w tzw. Freckenhorster Kreis. Por. Orientierung 31 V 70 s. 113-116.