Biblioteka


A gdy się modlić będziecie




 

A gdy się modlić będziecie
 

Staję przed Tobą, który jesteś Ciszą. Ja, rozgadany, zalatany, z głową pełną spraw wielkich, małych, w której wszystko zmienia się i migocze co chwilę. Proszę Cię, daj mi swoją ciszę.
 Staję przed Tobą, który jesteś Pokojem. Ja, niespokojny, przestraszony, zagrożony przez złych ludzi, przez świat, przez wypadki i nieszczęścia. Proszę Cię, daj mi choć chwilę Twojego pokoju.
 Staję przed Tobą, który jesteś Mądrością. Ja, głupi, widzący na koniec swojego nosa, ciasny, bez horyzontów, wierzący w co bądź, wierzący byle komu. Zlituj się nade mną. Daj mi choć okruch Twojej mądrości.
 Staję przed Tobą, który jesteś Miłością. Ja, zapatrzony w siebie egoista, dbający o swoje sprawy i interesy, zachłanny, pazerny. Pochyl się nad moją miłością, otwórz mi serce na innych, bym choć trochę był dobry.
 

Na początku – odkąd tylko człowiek zaistniał – spotkał się z Bogiem. Wyczuł Go swoją intuicją, swoją tęsknotą, swoją miłością. Potem przyszedł pieśniarz, który Boga wyśpiewał poezją, hymnem, muzyką. Potem kapłan złożył Mu ofiarę i stworzył liturgię. Wreszcie teolog przeanalizował ten dorobek i usystematyzował. Tak powstała religia.
 A ty, gdyś się narodził, zacząłeś drogę od końca. Od razu spotkałeś się z religią. Mama ci narysowała krzyżyk na czole, nauczyła cię Ojcze nasz i Wierzę w Boga i zaprowadziła do kościoła, gdzie była odprawiana Msza święta. Potem zacząłeś brać udział w lekcjach religii.
 Ale tu musisz wykonywać wciąż drogę odwrotną: poprzez religię do spotkania osobistego z Bogiem. Ty musisz Go zobaczyć i usłyszeć przez pacierz. Ty musisz Go spotkać na ścieżkach Ewangelii, którymi cię Jego Syn prowadzi, przez osobiste odprawianie Mszy świętej, jak i innych sakramentów i nabożeństw. Na to zostały stworzone. Taki jest ich cel.
 

Jak się modlisz? Z wszystkich czynności, które składają się na twój dzień, ta czynność jest najświętsza, najważniejsza. Modlitwa powinna być twoim otwarciem się na Boga, który jest wciąż przy tobie, wciąż w tobie.
 Jak się modlisz? Czy potrafisz rano swoimi słowami prosić Go, żeby twój dzień był dobry dla ciebie, dla twoich najbliższych, żeby ci Bóg pobłogosławił – tobie i im? Czy wieczorem, przechodząc cały dzień od rana do wieczora, dziękujesz za to, co w nim było dobre, czy przepraszasz za to, co było złe?
 Jak się modlisz? Czy potrafisz powoli odmówić Ojcze nasz, wsłuchując się w te święte słowa? Jak się modlisz? Umiesz modlić się na różańcu: wejść w rytm powtarzanych „Zdrowasiek”, „Ojczenaszek”, które pomagają ci zbliżyć się do Niego – tajemnic Jego i twojego życia?
Jak się modlisz? Czy potrafisz nie mówić ani słowa, tylko trwać przed Bogiem? Aby opadło całe twoje rozedrganie, pulsowanie, wrzenie, żebyś stawał się ciszą, pokojem, wolnością, światłem, którym jest On sam.
Jak się modlisz? Bo modlitwa powinna promieniować i rozszerzać się w tobie na wszystkie godziny. Żebyś Boga, z którym się łączysz przez modlitwę, mógł zachować na cały dzień – od modlitwy do modlitwy.
 

M
odlić się. Usiąść. Uklęknąć. Upaść twarzą na ziemię. Zamknąć uszy na hałas, który na zewnątrz ciebie i wewnątrz ciebie. Na hałas spraw, ludzi, rzeczy. Zamknąć oczy. Uciszyć chaos wyobraźni, uczuć, przeżyć. Wyłączyć kalkulator mózgu. Nie myśleć. Nic nie czuć. Nic nie mówić. Może najwyżej: Ty jesteś Miłością. Nie po to, żeby Go wołać. On zawsze jest. Ale żeby w tobie zaistniał choć okruch miłości, którą On jest. I tak trwać chwilę. Brać od Niego jak najwięcej ciszy, pokoju, sprawiedliwości i miłości na dalsze życie.
 

Boimy się modlić. Przychodzimy do kościoła w ostatniej chwili – bo w gromadzie raźniej. Wychodzimy z kościoła pośpiesznie – żeby nie zostać z Nim sam na sam.
 Boimy się modlić, a gdy musimy, gdy sumienie nie daje spokoju, odklepujemy dziecinne paciorki prędko, prędko.
 Boimy się modlić. Boimy się stanąć twarzą w twarz, oko w oko. Żeby nie wybuchnął przed nami Płomieniem jak przed Mojżeszem w krzaku gorejącym, żeby nie przemówił do nas Gromem jak do Żydów z góry Synaj, żebyśmy nie usłyszeli tego, czego słyszeć nie chcemy.
 Nie bój się modlić. On tlejącego się lnu nie gasi. On nadłamanej trzciny nie łamie. Spróbuj tak stanąć przed Nim, nie mówiąc nic, nie patrząc, nie słysząc. W zupełnej ciszy trwać przed Nim – bez słowa.
 I wiedz, że najcenniejsze są w każdym dniu te chwile, gdy czujesz Jego obecność. Gdy wiesz, że nie jesteś sam, gdy kontrolujesz Jego oczami swoje postępowanie. Nie bój się Boga. On jest miłością.
 

Wchodzisz na górę modlitwy sam i nie sam. Bo przecież stajesz przed Bogiem z całym swoim światem, który w sobie nosisz, ze wszystkimi ludźmi, z którymi jesteś związany. Żebyś się tylko nie bał zobaczyć siebie w ostrym świetle Jego oceny. Żeby ci tylko nie zabrakło odwagi przebywać w zasięgi Jego wzroku, patrzeć Jego oczami na siebie i swoje sprawy. Żebyś nie rezygnował z wchodzenia na górę modlitwy.
 

Nie obiecuj sobie i Panu Bogu, że kiedyś na pewno pójdziesz na górę wysoką osobno i będziesz się tam modlił, aż twoja twarz zajaśnieje jak słońce i szaty twoje staną się białe jak śnieg. Zatrzymuj się na małych, a nawet bardzo małych pagórkach, które ci się trafiają w ciągu dnia i stań przed Nim, żeby choć na chwilę ogarnęło cię Jego światło i cisza.
 

Bóg stanowi obszar pokoju, światła, miłości. Wyszedłeś od Niego – wracaj do Niego modlitwą. Niech to nie będą dwie minuty odklepane rano i wieczór, nie wiadomo po co. Stań przed Nim: ucisz się, napełnij się Jego światłem, uporządkuj swoje wnętrze zwywracane bałaganem rozwrzeszczanego świata. Trwaj przed Bogiem jak Mojżesz przed płonącym krzakiem. Na to, żeby wejść w codzienność i nie opuszczać Go. – I nie opuścisz Go, jak długo starasz się być uczciwym człowiekiem.
 

Prosić o pokój można tylko swoim pokojem. Prosić o prawdę można tylko swoją prawdą. Prosić o sprawiedliwość można tylko swoją sprawiedliwością. Prosić o miłość można tylko swoją miłością. Prosić o przebaczenie można tylko swoim przebaczeniem.
 Modlitwa to nie grosz rzucony Panu Bogu. Modlitwa jest mną samym.
 

M
odlitwa różańcowa. Monotonnie odmawiane Ojcze nasz, Zdrowaś i Chwała Ojcu, które składają się na część radosną. W tej monotonii bardzo dużo się dzieje. Przychodzisz do swojego Nazaretu. Jesteś aniołem, który zwiastuje tajemnicę Wcielenia, jesteś Marią, która przyjmuje Syna Bożego. Jesteś Elżbietą, którą odwiedza Maria. Jesteś pasterzami, którzy przychodzą do Jezusa oderwani od roboty przez anioła. Jesteś Trzema Mędrcami, szukającymi Boga. Jesteś Symeonem biorącym Jezusa na ręce. Jesteś Marią szukającą zgubionego Syna.
 Monotonnie odmawiane Ojcze nasz, Zdrowaś, Chwała Ojcu w tajemnicach bolesnych. Wtedy modlisz się w Ogrójcu opuszczony przez ludzi. Jesteś niesłusznie biczowany i cierniem koronowany, idziesz na Golgotę, upadając pod krzyżem, spotykasz swą Matkę, pomaga ci nieść krzyż obcy człowiek, umierasz w męce wyśmiany i wzgardzony, i jesteś złożony do grobu niepamięci.
 Monotonnie odmawiane dziesiątki, z których budujesz tajemnice chwalebne. Powstajesz z grobu, promieniejesz światłem. Jaśnieją twoje rany, okazuje się praca, służba, poświęcenie, zaangażowanie – twoje zasługi. Jesteś uwielbiony i wstępujesz do nieba.
 Monotonnie odmawiane dziesiątki Różańca, które pomagają ci sięgać w inny wymiar, aby się nie zgubić w rytmie twoich codziennych spraw.
 

Czyś ty się kiedyś modlił o mądrość? A tyle razy o zdrowie, o to, aby udały ci się twoje sprawy, o ustrzeżenie ciebie i twoich bliskich od nieszczęścia. Bo tak ci się wydaje, że może ci nie dostawać zdrowia, powodzenia – ale mądrości ci nie brak.
 

Módl się za twoich bliskich. Bądź przy nich najlepszą cząstką swojej osobowości, świętością twoją – Bogiem samym. Niech nigdy nie czują się opuszczeni i samotni. Bo każda chwila życia jest chwilą próby i zawsze każdy człowiek potrzebuje siły, żeby sobie mógł poradzić z sobą samym, z ludźmi, z losem. Bądź razem, spotykaj się, pomagaj im, jednocz się z nimi – Bogiem, który w was mieszka.
 

Czyś się kiedyś modlił za twoich wrogów – nie: o nawrócenie. To brzmi niebezpiecznie. Ale o mądrość, o dobroć serca? To równie ważne jak modlitwa za siebie.
 

J
ezus był wciąż pod naporem ludzi – jęczących, zaropiałych, trędowatych, niewidomych, głuchych, sparaliżowanych, opętanych przez szatana, nieszczęśliwych, zmartwionych, zrozpaczonych, biednych, zabłąkanych na życiowych bezdrożach, proszących o ratunek. Jezus wciąż był pod naporem ludzi nienawidzących Go – faryzeuszy, saduceuszy, uczonych w Piśmie, złośliwych, pogardliwych, pytających, podchwytliwych, którzy Go chcieli zniszczyć. Jezus wciąż był pod naporem życia i odchodził modlić się, by mógł je wytrzymać – a to w dzień, a to w nocy – na miejsca odosobnione.
 Na ciebie też wciąż napierają ludzie w tramwajach, na ulicy, w sklepach, w miejscu pracy – agresywni, bezczelni, opryskliwi, niekulturalni, źle wychowani, prymitywni, nienawistni, zazdrośni, wciąż jesteś zasypywany stosem problemów, spraw ważnych, drobnych, bezsensownych, na wczoraj, na przedwczoraj, na dziś, na jutro, na pojutrze. I nie dajesz sobie rady, nie wytrzymujesz, wściekasz się, klniesz, awanturujesz się, przezywasz, nienawidzisz, gardzisz, zazdrościsz. Nie miej pretensji ani do ludzi, ani do świata – ale do siebie, bo się nie modlisz.
 

Nie ma modlitwy niewysłuchanej. Nawet gdyś się modlił o pokój, a wybuchła wojna. Twój pokój popłynie i zstąpi na tych, którzy tego godni: dziecku przyśni się, że tuli spadłego ptaka, żołnierz użali się nad zabitym wrogiem.
 Jesteśmy połączeni nie tylko uściśniętą dłonią, wzrokiem, słuchem, ale duszą. Ktoś na świecie odbiera twoją dobroć, słyszy twoje wołanie, cieszy się twoim miłosierdziem – choć nie zna twojego nazwiska ani miejsca zamieszkania.
 Twój pokój gdzieś na kogoś zstąpi: pocieszy zrozpaczonego, podźwignie zniechęconego, zawstydzi mściwego.
 Gdzieś ktoś na świecie usłyszy twoją tęsknotę. Gdzieś ktoś na świecie uraduje się twoją radością. Gdzieś ktoś na świecie odbierze cię, stanie się lepszy, radośniejszy, spokojniejszy, komuś pomoże, kogoś uspokoi, pocieszy. Nic nie ginie – nie tylko w dziedzinie materii, ale i ducha.