Świętować wydarzenia i rocznice.
Świętować wydarzenia i rocznice. Przeżywać wielkie wydarzenia w twoim życiu. Zawierać ślub, chrzcić dziecko, prowadzić je do pierwszej Komunii świętej, grzebać zmarłego przyjaciela. Świętować zdanie matury, ukończenie budowy domu, oddanie projektu, zakończenie studiów wyższych, obronę doktoratu.
Świętować. Przygotowywać się do tego wydarzenia przez długie dnie, tygodnie, miesiące. Przez twoją miłość, oczarowanie, olśnienie, która cię prowadzi do małżeństwa. Przez twoją ciężką pracę, ale która przecież jest radosną twórczością zakończoną maturą, ukończeniem studiów uniwersyteckich. Przez ciężką chorobę człowieka ci najbliższego, która kończy się jego śmiercią. Świętować – być wielkimi wydarzeniami zaskoczonym, uderzonym, wstrząśniętym.
Świętować. Znaleźć się w innej sytuacji, w innym układzie, na nowym etapie, przekroczyć próg. Jużeś dorosły, z dyplomem w kieszeni, jużeś związany z drugim ukochanym człowiekiem; jużeś samotny po śmierci człowieka. Świętować wydarzenie w życiu osobistym, rodzinnym. Świętować wydarzenie w życiu społecznym, kulturalnym, politycznym, gospodarczym, narodowym, państwowym, ogólnoludzkim. Śmierć wybitnego pisarza – dla ciebie najważniejszego pisarza. Śmierć twojego aktora, twojego piosenkarza, twojego piłkarza, twojego szefa w pracy. Odejście ze stanowiska dyrektora twojego przedsiębiorstwa. Świętować rocznice tamtych wydarzeń. Rocznicę zakończenia drugiej wojny światowej, rocznicę śmierci drogiej ci osoby, urodzin dziadka, babci, kogoś drogiego z twojej rodziny, geniusza, który otworzył ludzkości nową drogę: Bach, Chopin, Kopernik, Einstein.
Świętować rocznicę swoich urodzin, ślubu, matury. Świętować rocznice. To nie tylko przypominać sobie tamto wydarzenie ale je uobecnić: być tam znowu wtedy obecnym – być tu teraz na nowo, wzbogaconym przez to, co się wtedy tam stało. Pomóc sobie. Ty, który szczycisz się tym, że nie jesteś sentymentalny. Urządzić małe święto w domu, z bardziej uroczystym obiadem czy kolacją. Z kwiatkami, w bardziej uroczystym stroju.
Zaprosić paru przyjaciół, przygotować trochę zdjęć, a może nawet przeźroczy czy film z tamtych lat. Świętować rocznice. Uobecnić tamte wielkie chwile, tamto wydarzenie. Tamtą waszą miłość, która was doprowadziła do ślubu. Wasze pierwsze spotkanie się, wasze chodzenie ze sobą, wasze dorastanie do decyzji pozostania ze sobą na zawsze. Uobecnić tamte uniesienia, kiedy chodziliście po ziemi jak zaczarowani, jak wniebowzięci. Bo to potrzebne na to, aby dalej piękniej iść, wzbogaconym tamtymi przeżyciami, z których niektóre zdają się wygasać, zamierać. Świętować rocznicę matury, jej pięciolecie, dziesięciolecie, dwudziestopięciolecie. Ściągnąć choć trochę kolegów i koleżanek. Popatrzeć sobie w oczy. Co z tamtych zamiarów, planów, ideałów pozostało, jak wygląda ich realizacja, jakie dalsze perspektywy, nadzieje. Świętować rocznicę śmierci ukochanych przez ciebie ludzi. To może być babcia, dziadek, matka, ojciec, wychowawca, brat, siostra, kuzyn, wujek, ciotka, przyjaciel. A właściwie nie tak rocznicę śmierci, a przywołać z tej okazji na pamięć raz jeszcze tamtego człowieka, który w twoim życiu odegrał ważną rolę, z któregoś urósł, któremu tyle zawdzięczasz. Przywołać go na pamięć tak jak żył, to co mówił, tę jego obecność, która cię dopingowała, która cię mobilizowała, która powodowała, że pod jego wpływem – nawet gdy nic nie mówił, gdy cię nie pouczał ani nie strofował – ty stawałeś się inny. I teraz, gdy świętujesz ten jego dzień, na nowo staje przed tobą – surowy, uśmiechnięty, milczący, opowiadający anegdotę, dowcip. Świętować jego dzień, abyś się nim znowu wzbogacił, jak bogaciłeś się zawsze, gdyś go spotykał.
Świętować pamięć Jezusa przez Mszę świętą. Być świadomym, że chociaż to inna forma, inny kształt, to jednak jest ona powtórzeniem Ostatniej Wieczerzy. Ale każda niedziela w innym kolorycie roku liturgicznego, każda z jakąś myślą wiodącą, którą Jezus podaje nam w Ewangelii, do której przygotowuje nas Czytanie starotestamentowe, ku której przybliżają nas modlitwy. To wciąż On sam nas naucza, On sam do nas przemawia. Ten, który nas zebrał w tym właśnie kościele w tę kolejną niedzielę, aby z nami być w tajemnicy Eucharystii. Rękami kapłana bierze chleb, błogosławi mówiąc: „To jest Ciało moje, które za was będzie wydane”. Bierze kielich z winem i błogosławi mówiąc: „To jest kielich krwi mojej Nowego Testamentu, która za was i za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów”. I my to powtarzamy, jak On polecił, na Jego pamiątkę. Jesteśmy prowadzeni jak Jego uczniowie. Znowu idziemy polami wśród zbóż, słuchając jak On do nas mówi. Siedzimy na wzgórzu, kiedy On błogosławi, cichych, ubogich, cierpiących. Jemy ryby i chleb przez Niego rozmnożony. Patrzymy, jak lituje się nad trędowatymi, sparaliżowanymi, głuchymi i niewidomymi, uzdrawia, dotyka, kładzie rękę, błogosławi, pociesza. Jak zachęca do życia w jasności tych, którzy się załamali, zrezygnowali, opuścili ręce, płyną falą zła, uważają siebie za skończonych i przegranych. Jak je i pije z grzesznikami i celnikami, pochyla się nad jawnogrzesznicami, zaprasza się do Zacheusza, rozmawia w nocy z bojaźliwym Nikodemem. Jesteśmy z Nim razem co niedziela choć na chwilę, aby z naszej niewiary wzrosła nasza wiara, aby ponad obojętnością zapanowała wrażliwość, ponad nasze interesy wyrosła miłość, aby nad naszym smutkiem zwyciężyła radość; nad naszą beznadzieją wykwitła nadzieja.
Świętujemy adwent, czekając na Niego aż przyjdzie w to nasze życie odmienione: wzbogacone i zniszczone, doroślejsze i smutniejsze przez miniony rok.
Cieszymy się Jego przyjściem w Boże Narodzenie. Z drżeniem serca obserwujemy zagrożenie, jakie narasta wokół Niego od strony faryzeuszy i w Wielkim Poście, towarzyszymy Mu w męce w czasie Wielkiego Tygodnia.
Triumfujemy w Wielkanoc zwycięstwo życia nad śmiercią, prawdy nad kłamstwem, miłosierdzia nad nienawiścią. Otrzymujemy Ducha Świętego w Zielone Święta: Ducha mądrości i odwagi, sprawiedliwości i miłości, aby iść przez trudne życie naszych obowiązków i odpowiedzialności.