ISTOTA PRACY
Rozmawiałeś właśnie z kolegą na temat podwyżek płacy. Może argumentowałeś zbyt gorąco, bo w którymś momencie twój rozmówca wybuchnął śmiechem i powiedział, że dawniej ci na pieniądzach nie zależało, tylko na pracy. Zawstydziłeś się. Przypominasz sobie tamte lata. Był taki czas w twoim życiu, kiedy nawet żartowali z ciebie. Mówili, że świata poza pracą swoją nie widzisz, że to jest najmilszy przedmiot twoich dyskusji, że na końcu rozmowy na jakikolwiek temat wracasz do swoich problemów zawodowych, że zaniedbujesz swoją rodzinę, że nawet do domu bierzesz robotę. Śmiali się z ciebie, że twoi przełożeni, wiedząc o twoim zaangażowaniu, wykorzystują cię ponad miarę i ponad wynagrodzenie, nie licząc się z twoim życiem prywatnym.
A ty byłeś naprawdę dumy z tego, że jesteś potrzebny, że jesteś nieodzowny, że jesteś kimś. Widziałeś w pracy twoje prawdziwe samospełnienie się. Swoją prawdziwą twórczość. Byłeś najgłębiej przekonany, że w tej pracy, którą podjąłeś, wypowiadasz się, że wszystko najlepsze, co w tobie jest, wszystko, czym jesteś, znajduje tu swój zewnętrzny kształt, że twoja praca, twoje dzieło jest wyrazem twojej osoby. Chciałeś tak dalej żyć. Póki jeszcze jest twój czas, póki cię na to jeszcze stać, na ile potrafisz dawać jeszcze z siebie.
Wtedy też twoja praca była dla ciebie niezestawialna z pieniędzmi, które za nią otrzymywałeś. Właściwie sam temat pieniędzy był dla ciebie upokarzający: czułeś się tak, jakby ktoś twoją osobą handlował, jakby ktoś ciebie samego chciał sprzedawać. Na swoje pocieszenie tłumaczyłeś sobie, że po prostu takie są ludzkie układy, iż za pracę otrzymujesz wynagrodzenie. Ale sformułowanie, że na to pracujesz, aby zarabiać pieniądze, brzmiało dla ciebie wprost obraźliwie.
Twój stosunek do pracy ujawniał się w przywiązaniu do zakładu, w którym byłeś zatrudniony. Przypominasz sobie. To stawało przed tobą w całej ostrości, gdy chorowałeś. Nie mogłeś się z tym pogodzić, że nie idziesz do pracy. Tak, oczywiście, bywało, że czasem nawet narzekałeś, że jesteś przepracowany, i na warunki w pracy, na małe wynagrodzenie – to należało do codziennego sposobu bycia – ale gdy przez chorobę to wszystko ci zostało zabrane, czułeś się tak, jakby ktoś zabrał połowę ciebie.
Teraz jest całkiem inaczej, praca służy ci jako środek do otrzymywania pieniędzy. Nie traktujesz jej już jako twórczości, jako realizacji swojej osoby, jako służby bliźniemu. A może odwrotne stwierdzenie jest bardziej prawdziwe: zaczęło cię interesować zbieranie pieniędzy i przestała cię interesować sama praca. Ale przecież tak już jest. Dla czegoś człowiek musi żyć. Nie da się dwom panom służyć. Nie da się dwóch spraw równocześnie realizować. Chociaż ty tego tak nie nazywasz, ale w gruncie rzeczy tak się stało, że ze środka uczyniłeś swój cel i przesunąłeś cały akcent twojego życia na gromadzenie pieniędzy i z kolei na gromadzenie rzeczy. Teraz wiesz dokładnie, po co pracujesz: na to, by jak najwięcej zarobić, kupić, zgromadzić. Obrastasz meblami, dywanami, obrazami. Tym się interesujesz. W to się angażujesz. Kupczysz, kramarzysz, handlujesz, napychasz sobie po kolei wszystkie kieszenie, zbierasz, gromadzisz, chwytasz, wypatrujesz chciwymi oczkami, gdzie jest jeszcze jakaś okazja, by zyskać, porwać, posunąć się krok do przodu, zdobyć. Dzień po dniu coraz bardziej przemieniasz się w pająka czyhającego na swoją zdobycz, łapiącego w swoje sieci wszystko i wszystkich. Prawdziwym ogniem pali się w tobie jedynie żądza posiadania.
Oprócz pieniędzy istnieje drugi bodziec: chwała twoja. To jest prawie nie do wiary, ale naprawdę – sam to możesz stwierdzić, gdy tylko trochę krytycznie popatrzysz na siebie – jesteś jak dziecko, które wciąż rozgląda się za podarunkami, łakociami, czeka na nagrodę, pochwałę, głaskanie po główce, które wciąż wypatruje, czy nie spadnie na nie kij chłosty, nagany, kary, upomnienia. Wszystko robisz, byle tylko zyskać uznanie, wyróżnienie, dyplomy, odznaczenia, byle tylko nie narazić się przełożonym – aż do zaparcia się samego siebie, zrezygnowania z własnej godności. Bez trudności możesz przypomnieć sobie, ile razy nie spałeś w nocy, ile miałeś nocy udręczonych, pełnych zwid i majaków, bo ktoś inny otrzymał słowa pochwały, nagrodę, wyróżnienie, pieniądze, które twoim zdaniem – i nie tylko twoim zdaniem, jak twierdzisz – tobie się należały. Ile nocy nieprzespanych, umęczonych dlatego, że usłyszałeś słowa nagany, kary, upomnienia, na które twoim zdaniem – i nie tylko twoim zdaniem, jak twierdzisz – absolutnie nie zasłużyłeś. Ale powiedz: czy naprawdę to jest takie ważne, co ktoś o tobie powiedział? Czy na to pracujesz? Czy to potrafi cię załamać? Czy – w konsekwencji tego wydarzenia – jesteś gotów nawet zrezygnować z linii swojego postępowania?
Twoja zawodowa praca. – To jest osiem godzin dziennie, najlepszych godzin w każdym dniu, najwartościowszego życia, najwartościowszego czasu twojego życia, którego nie wolno ci mylnie ustawić.
Nie ma innej drogi, aby zacząć naprawdę pracować, jak ta, by zobaczyć ważność tego, co robisz. Ważność tego drobnego odcinka, który ci został powierzony. Abyś się poczuł odpowiedzialny za zrozumienie tej Prawdy, uchwycenie i opisanie jej istoty, za zorganizowanie, opanowanie tego Nurtu, zinstytucjonalizowanie tej Zasady, którą odkryłeś, pilnowanie i zachowanie Porządku, który powinien obowiązywać. – Żebyś ocenił swoją pracę jako Wartość, dla której jest sens żyć.
Aż stanie się tak, że zjednoczysz się z tą sprawą, w którą się zaangażowałeś. Nie będzie przedziału pomiędzy nią a tobą. Będziesz cały nią pochłonięty, zawładnięty. Twoją największą troską będzie, aby jej nie zdradzić, aby wywiązać się ze swoich obowiązków jak najbardziej akuratnie. Spełnić dobro, które jest do spełnienia. Służyć Sprawie, która ci została powierzona.
Wejść w pracę, to znaczy wejść w świat, z którym jesteś ściśle związany całą swoją egzystencją – do którego należysz. A ten świat to jest również świat Boży – świat, którego istotną zasadą, przyczyną jest Bóg.
Tutaj dotykasz jednej z najgłębszych tajemnic świata, siebie samego, Boga. Tajemnicy, a wiec Prawdy, której nigdy nie potrafisz ani pojąć do końca, ani wyrazić: Bóg nie jest tylko Kimś transcendentnym wobec świata, ale uczestniczy w istnieniu świata na zasadzie samego aktu stworzenia, rozumianego w pełnym tego słowa znaczeniu: jako ciągłe stwarzanie na nowo.
Gdy w twoim codziennym trudzie wchodzisz w mądrość tego świata, w jego logikę, bogactwo, złożoność, a zarazem prostotę, gdy starasz się porządkować twoje życie według jego zasad, najprostszych praw, gdy realizujesz Porządek, Prawo, wtedy jednoczysz się z Nim – z Bogiem samym. Właśnie tak pracując odkrywasz, że nie da się oderwać człowieka od świata, a tym samym od Boga. Nie ma budowania świata dla samego budowania świata. Wszystko, co jest światem, jest związane z człowiekiem, jest jego przedłużeniem. Dopiero z człowiekiem świat ma swój pełny kształt. Na drodze twojej pracy następuje realizacja twojej osobowości: twoje wrastanie w Prawdę, w Uczciwość, w Porządek – w Boga samego.
Równocześnie zdawaj sobie sprawę z zagrożeń, jakie płyną ze złej pracy: praca nieuczciwa, nieprawdziwa, nieszczera, bez zaangażowania odsuwa cię od Boga. Twoja praca zawodowa zbywana, lekceważona zamknie w tobie najważniejsze obszary twojego osobistego rozwoju. I może stać się tak, że całe życie przeżyjesz, a nie spotkasz Boga tam, gdzie powinieneś z Nim obcować przez osiem godzin dziennie.