Wielki Post to czas szczególny. Jeszcze poniedziałki, wtorki, środy są podobne do poniedziałków, wtorków, śród zwyczajnego czasu. Ale już czwartki pachną Wieczernikiem. W piątki idziemy Drogą Krzyżową. W soboty panuje cisza grobowa. W niedziele – pusty Grób.
W miarę jak idziemy przez czas Wielkiego Postu – uwyraźniają się obrazy, nagłaśniają się słowa. W czwartki Jezus ostrzega nas: „Jeden z was Mnie zdradzi”. W piątki: „Dziś ze Mną będziesz w raju”. Soboty: oczekiwanie. Niedziele – „Pokój wam”.
Narastają wydarzenia, tłoczą się słowa, oszałamiają zachowania ludzkie. Przed naszymi oczami, w nas rozwija się dramat, tragedia Jezusowa. Pojawiają się zdrajcy i wierni. Kaci i przyjaciele. Czas próby dla każdego z nich – dla każdego z nas. Trzeba się opowiedzieć – za Jezusem czy przeciwko Niemu. Obojętnym pozostać trudno.
W Wielki Czwartek Jezus oświadcza: „To jest Ciało Moje”. Wielki Piątek: „Wykonało się”. Wielka Sobota – cisza Grobowa. Wielkanoc – dzwony Zmartwychwstania.
**********
Nasze pokusy.
Pierwsza pokusa. Mówisz do swojego dziecka: „Ptaki powracają. Kwiaty zaczynają kwitnąć. Wkrótce pojawią się bzy. My jesteśmy Jego umiłowanymi dziećmi – dla nas Bóg świat urządził, On strzeże nas na każdym kroku i opiekuje się nami. I dlatego możemy być spokojni o nasz los przyszły, jak i o teraźniejszość. Nam nic nie grozi. Bóg od wszystkiego złego nas uchroni – od każdego nieszczęścia, od każdej choroby. Nas nic nie może skrzywdzić – On, Ojciec najlepszy, Miłość sama. A ty odmów grzecznie paciorek, a nikt ci krzywdy nie zrobi”.
Druga pokusa. Czasem nie czujemy Go. Jest daleki, obcy, groźny. Na nas wali się nieszczęście za nieszczęściem, przykrość za przykrością, krzywda za krzywdą. Nie ma Go. Wybuchają wojny. Występują rzeki z swych koryt. Ziemia się trzęsie, domy się rozlatują, ludzie giną. Najbliżsi twoi chorują. Popadamy w rozpacz. Nie ma Kogoś, kto by nas obronił, uratował. Jesteśmy jak na krzyżu przybici i wołający: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił”.
A wyjściem jest prawda Jezusa w Ogrojcu, który mówi do swojego Ojca: „Oddal ode Mnie ten kielich. Ale nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”.
**********
Nie chcemy krzyża. Nie chcemy nawet wspominać o krzyżu. Chcemy być weseli, radośni, wciąż młodzi. Chcemy iść lekko przez życie, bez problemów, kłopotów, stresów, bez chorób. Bez cierpienia. Najlepiej bez śmierci.
Tylko musimy przyznać, że ludzkość całą dręczy coraz więcej stresów, kompleksów, zahamowań, zaburzeń emocjonalnych. Coraz więcej jest ludzi psychicznie chorych, załamanych, rozczarowanych, przegranych, którzy siebie przekreślili, którzy nie znajdują miejsca w społeczeństwie. Ale to skrywamy, o tym nie chcemy wiedzieć; nie chcemy, żeby pisano, żeby podawano do wiadomości, żeby ich pokazywano.
A Jezus mówi: Każdy ma swój krzyż. Trzeba go przyjąć i nieść.
**********
Jesteśmy jedyną religią, która za symbol ma krzyż i przybitego do niego Syna Bożego.
Chociaż nie od razu przyzwyczailiśmy się do krzyża. Ani do Jezusa ukrzyżowanego. Pierwsi chrześcijanie rzeźbili, malowali Go jako Pasterza, który niesie owieczkę na swoich ramionach. Później, kiedy nawet zabłysnął krzyż w świątyniach, to wisiał na nim Jezus ubrany w szaty królewskie; z koroną złotą na głowie. Z trudem przyzwyczailiśmy się do Jezusa ukrzyżowanego – w takiej postaci, jak to jest dzisiaj.
Może zawiśniesz na krzyżu. Fizycznie albo duchowo. Ale jeśli zginiesz, wyznając, że Bóg jest Miłością i jedynym przykazaniem twoim jest: kochać – toś się nie pomylił. Zmartwychwstaniesz.
**********
Przed skazaniem Go na śmierć i przed ukrzyżowaniem zapragnął doznać jeszcze trochę miłości, jeszcze trochę radości, jeszcze trochę pokoju. Jeszcze trochę ludzi wiernych, którzy nie opuszczą, nie uciekną, nie oddadzą Go. Udał się do Betanii.
**********
„To nie jest nasz Mesjasz. Nasz Mesjasz zawsze będzie zwyciężał, to nie jest nasz Mesjasz, jeżeli dał się schwycić; to nie jest nasz Mesjasz, który został ubiczowany przez pogan; to nie jest nasz Mesjasz, jeżeli zginął na krzyżu”. Apostołowie odrzucają Jezusa. Tak jak Jezus przepowiedział im przy Ostatniej Wieczerzy.
**********
Pod krzyżem Jezusa stoi Jego Matka. I stoją wszystkie matki, które cierpią z powodu swego dziecka, które poroniły, którym dzieci umarły, którym odebrano dzieci, których dzieci są niepełnosprawne, których dzieci są niewdzięczne, których dzieci zostały niesprawiedliwie powieszone na krzyżu.
**********
Gdy Jezus uciszył burzę na morzu, uczniowie pytali: „Kim On właściwie jest?” A przecież w Kanie Galilejskiej, po cudzie przemiany wody w wino, ewangelista napisał: „I uwierzyli w Niego Jego uczniowie”.
Ale czy wszyscy? Gdy Jezus zapowiadał Eucharystię, niektórzy oświadczyli: „Twarda jest ta mowa i któż jej słuchać może”. I przestali z Nim chodzić. Jezus zapytał pozostałych: „Czy i wy odejść chcecie?” Piotr wystąpił: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego”.
Jezus po Ostatniej Wieczerzy stwierdził niedwuznacznie: „Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy”. A na dziedzińcu Kajfasza i Annasza Piotr oświadczył trzykrotnie: „Nie znam tego Człowieka”.
Tak podobni jesteśmy do apostołów i Piotra.
Mamy chwile uniesień. Świadczymy o tym, że Bóg jest przy nas. Że nas ma w swojej opiece, że kieruje naszym życiem. A przychodzą chwile, gdy czujemy się opuszczeni. Nasze prośby nie są wysłuchane. Błagamy, prosimy – i na próżno.
Jezus prosił Boga o uzdrowienie niewidomych, ułomnych, sparaliżowanych, trędowatych, nawet o wskrzeszenie zmarłych. I otrzymywał. Aż przyszedł czas na modlitwę w Ogrojcu: „Ojcze mój, dla Ciebie wszystko jest możliwe, oddal ode Mnie ten kielich, jeżeli taka Twoja wola”. I nie został wysłuchany.
**********
Przecież Szymon-Piotr zaparł się Jezusa na dziedzińcu Kajfasza i Annasza. A wkrótce po zmartwychwstaniu, nad Jeziorem Galilejskim, Jezus pyta go: „Czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?” Kto są „ci”? To Apostołowie. A przecież oni się Go nie zaparli, tylko pouciekali.
Ale Piotr pożałował swego zaparcia. I – jak św. Łukasz ewangelista pisze – „gorzko zapłakał”.
**********
Życzmy sobie, abyśmy umieli się tak zachować jak Piotr – gdy nam się przydarzy potknięcie. Abyśmy umieli przyznać się do zła i przeprosić Boga, żeśmy od Niego odstąpili choćby na chwilę.
Bo Bóg ocenia ludzi według skali miłości. Trzeba i nam tak oceniać ludzi. Jak i siebie.
**********
My, podobnie jak Piotr, mamy chwile uniesienia i przysięgamy Bogu wierność. A później zapieramy się Go, jak się Piotr zaparł wobec służącej przed pałacem Kajfasza: „Nie znam tego Człowieka”.
A Jezus mimo to pyta nas, jak pytał Piotra: „Czy miłujesz Mnie?”
I losy Kościoła składa w nasze ręce.
Wciąż ufa, że jednak wytrwamy.
**********
Apostołowie nie kochali Jezusa prawdziwą ludzką miłością. On oznajmia im, że będzie zabity. A oni się kłócą, który z nich jest największy.
Miłość bliźniego – to starać się zrozumieć człowieka, który idzie obok mnie. Zrozumieć co mówi, o co mu chodzi. Co go martwi, niepokoi, dręczy. Co go raduje, cieszy. To przejąć się jego przejęciem. Pomagać mu w jego słabości. Wyjaśniać mu jego niewiedzę. To żyć jego życiem, choćby po trosze, choćby na chwilę.
**********
Dlaczego Judasz jest traktowany przez ewangelistów jednoznacznie – jako zdrajca, jako złodziej? Bo sprzedał Jezusa za 30 srebrników. Ale te srebrniki oddał – przyszedł do świątyni, powiedział arcykapłanom: „Zgrzeszyłem. Wydałem krew Sprawiedliwego”. A równocześnie jedenastu nie wytrzymało zagrożenia i zniknęli na czas sądu Jezusa, skazania Go na śmierć, ukrzyżowania, pogrzebu, nie pojawili się przy swoim Mistrzu. Czym się różni grzech Judasza od grzechu jedenastu, którzy uciekli? A jednak to Judasz wśród apostołów był tym grzesznikiem, który zdradził Jezusa. A oni zdrady nie widzieli w swoim postępowaniu?
**********
Zatrzymujmy się przed tajemnicą krzyża.
Jezus mówi do Nikodema: „Potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego”.
Co to znaczy „potrzeba”? Jaka była potrzeba, żeby Jezus został ukrzyżowany?
„Albowiem Bóg posłał swojego Syna na świat po to, aby świat został przez Niego zbawiony”.
Co to znaczy, że świat został zbawiony przez Jezusa?
**********
Duże wrażenie zrobił na mnie – i robi za każdym razem, gdy patrzę na niego – krzyż nowohucki w Arce Pana, dzieło Bronisława Chromego. Jezus przybity jeszcze do krzyża, ale odrywający się od niego, już ulatujący w niebo. Przepiękny, wzruszający, a nawet wstrząsający.
Drugi krzyż, to wielki obraz Salvadore Dali, który zobaczyłem w Nowym Jorku, w muzeum Guggenheima. Krzyż pokazany z góry. Tak jakbyśmy się wznieśli nad Jezusa głową i patrzyli w dół.
Trzeci krzyż to prześwit w formie krzyża, a w tym prześwicie stał Jezus zmartwychwstały. Kompozycja uczyniona we Wrocławiu w białej ścianie ołtarza polowego – przy którym odprawiał Mszę świętą Jan Paweł II.
Ale największe wrażenie zrobił na mnie krzyż w Katowicach, na lotnisku, stojący nad ołtarzem, przy którym miał polski Papież odprawić nabożeństwo. Padał deszcz. Było chłodno, mokro, pod nogami grząsko. Ale naprzeciw nas stał krzyż. Ogromny. Jedyny w swoim rodzaju. Dominujący nad całym lotniskiem. Utkany z kwiatów. Krzyż – który może przerazić, straszyć – cieszył, radował, dawał nadzieję, mówił do nas: Takie może być nasze życie – jak krzyż utkany z kwiatów miłości.
[Z książki: „Na każdy wieczór”]