18 stycznia 2009
NIEDZIELA ZWYKŁA
Poszli za Jezusem
Jezus od zawsze przyjaźnił się ze swoim kuzynem, Janem Chrzcicielem. A gdy zaczął swoją pracę nauczyciela, dobrał sobie nowych przyjaciół. Dwunastu apostołów i 72 uczniów.
Bo jesteśmy istotami społecznymi. Każdy potrzebuje przyjaciół. Przyjaciół na pogodę i niepogodę; na jasny dzień i ciemną noc; na ciszę i na burzę; na radość i na cierpienie; na długą drogę i krótkie wypady.
Samotnie iść – to ryzyko, to prawie samobójstwo. Bo napadnie smutek, stres, słabość, dezorientacja – i zrobimy głupstwo. Braknie tego, kto uratuje, kto poda rękę.
Potrzeba nam ludzi. Wypróbowanych, którzy uwierzyli w nas. Nie zdradzą pod żadnym pozorem. Nie wyśmieją się z naszej największej słabości, odpowiedzą mądrze na trudność; zachowają się roztropnie, gdy jesteśmy słabi; wytłumaczą, gdy nie rozumiemy; ostrzegą, gdy się pchamy w niebezpieczeństwo.
Potrzeba nam drugiego człowieka. Bo jesteśmy monotematyczni, jednostronni. Potrzeba nam drugich oczu, uszu, drugiego tekstu. Potrzeba nam dorady, pomocy, ostrzeżenia, ratunku, podniesienia na duchu, przygaszenia nas, kiedy wariujemy. Żeby żyć rozsądnie, decydować prawidłowo, orientować się w rzeczywistości, w której żyjemy.
Dobrze, jeżeli przyjacielem naszym jest ktoś z rodziny. Ale to za mało. Potrzeba trzeciego zdania, trzeciej opinii, nowego, innego spojrzenia. „A gdy natrafimy na Judasza?” To zostanie ci jeszcze jedenastu wiernych przyjaciół.
I jeszcze do tego trzeba, abyśmy byli wiernymi przyjaciółmi dla tych, którzy oczekują od nas przyjaźni.