1. EKUMENIZM
23 marca 2009
1. Asyż
To było w roku 1986. 27 października. W poniedziałek. A miało to związek z tym, co się działo na świecie: wojna w Iraku i Iranie, wojna w Libanie, wojna w Afganistanie, zamachy terrorystyczne. I wtedy Jan Paweł II organizuje modlitwę o pokój. Miejsce na spotkanie – Asyż. Zaprosił reprezentantów wszystkich religii świata.
Nie do Rzymu, nie do Jerozolimy, nie do Mekki czy Medyny, ale do świętego Franciszka z Asyżu, przez wszystkich ludzi akceptowanego i podziwianego.
Dlatego nie w Rzymie, dlatego nie w Watykanie, dlatego nie w bazylice św. Piotra względnie św. Pawła. Właśnie. Dlaczego w poniedziałek, a nie w niedzielę – bo niedziela jest katolicka; a nie w sobotę – bo sobota jest żydowska; a nie w piątek – bo piątek jest muzułmański. Poniedziałek jest neutralny. Wobec tego będzie się rozgrywało wszystko najważniejsze w poniedziałek, 27 października.
Do modlitwy zaproszeni są wszyscy przedstawiciele rozlicznych wyznań chrześcijańskich i religii pozachrześcijańskich. Rzecz zdumiewająca, w swoim rodzaju jedyna. Będą się modlić – każdy z przedstawicieli z osobna. Przy głośniku, przy kamerze telewizyjnej.
Każdy z przedstawicieli na swój sposób, tak jak to dyktuje jego religia. I każdy będzie dowartościowany, potraktowany poważnie i w pełnej wolności.
Poza tym będą modlitwy wspólne. Ale najbardziej charakterystyczne są te modlitwy indywidualne. Prawie cały świat patrzy się na to widowisko, na to dziwowisko, na tę jedyną w swoim rodzaju imprezę. Modlitwa o pokój nie w jednym kącie świata, tylko o pokój na całym świecie.
Cały świat się modli o pokój. Cały świat z oczami zwróconymi na Asyż modli się o pokój.
Są ludzie, którzy są zachwyceni. Są ludzie, którzy potępiają. I to potępiają przeważnie fundamentaliści chrześcijańscy. Że chrześcijaństwo zrównano z innymi religiami świata. Że Kościół katolicki zrównał się z innymi wyznaniami chrześcijańskimi.
Nazywali tę uroczystość synkretyzmem religijnym, mieszanką – niebezpieczną. Uznaniem wszystkich religii za prawdziwe. Religia chrześcijańska została sprowadzona do jednej z wielu.
Papież zasiada obok przedstawicieli innych religii świata i innych wyznań chrześcijańskich – jak równy z równym.
Nie pomaga tłumaczenie papieża, że zgodnie z Soborem Watykańskim II Kościół katolicki jest pełnią – a w tej pełni uczestniczą inne religie i inne wyznania chrześcijańskie.
2. Pielgrzymki Jana Pawła II
I to, co wydarzyło się w Asyżu, powtarza się w jakiś sposób za każdym wyjazdem papieża na pielgrzymkę po świecie.
Papież jeździ do kolejnych państw, zaproszony przez nich, z wizytą duszpasterską, z wizytą-pielgrzymką. Jeździ, aby powiedzieć, żeby się miłowali. Jeździ do krajów, gdzie religia chrześcijańska jest dominująca – zwłaszcza jeżeli chodzi o europejskie kraje – ale i do krajów, gdzie liczba katolików jest mierzona w jednostkach procentów albo nawet w promilach.
Jeździ po całym świecie nie tylko na to, żeby spotykać się z grupami katolików w Indiach, w Korei, w Japonii czy gdziekolwiek indziej. A jedzie, ażeby spotkać się z hinduistami, z buddystami, z szintoistami, z animistami, żeby wyrazić swój szacunek dla ich religii.
Na Msze święte jego, odprawiane na lotniskach, na błoniach, na łąkach schodzi się setki tysięcy, nawet miliony ludzi – nie katolików tylko, bo ich tam tylu nie ma, ale przychodzą ludzie z innych religii posłuchać, zobaczyć, co ten katolik będzie mówił do nich. I mówi – o miłości, o pokoju, o przyjaźni, o odwadze, o męstwie, o przebaczeniu, o darowaniu, o serdeczności, o dobroci.
Mówi i działa. Na jego Msze święte przychodzą przedstawiciele religii, które tam są dominujące. To zwłaszcza widoczne jest, gdy jedzie na Daleki Wschód. Przedstawiciele buddystów, konfucjanistów, szintoistów, hinduistów – kapłani czy nie kapłani, mnisi. Przychodzą na Msze święte, mają zarezerwowane miejsca w pierwszych rzędach i patrzą, i słuchają. I rozmawiają potem z nim osobiście, w cztery oczy. A on mówi. Rozmawia. Do najważniejszego buddysty na świecie – buddyści nie mają stopni hierarchicznych – który mieszka w Tajlandii – staruszeczek – idzie papież. Zachowuje się tak, jak każdy z gości zaproszonych: zdejmuje buty u progu jego mieszkania i tak dopiero, w skarpetkach, przychodzi, ażeby rozmawiać.
To jest inny klimat, to jest inny świat – to jest nowy świat, to jest nowy klimat. Katolicy byli dotąd twierdzą zamkniętą. Religiami pogańskimi prawie że gardzili, jeżeli nawet nie wyśmiewali. Teraz widzą, że głowa Kościoła katolickiego z największym szacunkiem rozmawia z przedstawicielami religii pogańskich, że w swoich kazaniach chwali ich wielkich synów – synów ich narodu: jak w Indiach Gandhiego albo Tagore.
I staje się coraz bardziej oczywiste, że papież jedzie, aby potwierdzić wartości, które dana religia – tak zwana pogańska – głosi. Przyznaje się do nich, wyznaje je.
3. Msze święte pielgrzymkowe
Zarzucają papieżowi, że chwali pogan. Papież tłumaczy, mówiąc, że Sobór podzielił prawdy wiary na zasadnicze, pierwszorzędne i drugorzędne. Pierwszorzędne prawdy wiary, które są wspólne wszystkim religiom świata, i dlatego im się należy szacunek, to są prawdy takie, jak prawda o Bogu Stworzycielu, o Bogu Ojcu, o Bogu, który nam przygotował niebo, czekające nas po życiu ziemskim, o Bogu który przebacza. I na tej zasadzie możemy mówić o sobie: bracia i siostry. I są prawdy drugorzędne, jak np. Niepokalane Poczęcie Najświętszej Marii Panny, wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny, nieomylność papieża – co do których są zdania podzielone. Ale to nie są prawdy fundamentalne jak tamte.
W kontaktach z innymi religiami katolicy muszą odwoływać się do tych pierwszych prawd, a pomijać drugorzędne. A po drugie, trzeba uszanować specyfikę kulturową poszczególnych religii.
W tych wszystkich i wielu innych dogmatach podstawowych jesteśmy tożsami z naszymi braćmi z innych religii. I ekumenizm to droga, która prowadzi nie do Rzymu, ale do Boga. Przyjeżdżał również po to, aby im powiedzieć: jesteśmy razem w podstawowych prawdach naszej wiary.
Papież mówi kazania, spotyka się z kapłanami, mnichami innych religii. Ale czyni coś więcej: odprawia Msze święte, wprowadzając do nich obrzędy religii pogańskich. I tak w New Delhi, w drugim co do wielkości krytym stadionie świata, zanim odprawi Mszę świętą, to przychodzi w orszaku tanecznym, który przyprowadza go do ołtarza – dziewczęta tańczą i śpiewają. Patrzyłem na to zdumiony, jak papież zatrzymuje się przed ołtarzem, jak wkładają mu na szyję wieniec z kwiatów lotosu, jak malują mu na czole pędzelkiem „trzecie oko Sziwy”, jak, idąc po schodach do ołtarza, zapala lampki oliwne – tak jak to w religii hinduistycznej jest praktykowane.
4. Inkulturacja
To nie tylko on. Msza święta na Dalekim Wschodzie wygląda inaczej niż nasza Msza święta. Nad Tokio – w górach odprawiałem Mszę świętą z moim przyjacielem, Julianem Różyckim, w klasztorze japońskim – albo powiedzieć trzeba raczej: Japończyków. Najpierw godzinę milczenie, od 6 rano, potem Msza święta. Nie miałem ornatu ani mój przyjaciel, tylko liturgiczny szal. Siedzieliśmy na podłodze, z nogami podwiniętymi na kształt kwiatu lotosu, nie na krzesłach. Na podłodze przykrytej tatami stał również kielich i szare opłatki do konsekrowania. I odprawialiśmy Mszę świętą japońską.
Po Soborze Watykańskim II episkopat Indii opracował nowy rytuał, przejmujący obrzędy i formy kultu typowo hinduskie. A więc zamiast przyklękania – głęboki skłon. Podczas aktu pokuty i liturgii słowa – postawa klęcząca, w czasie której dotyka się czołem ziemi. Na znak pokoju – pozdrowienie złożonymi rękami. W modlitwie powszechnej są przewidziane spontaniczne głosy wiernych. Jako jedyna szata liturgiczna kapłana przy Mszy świętej prosta tunika z kolorową stułą. Zamiast świec – kaganki oliwne. Więcej okadzeń, mycia rąk itd. Zamiast „w górę serca” – „skoncentrujcie wasze umysły na Bogu”, zamiast „godne to i sprawiedliwe” – „to jest nasze dharama”, zamiast „Najłaskawszy Ojcze” – „Ojcze oceanu dobroci”, zamiast „Baranku Boży” – „Najdoskonalsza Ofiaro”, zamiast „idźcie w pokoju Chrystusa” – „Biorąc Boże Przykazanie, idźcie drogą pokoju”.
To jest inkulturacja – wyrazić chrześcijaństwo językiem, ruchami, symbolami rodzimymi, w tym wypadku hinduskimi.
5. Wolność religijna
A czas na to, żeby powiedzieć, że Sobór uchwalił, zatwierdził i wyznał wolność religijną. Czas na to, żeby powiedzieć, że każdy człowiek ma od Boga daną wolność wyboru w co wierzy i w jakiej religii chce żyć, do jakiej religii się przyznaje, jaką religię praktykuje. Nie wolno nikogo zmuszać do tego, by przyjął religię taką, jak od niego zażądają, bo tego żądać nikomu nie wolno. To się odnosi do człowieka indywidualnego, jak i do narodu, do społeczności.
I to czas na to, żeby sobie powiedzieć przy tej okazji – czy jesteśmy przekonani do religii chrześcijańskiej? Czyśmy dobrze wybrali? Czy dobrze nam z nią? Czy dobrze nam w niej?
Jakie jest kryterium, które by rozstrzygało o wartości konkretnej religii? Odpowiedź musi brzmieć: miłość. Czy ta religia wyznaje miłość jako najwyższy postulat, warunek, przykazanie obowiązujące każdego człowieka. I czy dysponuje środkami, które mogą doprowadzić do tego celu, który się nazywa miłość. Stawiam konkretne pytanie: Czy ci ta religia odpowiada ze wszystkich najbardziej, czy chciałbyś zmienić? A jeżeli zmienić, to na jaką?
Byłem na spotkaniu z misjonarzami pracującymi w krajach arabskich. I pytałem, czego uczą. Nieoczekiwanie usłyszałem: „Koranu”. Zbaraniałem – „Koranu uczycie? Wy, chrześcijańscy misjonarze?” Odpowiedziano mi: „Najpierw powinni być prawdziwymi muzułmanami, a nie fundamentalistami muzułmańskimi wysadzającymi się w powietrze i mordującymi niewinnych ludzi. Najpierw muszą być prawdziwie muzułmanami. A potem – otwarta droga do chrześcijaństwa”.
To i tak nie bardzo rozumiałem. Aż w Seulu postawiłem pytanie mojemu przyjacielowi Koreańczykowi, z którym zaprzyjaźniłem się na studiach w Niemczech, który tam pracuje w seminarium duchownym jako wykładowca i profesor historii, filozofii – Augustyn Shim. „Tyś się urodził katolikiem czy konfucjonistą?” „Ja już katolikiem”. „A rodzice?” „Byli konfucjonistami”. „Nie żałujesz, że jesteś katolikiem?” Powiedział: „Konfucjusz zaprowadził mnie do katolicyzmu. To jest dla mnie droga do katolicyzmu – Konfucjusz”.
Ale przed każdym z nas to pytanie pozostaje otwarte: Nie żałujesz, że jesteś katolikiem? I jak jesteś katolikiem?
O chrześcijanach mówiono w pierwszych latach: „Patrzcie, jak oni się miłują”.
Jak my się miłujemy?! To o nas mowa. To do nas mowa. My musimy dawać sprawozdanie przed samymi sobą i przed Bogiem. Czy miłujemy się? My w domach, my w pracy, my na ulicy, my na klatce schodowej, my w bloku, my w kamienicy, my w szkole, my w tramwaju, my na każdym kroku. Czy miłujemy się? Czy poznać po tym, że jesteśmy katolikami? My świeccy, my księża, my zakonnicy, my zakonnice.