umieliśmy się
PRZECIWSTAWIĆ
Kościół w Polsce wyszedł obronną ręką
z czasów komunizmu, ale to nie zwalnia
go z obowiązku pytania o przyszłość
o. Mateusz Pindelski SP: Kiedy łatwiej było wierzyć w Polsce: przed czy po 1989 roku?
ks. Mieczysław Maliński: Nie ma takich podziałów. Teraz są inne uwarunkowania, inne realia. Ale w każdych realiach człowiek wierzący musi zachować się tak, jak uczy go sumienie, jak tego uczy Ewangelia. Czy podejmie zadanie, które stawia mu czas, w którym żyje, czy ucieknie od niego, czy zaprze się siebie? To jest wciąż aktualne w obecnych czasach, tak jak było dawniej.
o. Mateusz Pindelski SP: Oddzielenie Polski żelazną kurtyną od zmian, które dokonywały się na Zachodzie, miało dobry skutek, ponieważ powstrzymało laicyzację?
ks. Mieczysław Maliński: Czechosłowacja miała taką samą sytuację i Czesi przestali chodzić do kościoła. Nie oskarżam Czechów; ten czas był równie trudny dla nich, jak i dla nas. Może dla nich był trudniejszy ze względu na pamięć o Husie i o panowaniu w Czechach Habsburgów zwanych katolickimi. Podobnie było w Niemczech Wschodnich: ten czas ich zniszczył. W Polsce było lepiej, bo byliśmy mocniejsi tradycją. Byliśmy nauczeni, co to znaczy mieć rozbiory, być pod okupacją hitlerowską. Umieliśmy się przeciwstawiać, umieliśmy żyć swoim, polskim życiem, pomimo trudności, jakie stwarzały władze komunistyczne.
o. Mateusz Pindelski SP: Co Ksiądz ma na myśli, mówiąc o sile tradycji?
ks. Mieczysław Maliński: Myślę również o tym, że w tym trudnym dla nas czasie mieliśmy osobowości wysokiej klasy: Hlond, Sapieha, Wyszyński, Kominek, Wojtyła, które prowadziły naród. I naród w nie wierzył, i szedł za nimi jak w dym. Osobowości, które się sprawdziły w chwili prześladowania. Tak Wyszyński przez swoje uwięzienie dawał świadectwo, co to znaczy być chrześcijaninem, być człowiekiem. Dawał świadectwo Kominek, Sapieha – podczas okupacji. Może rola, którą odegrał Wojtyła, jest najtrudniejsza do zdefiniowania, ponieważ nie była tak spektakularna. Ale przecież w grudniu 1977 roku „nieznani sprawcy” napadli na księdza Andrzeja Bardeckiego, bliskiego współpracownika Wojtyły, asystenta kościelnego „Tygodnika Powszechnego”. Napadli i zmasakrowali go. Podczas opłatka dla „Tygodnika Powszechnego” Wojtyła powiedział: „Ksiądz prałat dostał za mnie”. Powtórzył to podczas dzielenia się jajkiem na Wielkanoc 1978 roku, na pięć miesięcy przed wyborem na papieża i dodał: „Jestem wrogiem numer jeden PRL-u. Tak mnie oceniają”. Dotąd był Wyszyński wrogiem numer jeden, ale przyszedł czas, że za takiego uznano Wojtyłę, z powodu jego działań, na temat których trzeba by było osobno rozmawiać.
o. Mateusz Pindelski SP: Czy dziedzictwo Peerelu wywiera wpływ na religijność Polaków dziś?
ks. Mieczysław Maliński: Trzeba pilnować znaków czasu. Ludzie się bardzo zmienili. My, księża, tego nie czujemy niekiedy, tego nie rozumiemy niekiedy. Idziemy starymi schematami, a w te stare schematy nie chcą wchodzić nowe pokolenia. My jesteśmy przegrani, jeżeli się upieramy. Trzeba innych rozwiązań. Innych sposobów, innych odpowiedzi, na pytania, które ten człowiek stawia. Kościoły się nam wyludniają. Sakramenty są odsuwane: tak spowiedź, jak i komunia święta, sakrament małżeństwa, namaszczenie chorych. Coraz mniej ludzi bierze udział w nabożeństwach majowych, czerwcowych, październikowych. Trzeba sobie zdawać sprawę, że tak jest. Nie wolno się okłamywać, że to jest przejściowe, że to jest spowodowane przez kulturę konsumpcyjną. To nie jest odpowiedź do końca prawdziwa. Trzeba odpowiadać na pytania, które czas zadaje. A my nie znaleźliśmy odpowiedzi. Powtarzam: udajemy, że nic się nie dzieje. Że to ludzie są winni temu, że nie chcą chodzić na nasze Msze Święte. Że nie chcą słuchać naszych kazań. Wykruszają się nam stare instytucje, a my na nowe nie potrafimy się zdobyć, bo nie wiemy, o co chodzi. Czy w ogóle są potrzebne nowe instytucje, a jeżeli są potrzebne, to jakie? To są pytania, które powinniśmy sobie stawiać.