TRZECIA KONFERENCJA REKOLEKCYJNA



DROGA JEZUSA – NASZĄ DROGĄ

W Święta Bożego Narodzenia śpiewamy Jezusowi:

„Płacze z zimna,

nie dała Mu

Matula sukienki.

Bo uboga była,

rąbek z głowy zdjęła,

w który Dziecię owinąwszy,

siankiem Je okryła”
.

Śpiewamy Mu:

„Lulajże, Jezuniu”.

Chwalimy pasterzy za czujność:

„Wśród nocnej ciszy

głos się rozchodzi”
.

Czcimy Jezusa narodzonego w stajni. I zmagamy się z pytaniem: Czy musiał się Jezus rodzić w stajni?

A potem następne święto – Świętej Rodziny. Z kolei Jezus dwunastoletni zagubiony w świątyni. Uczestniczymy w dramacie Maryi i Józefa szukających Go. I pytamy: Czy Pan Bóg nie mógł oszczędzić Matce Najświętszej i świętemu Józefowi tego szukania? Przez trzy dni szukali Go zrozpaczeni, że Dziecko stracili.

Potem czas nauczania Jezusa. Jesteśmy świadkami Jego wydarzeń. Jego pierwszego cudu w Kanie Galilejskiej. Jego wielkich nauk – chociażby Kazania na Górze.

Śledzimy sprzeciw faryzeuszów, sprzeciw Rzymu. Usiłowania nieprzyjaciół Jezusa, żeby Go skompromitować, żeby doprowadzić do Jego ukamienowania. Towarzyszymy Mu w Jego nieuchronnym zbliżaniu się do katastrofy. Aż następuje schwytanie. I okrutna śmierć, którą opłakujemy wraz z Maryją, Jego Matką i z Jego przyjaciółmi.

„Dobranoc, Głowo święta Jezusa mojego,

któraś była zraniona do mózgu samego”.

„Ludu mój, ludu, cóżem ci uczynił,

w czemem zasmucił albo w czym zawinił”
.

Wreszcie nasza radość – cieszymy się, że Bóg Ojciec wskrzesił Jezusa z martwych i w ten sposób potwierdził wszystko to, czego Jezus nauczał.

„Alleluja, Jezus żyje,

Ten co w grobie spoczywał.

Już Go dłużej grób nie kryje,

jak powiedział, zmartwychwstał”
.

* * *

Co roku to samo. Co roku przeżywamy historię życia Jezusa. Z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc śledzimy, patrzymy, czujemy Go – żyjącego na naszej ziemi.

Ale strzeżmy się, żeby to nie było wpatrywanie się tylko w Jezusa i w Jego historię. Bo tak naprawdę, to jest również nasza historia. W Jego dziejach odtwarza się nasz los. A Jezus uczy nas swoim życiem, jak powinniśmy postępować w sytuacjach analogicznych do tych, które miały miejsce w Jego życiu.

Wpatrzony w Jezusa narodzonego w stajni musisz być świadomy tego, że przyjdzie chwila, kiedy będziesz w podobnej sytuacji jak On. Patrząc na Jezusa leżącego w zimnie i ciemności, płaczącego w żłobie, wiedz o tym, że będziesz czuł się nieraz tak, jak bezradny malutki Jezus niezauważony przez ludzi, powitany jedynie przez pasterzy. I przyjdzie czas, kiedy będziesz spędzał swoje dnie w ubóstwie i w niedostatku.

I może się zdarzyć, że będziesz szukał zagubionego swojego dziecka. Że będziesz prześladowany jak Jezus. Wyśmiany jak On. Skazany jak On. Że umrzesz za wcześnie. Na krzyżu cierpienia.

Ale będziesz miał również chwile radosne. Bo będziesz się modlił szczęśliwy – jak On na górze Przemienienia. Prawie że cię ludzie będą nosili na rękach – jak Jezusa w Niedzielę Palmową. Będziesz miał powodzenie i sukcesy. Żeby ci się wtedy nie przewróciło w głowie – jak Jezusowi się nie przewróciło. Dla Niego zawsze najważniejszy był Bóg-Ojciec i pełnienie Jego woli.

* * *

Gdy myślę o tym, tak mi się nasuwa na pamięć sztuka teatralna, którą widziałem kiedyś w Londynie, ” Jesus Christ Superstar” – „Jezus Chrystus Supergwiazda” – amerykański musicall. Z genialnymi pieśniami solowymi, chóralnymi, z świetną obsadą, w ogromnym teatrze londyńskim. Szlagier, który szedł lata całe przy pełnej sali. Melodie, teksty obiegały świat.

Ale przypomina mi się drugi spektakl: „The Godspell” – „Zachwycenie”, na który poszedłem prawie całkiem przypadkiem. Przecież widziałem spektakl „Jesus Christ Superstar”. Po co jeszcze chodzić na jakieś inne spektakle.

Poszedłem, namówiony przez moich przyjaciół. I zobaczyłem zgrzebną sztukę na maleńkiej scenie, w małej salce. Banda dwunastu apostołów, z radosnym Jezusem Chrystusem, zaśmiewających się – może to złe słowo. Cieszących się. Wciąż się śmiali, żartowali. Wciąż byli jak pod natchnieniem. Wciąż byli olśnieni tą prawdą, że Bóg jest Miłością. Nie mieli co jeść, nie mieli gdzie spać. I wcale się tym nie przejmowali. Dla nich była wciąż uciecha i radość.

Było pokazane również ukrzyżowanie. To trudno sobie wyobrazić i opowiedzieć trudno, ale było to – ukrzyżowanie radosne.

* * *

Wpatrzeni w historię Jezusa musimy wciąż odczuwać, że to również o nas chodzi. Że to jesteśmy my. To nie tylko On. To my. To nasza historia w Jego historii. To nasze życie w Jego życiu. On wskazuje nam swoim życiem, jak trzeba żyć. Że trzeba przyjmować sukcesy i klęski jak dar kochającego Boga.

Towarzyszmy Jezusowi. A jedno z najważniejszych towarzyszeń Jezusowi to modlitwa. On oddalał się od rzesz na górę, aby się modlić. On oddalał się od tłumów – które Go szukały, które chciały Go słuchać, które prosiły, by uzdrawiał ich chorych – odchodził, aby się modlić. On, który był Słowem Bożym, który – zdawałoby się – najmniej potrzebował z wszystkich nas modlitwy, odchodził w samotność i modlitwę. Nie dla przykładu skierowanego do nas – On nic nie robił na pokaz – ale z potrzeby serca.

Raz zabrał ze sobą trzech apostołów. W czasie tej modlitwy apostołowie zobaczyli, że Jezus przemienił się. „Twarz Jego zajaśniała jak słońce” – jak mówi ewangelista –„i szaty Jego zalśniły jak najczystsza biel”.

Uciekać na modlitwę. Uciekać z Jezusem na modlitwę. Z potrzeby serca. Gdy będziemy mieli dość hałasu, gadaniny, kłopotów. Aby twarz nasza zajaśniała jak słońce. Abyśmy się przemienili. Na ludzi spokojnych, ufnych, kochających, mądrych. Ażeby zjednoczenie z Bogiem, które dokonuje się na modlitwie, stało się dla nas wydarzeniem zwyczajnym.

To pierwsze, czego powinniśmy się nauczyć od Jezusa. Ucieczka do Boga, który jest miłością, ciszą, pięknem, który jest mądrością. Żebyśmy tęsknili za Nim. Tak jak dziecko tęskni za matką, za ojcem. Żebyśmy tęsknili za zjednoczeniem się z Nim. Tak jak Jezus wskazuje nam.

* * *

A drugie – gdy przyjdzie cierpienie. A cierpienie przyjdzie na każdego. Wcześniej czy później. Cierpienie osobiste.

Tak gdy myślę o tym, nieodłącznie nasuwa mi się obraz Jezusa w Ogrójcu: „Ojcze, jeżeli to możliwe, niech odejdzie ode mnie ten kielich”. Prosi – w obliczu śmierci: „Jestem młody, dopiero zacząłem nauczać prawdy o Tobie. Przecież na to przyszedłem na świat. Na toś mnie oświecił Duchem Świętym. Dopiero zacząłem! Mam trzydzieści kilka lat. Mogę dożyć do osiemdziesiątki, tak jak niektórzy mędrcy, prorocy, patriarchowie. Wtedy przewrócę ten świat. Wtedy przekonam faryzeuszów i kapłanów. Wtedy będą Cię chwalić i modlić się do Ciebie w Duchu i w prawdzie, a nie poprzez rzeźnię, jaka trwa w Twojej świątyni. Jeśli to możliwe, oddal ode mnie ten kielich. Oddal ode mnie ten kielich!”

Bóg nie oddalił.

Jeszcze na krzyżu – proponowali Mu stojący wokół: „Zstąp z krzyża, a uwierzymy Tobie!”.

„Ojcze! Zstąpię z krzyża i uwierzą we mnie. I dokonam rewolucji religijnej. Zstąpię z krzyża, zejdę z tych gwoździ, na których jestem powieszony. Niech zobaczą Twoją moc. I to, że jestem Synem Twoim. Zejdę z krzyża! I nawrócą się kapłani i faryzeusze, i wszyscy, którzy mnie zwalczali. Zrobimy rewolucję – rewolucję religijną: że Ty jesteś Miłością. Niech uwierzą! Żeś się zlitował nad swoim Synem”.

Nie zdjął Go z krzyża Jego Bóg. Ojciec. Jego Miłość.

To nie tylko Jezus. W podobnej sytuacji jesteśmy my. „Boże, oddal ode mnie ten kielich”. Tyle razy już się modliłeś może w ten sposób. A na pewno będziesz się jeszcze modlił nieraz w ten sposób: „Boże, oddal ode mnie to cierpienie. Daj zdrowie, daj siły, daj moc. Jeszcze żebym pożył. Jeszcze nie jestem taki stary, jeszcze mogę coś zrobić dobrego”.

Masz prawo – tak jak On miał prawo – modlić się do Boga. Jezus sam tego nas nauczał: „Proście”. No to proś. On też prosił. Nie spełniło się Jego marzenie, żeby pożył dłużej. Nie spełniła się Jego prośba. Bo ostatecznym Dawcą życia i śmierci jest On – Bóg Ojciec. On wie wszystko, po co i dlaczego. Ale proś. A nawet gdy nie zostanie spełniona twoja prośba – żebyś przyjął Jego decyzję, tak jak Jezus przyjął decyzję, wisząc na krzyżu: „W ręce Twoje oddaję ducha mego”. Tak mów. Za siebie, za bliskiego człowieka, który umiera. Druga sprawa to cierpienie, które towarzyszy nam całe życie, które przyjdzie wcześniej czy później, które skończy się kiedyś naszą śmiercią.

Ale ta nasza wędrówka przez cały rok, która jest nam wyznaczona przez rok liturgiczny, kończy się zmartwychwstaniem. I gdybyśmy o tym zapomnieli, gdybyśmy skończyli naszą wędrówkę na śmierci Jezusa na krzyżu, na naszej śmierci na krzyżu cierpienia, to byłaby niepełna prawda. Pełną prawdą jest – nasze zmartwychwstanie.

To nie jest tylko Jego zmartwychwstanie – gdy patrzysz na Niego, który po trzech dniach ukazał się Marii Magdalenie i apostołom w Wieczerniku. To również jesteś ty! Ty, który zmartwychwstaniesz. W momencie śmierci. Nie odchodzisz w nicość, to tylko jest przemiana. Tak jak w Jego przypadku to była przemiana. Przemiana w uwielbione ciało.

I to jest pełna prawda o Jezusie. To jest pełna prawda o tobie, o każdym z nas.

My, wpatrzeni w Jezusa Chrystusa, idący z Nim przez rok liturgiczny – któryś już raz towarzyszymy Mu. Nie wpatrujmy się tylko w Niego. Nie wpatrujmy się tylko w Jego cierpienia czy w Jego radości, czy w Jego modlitwy, czy w cuda Jego dobroci, czy Jego bezinteresowność. To jest nasza bezinteresowność. To są nasze modlitwy. To są nasze cuda. To jesteśmy my w Nim, przez Niego reprezentowani, przez Niego nauczani, przez Niego kierowani, prowadzeni.