Trzecia nauka rekolekcyjna




3. TAJEMNICA MSZY ŚWIĘTEJ 
25 marca 2009


     1.  Prawosławie
     Kiedyś zostałem zaproszony przez Ambasadę Polską w Moskwie na spotkanie autorskie. Potem w ramach wdzięczności – nazwijmy to tak – zapytano mnie, co ja chciałbym zobaczyć w Moskwie, gdzie chciałbym iść. Powiedziałem, że na grób Włodzimierza Wysockiego. Urodzony w 1938 roku, zmarł w roku 1980. Pieśniarz ówczesnej Moskwy, Rosji i Europy. Jeden z ostatnich jego wierszy:
          Przed Stwórcą stanę z podniesionym czołem,
          do ukrywania nie mam nic a nic,
          dobrze czy źle, ale swój wóz ciągnąłem
          i żyłem tak, jak się powinno żyć.
          Rozróżniam też, co święte, a co podłe –
          przynajmniej w to mnie wyposażył Bóg,
          i jedną mam, lecz za to prostą drogę,
          i nie chcę szukać żadnych innych dróg.
     Poszliśmy na cmentarz do grobu Wysockiego. Późnym porankiem.
     – Już nie ma bułeczek śniadaniowych – usłyszałem stwierdzenie gospodarza, który mnie prowadził.
     Nie wiedziałem, o co chodzi, o jakie bułeczki śniadaniowe przy grobie Wysockiego.
     Zainteresowałem się kaplicą, która tam w pobliżu stała i dochodził śpiew. Wszedłem. Było ciasno, nabita kaplica. Pogrzeb. Śpiewy przepiękne – jak oni to potrafią śpiewać – barytony i basy. Dym kadzielniany. Celebransi ubrani w kolorowe bogate szaty, przetykane złotą nicią. Świece liczne paliły się na kandelabrach. Obrzęd pogrzebowy się skończył, tłum wylał się na cmentarz. Ciało zmarłego niesione na płaskiej jakby rynnie czy korycie, podniesione w górę wysoko wyciągniętymi w górę ramionami, wypłynęło z ludźmi na cmentarz.
     Rozejrzałem się. Ze zdumieniem zobaczyłem, że na śniegu – bo to zima była – przy grobach siedzą, a właściwie kucają ludzie. Na grobie chleb, kiełbasa, wędliny, flaszka z wódką. Biesiadują ze swoim zmarłym, ze swoimi zmarłymi. Rodzina, przyjaciele, znajomi. Mają ich na wyciągnięcie ręki – druhów, krewnych, matki, ojców, kolegów. Złączeni z nimi, z ich duchem, spożywają posiłek z nimi i dla nich, strząsając krople wódki na ziemię.


     2.  Ewangelicy
     Innym razem, już w Krakowie, byłem na Mszy świętej prawosławnej. Trwała nieskończenie długo. Znowu pełna znaków krzyża świętego, pełna śpiewów, kadzidła, pokłonów, procesjonalnych wejść przez carskie drzwi, na zaplecze ołtarza. 
     Piękne to, oryginalne wszystko. Interesujące, ciekawe. Dla mnie. Na pierwszy raz. Ale gdy przyjdzie setny raz – czy potrafiłbym się zachwycić jak teraz, za pierwszym razem. A przecież tu nie tylko chodzi o zachwyt.


     Inaczej odprawiają Mszę świętą protestanci. Czytanie Pisma Świętego, recytacja psalmów, śpiew jednogłosowy i homilia. Ubiór liturgiczny skromny, biały. Jak w cerkwi Bóg jest obecny przez obrzęd liturgiczny nasycony śpiewem, tak tutaj Bóg jest obecny przez słowo. A to wszystko w kościele pomalowanym na biało, z akcentami czerni.


     My, katolicy, odprawiamy Mszę świętą inaczej. Nie wyłącznie liturgią – jak prawosławie, nie wyłącznie słowem – jak protestanci, ale liturgią i słowem skomponowanymi w harmonijną całość.
     Reforma liturgiczna zaczęła się podczas Soboru Watykańskiego II, który dopuszczał – na zasadzie wyjątku – język narodowy, ale wciąż dominowała łacina. Jednak po Soborze doszło do szeregu reform, przede wszystkim do wprowadzenia języka narodowego – który całkowicie zastąpił łacinę – i odwrócenia celebransa twarzą do wiernych. A oprócz tego, uczestnictwo wiernych w liturgii mszalnej – przez wspólne odmawianie „Chwała na wysokości Bogu”, „Wierzę w Jednego Boga”, „Święty, Święty, Święty” na Prefację, wspólnie odmawiane „Ojcze nasz” i „Baranku Boży”.
     Zaczęło się dziać coś, co można powiedzieć, że nie tylko kapłan odprawia Mszę świętą, ale odprawiają ją po części wierni zgromadzeni w kościele wspólnie z kapłanem. I patrząc perspektywicznie, możemy się spodziewać tego, że udział wiernych będzie wzrastał, aż może recytować będzie wszystkie teksty mszalne pod przewodnictwem kapłana cały kościół. Będzie to prawdziwie sakrament nie księdza celebrującego, ale wszystkich ludzi. I tak wspólnie uczestniczyć będą mogli wszyscy ludzie zgromadzeni w kościele w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa.


     3.  Uobecnienie życia Jezusa
     Ale ten zabieg nie na długo się zda. Zagrozi mu to samo przyzwyczajenie jak poprzednio. Również i w tym wypadku Msza święta nam spowszednieje, znudzi się nam. Bo to nie jest właściwa droga. Problem gdzie indziej. Po prostu Msza święta, gdy ograniczymy ją do uobecnienia śmierci i zmartwychwstania Jezusa, stanie się nudna. Świętowana po raz pierwszy – zachwyca. Po raz drugi, po raz trzeci, po raz dziesiąty – zachwyca. Ale po raz setny – już się opatrzyła. Już przyzwyczajenie przemogło.
     Najświętsze słowo, najświętsze zdanie, najświętsza kwestia powtarzana codziennie, a przynajmniej co niedzielę, ta sama – nuży, otępia, przyzwyczaja, schematyzuje, spłyca, mechanizuje. Nie wyraża już pełni prawdy, którą powinna nieść. Nie uruchamia tych pokładów Rzeczywistości, które powinna uruchamiać. Nie uobecnia nam prawdziwego Boga, tylko Jego atrapę.
     Co zrobić, żeby Msza święta nie nudziła? Żeby na Mszę świętą szło się z radością, że się spotka żywego Jezusa – w nowej postaci. Że się Go odkryje na nowo, jak dotąd niespotykanego. Czy jest taka możliwość?
     Jest, tylko została pominięta.
     A tę tajemnicę niosą Czytania. Starego i Nowego Testamentu.
     Trzeba wyraźnie powiedzieć: Msza święta nie uobecnia nam wyłącznie śmierci i zmartwychwstania Jezusa, ale również całe Jego życie ziemskie, które nam referuje czytany we Mszy świętej odcinek Ewangelii. Z tego wynika fakt, że ta część stanowi istotny element Mszy świętej.
     „A gdy się spóźnię na Mszę świętą, to kiedy jest ważna? Bo słyszałem, że ważna jest od Ofiarowania”. Nic bardziej błędnego. Jak wynika z tego, co zostało dotąd powiedziane, Ewangelia należy do konstytutywnych części Mszy świętej, ona nadaje charakter całemu obrzędowi eucharystycznemu.


     Msza święta to jest uobecnienie Jezusa. Jego tajemnicy życia, śmierci i zmartwychwstania. To jest Jego uobecnienie – nie tylko w tajemnicy śmierci i zmartwychwstania, ale w tajemnicy życia! A to życie nam prezentuje Ewangelia w każdej Mszy świętej. Wspierana przez Stary Testament.
     I tak, na Mszy świętej uczestniczymy w tym, jak Matka Najświętsza przyjęła polecenie Boże słowami: Oto ja służebnica Pańska. My, słuchając tej Ewangelii, uobecniamy Ją dla siebie – w sobie, w swoim umyśle, w swoim sercu, w swojej rzeczywistości ludzkiej, egzystencjalnej. Uobecniamy. Jesteśmy w niej – w tej tajemnicy, która się dokonała w Nazarecie, gdy Matka Najświętsza poczęła Jezusa. Zachwycamy się nią.
     A innym razem będzie Nikodem rozmawiał z Jezusem – to my rozmawiamy z Jezusem. I tak możemy brać dzień za dniem Ewangelię i uobecniać wydarzenia z życia Jezusa. I przepromieniać całą Mszę świętą tym jednym wydarzeniem zawartym w tekście Ewangelii.
     I tak stajemy się Marią Magdaleną. A w kolejnym dniu Piotrem, innym razem Zacheuszem – faryzeuszem przyjmującym Jezusa w swoim domu.
     Cała Msza święta jest przesycona tym jednym wydarzeniem, które przyniosła nam Ewangelia, a w którym uczestniczymy.
     Każda Msza święta jest inna, jest nowa, jest dla nas odkryciem. Bo my się nie tylko umieszczamy w tamtym czasie, ale się utożsamiamy – z Matką Najświętszą, która mówi: Oto ja służebnica Pańska; z Zacheuszem, który się cieszy, że gości Jezusa w swoim domu; z Marią i Martą, które przyjmowały Jezusa w Betanii, razem z swoim bratem Łazarzem. I tak stajemy się Józefem z Arymatei, który zdejmował ciało Jezusa z krzyża; Nikodemem, który przychodził na nocne rozmowy z Jezusem. Utożsamiamy się! To my jesteśmy tym Nikodemem, to my jesteśmy tym Zacheuszem, to my jesteśmy tym Józefem z Arymatei, który przyjął Jezusa do swojego grobu.
     Każda Msza święta jest inna, jest nowa, bo uobecnia nam życie Jezusa w innym szczególe. Czy to będzie przypowieść, czy kazanie, nauka czy wydarzenie, takie jak uzdrowienie, uciszenie burzy czy rozmnożenie chleba. My, słuchając albo czytając te relacje z Ewangelii świętej, nie tylko uobecniamy to wydarzenie czy tę naukę, nie tylko utożsamiamy się z nimi, ale stajemy się Jezusem, upodabniamy się do Niego – co będzie praktycznie realizowane w naszym życiu po wyjściu z kościoła, w naszej codzienności, domowej czy zawodowej, prywatnej czy jakiejkolwiek społecznej. I taki jest sens Mszy świętej dla naszego życia codziennego.
     Tylko tak możemy uratować ten sakrament dla siebie. Stworzyć go twórczym, inspirującym nas na co dzień! Pomagającym żyć. Budującym nasze człowieczeństwo. Towarzyszącym nam całe życie – od dziecinnych lat aż po obecne lata i na przyszłość, oby jak najdłuższą.
     Amen.