Był geniuszem organizacji pracy już wtedy, gdy zaraz po studiach w Krakowie zaczął sam pisać, sam drukować i sam kolportować miesięcznik „Rycerz Niepokalanej”. Później, gdy stworzył w Niepokalanowie – z niczego – klasztor z sześciuset braćmi, którzy w barakach na najnowocześniejszych maszynach drukowali „Rycerza” w nakładzie miesięcznym jednego miliona. A potem również gazetę codzienną „Mały Dziennik”. Ukazał swój talent organizacyjny, gdy zbudował lotnisko, by samoloty pomagały kolportażowi, gdy budował radiostację, jak również wtedy, gdy w Nagasaki założył klasztor i wydawał „Rycerza” po japońsku w kilka miesięcy po swoim tam przybyciu. Był geniuszem żyjącym miłością do Boga i do ludzi. O tym na ogół nie wiemy. Wiemy tylko tyle, że gdy przyszedł czas, oddał swoje życie za brata, który – jego zdaniem – był potrzebniejszy na świecie niż on.
B u n k i e r
_______________________________________________I
Co pomyślał ojciec Kolbe, gdy usłyszał rozpaczliwy szloch stojącego w pobliżu więźnia, wyznaczonego przed sekundą na śmierć głodową? Jak narodziła się w nim decyzja wystąpienia z szeregu i prośby, by mógł iść na śmierć zamiast nieznajomego? Co go do tego skłoniło? Czy można pokusić się o odnalezienie motywacji czynu, który wybuchnął tak nagle i niespodziewanie dla Niemców, dla towarzyszy niedoli, dla niego samego? Podobno w obozie bronił się przed tymi, którzy chcieli mu pomagać, zdaniem, że jest nikomu niepotrzebny. Czy jego decyzja faktycznie wypływała z przeświadczenia, że jest nikomu niepotrzebny. Czy nie raczej z odkrycia, że jest w tej chwili bardzo potrzebny człowiekowi wyznaczonemu na śmierć, który powtarza nieprzytomnie: mam żonę i dzieci. Przecież poczucie potrzebności rodzi się przede wszystkim wtedy, gdy człowiek napotyka na biedę drugiego. Ale równocześnie tylko wtedy, gdy jest wrażliwy na ludzką biedę.
Chyba tak to jest, że gdyby szukać momentu, chwili, sytuacji, która ukazuje człowieka w całej jego prawdzie, to jest nią zawsze sytuacja ostateczna. Chwila, kiedy człowiekowi przystawią lufę rewolweru do czoła. Dopiero wtedy wiadomo, kto jest kto. Ale od takiej chwili jest chyba jeszcze jedna ważniejsza, bardziej decydująca: sytuacja, gdy ta lufa rewolweru jest przystawiona do czoła bliźniego: przyjaciela, bliskiego – albo zupełnie nieznajomego, obcego. Dopiero czyn, który wyrasta w takim momencie, jest w stanie ukazać głębię człowieka.