Cztery opowiadania
dla
czterech pokoleń
Zadzwonił dzwonek domofonu. Podszedł, nacisnął guzik i zapytał:
– Kto tam?
– Ja do pana.
– Słucham.
– Chciałem porozmawiać.
Głos był obcesowy. Tak jakby mówił o rzeczy naturalnej, nie budzącej żadnych wątpliwości, że jego propozycja będzie spełniona.
– O czym?
– O ważnych sprawach.
Głos stawał się coraz bardziej pewny siebie, najwyraźniej nieprzyzwyczajony do tego, by mu ktoś śmiał odmówić, przekonany, że ma prawo wychodzić z takim żądaniem.
– Jakich ważnych sprawach? – zapytał zdezorientowany.
– Moich życiowych.
Zaniepokoił się. Formą, tonem tego głosu. Zaniepokojony, częściowo oburzony, a w ogóle przeciwny, by spełnić to nachalne żądanie.
– Proszę przyjść do biura, w godzinach na ten cel wyznaczonych.
– Jestem z daleka. Przyjechałem specjalnie na spotkanie z panem – nieznajomy mówił to z wyraźną nutą pretensji. – Nie mogę tak długo czekać.
Już nie dowierzał. Żeby przyjechać z daleka w ciemno, bez uprzedzającego telefonu. Nie podobało mu się to coraz bardziej.